Eksperci: regulacja Wisły jest nieekonomiczna i zagraża środowisku
Wymarcie migrujących w górę rzeki gatunków ryb, zniszczenie unikalnych ekosystemów i siedlisk ptaków oraz ogromny koszt - to rezultat, jaki zdaniem ekspertów przyniesie przywrócenie żeglowności na Wiśle.
01.03.2017 17:45
W środę odbyła się debata ekspercka zorganizowana przez organizację ekologiczną WWF nt. rządowych planów przywracania żeglowności polskim rzekom.
Zgodnie z przyjętymi przez rząd założeniami dostosowanie Odry i Wisły do parametrów co najmniej czwartek klasy żeglowności do 2030 r. może kosztować ok. 70 mld zł (samej Wisły ok. 30 mld zł). Przez Polskę przebiegają trzy międzynarodowe szlaki wodne m.in. droga wodna E-30 Odrą łącząca Morze Bałtyckie z Dunajem w Bratysławie, czy droga E-40, która Wisłą łączy Bałtyk z Dnieprem i dalej z Morzem Czarnym.
Budowa i modernizacja szlaków wodnych w Polsce ma też - zgodnie z polityką unijną - zwiększyć udział transportu wodnego. Obecnie w naszym kraju tylko 0,4 proc. transportu odbywa się rzekami. Dzięki inwestycji polskimi rzekami ma być spławiane ponad 30 mln ton ładunków rocznie.
"Polski rząd planuje drastyczną przebudowę tętniącej życiem, swobodnie meandrującej rzeki w ciąg sztucznych jezior lub w kanał. Regulacja Wisły stanowi nie tylko ogromne niebezpieczeństwo dla człowieka, zwiększając ryzyko powodziowe na niektórych obszarach, ale także bezpowrotnie zniszczy unikalny krajobraz i przyrodę najdłużej rzeki w Polsce" - przekonuje WWF.
Ekspert WWF dr Przemysław Nawrocki ocenił, że Wisła dlatego zaczęła "wracać do kondycji", ponieważ człowiek "zostawił ją w spokoju". Zwrócił uwagę, że Wisła jako jedna z niewielu europejskich dużych rzek ma charakter bliski naturalnemu. Znajdują się na niej - szczególnie poniżej Płocka - liczne rozlewiska, wyspy i łęgi będące domem dla tysięcy ptaków np. rybitw. Rezerwat znajduje się także w Warszawie. Nawet powyżej Włocławka (gdzie znajduje się zapora), czyli na bardziej uregulowanej części Wisły znajdują się siedliska oraz obszary Natura 2000.
Nawrocki jako największą tragedię dla rzeki wskazał właśnie zaporę we Włocławku, która nie pełni roli przeciwpowodziowej, ponieważ przez nią powstają niebezpieczne zatory lodowe. Jego zdaniem projektowany ciąg zbiorników zaporowych powyżej Warszawy zwiększy zagrożenie powodzią. Dodał, że ze środowiskowego punktu widzenia Włocławek odciął też drogę do 80 proc. tarlisk dla ryb, przyczynił się też do wyginięcia kiedyś żyjącego w Wiśle jesiotra.
W tym kontekście wypowiedział się ichtiolog prof. Tomasz Mikołajczyk. Przyznał, że niedawno zmodernizowana we Włocławku przepławka zaczyna spełniać swoją rolę, czyli pozwala rybom migrować w górę rzeki. Zwrócił jednak uwagę, że jeśli na rzece powstanie kolejnych 9 progów wodnych ta sytuacja się diametralnie zmieni.
"Wisła to korytarz ekologiczny. Wpada do niej tysiące dopływów. Jeżeli zbudujemy kolejne zapory stracimy 70-80 proc. siedlisk. Stracimy bezpowrotnie łososiowate, czy węgorze" - stwierdził Mikołajczyk.
Ekolodzy z WWF dodają, że środkowy odcinek Wisły w okresie lęgowym zasiedla ok. 160 gatunków ptaków, czyli ponad 70 proc. wszystkich gatunków ptaków lęgowych w Polsce. Nad Wisłą zimuje też bielik. Występują też bobry, wydry, czy nietoperze.
Eksperci zwrócili ponadto uwagę, że regulacja rzek w Polsce nie jest uzasadniona ekonomicznie. Ocenili, że szacowane koszty przywracania żeglowności rzekom na 70 mld zł mogą być niedoszacowane, a realizacja takich inwestycji może być zdecydowanie droższa.
Hydrolog dr Janusz Żelaziński przypomniał, że władze Francji wycofały się z większej regulacji Loary, właśnie po przeanalizowaniu kosztu takiej inwestycji. Przypomniał również, że oprócz samej budowy, infrastrukturę hydrotechniczną trzeba utrzymać. A to kolejne miliardy złotych rocznie.
Eksperci dodali, że jednym z argumentów jest też to, że szlaki wodne na Odrze i Wiśle praktycznie trzeba będzie budować od nowa. Wskazali, że obecnie tylko ok. 5 proc. polskich rzek jest zdatnych do żeglugi.Ich zdaniem inwestycje bardzo głęboko ingerowałyby w rzekę m.in. z tego powodu, że Wisła ma o siedem razy mniejszy przepływ wody od Dunaju. W konsekwencji konieczne byłoby np. zmniejszanie szerokości rzeki na niektórych odcinkach.
"Szkodliwość dla środowiska Dunaju czy Renu, które są już uregulowane nie jest wielka, ale kiedy infrastrukturę trzeba wybudować od nowa, zaczyna się horror" - zaznaczył Żelaziński. Ocenił, że patrząc na dotychczasowe, bardzo wolne tempo powstawania infrastruktury hydrotechnicznej w Polsce np. zbiorników retencyjnych, budowa nowych szlaków zająć może nawet 200 lat.
Paneliści przyznając, że transport rzeczny jest o pięć razy mniej emisyjny od transportu drogowego wskazali jednak, że wynikające z tego ograniczenie emisji w Polsce byłoby znikome. Zaznaczyli, że tą drogą miałoby być przemieszczane ponad 30 mln ton towaru rocznie, co jest stosunkowo niewielką ilością. Przekonywali też, że sama budowa infrastruktury, spowoduje zdecydowanie wyższe emisje CO2.
Dlatego - argumentowali - alternatywą dla transportu wodnego w Polsce jest rozwój transportu kolejowego. "Odciążenie transportu drogowego, zgodnie też z zalecaniami UE (ograniczenie do 2030 r. o 30 proc. takiego rodzaju transportu na korzyść transportu wodnego i kolejowego) może nastąpić bez niszczenia przyrody i wielokrotnie taniej, poprzez przerzucenie tirów na tory. Obecnie tylko 10-15 proc. taboru kolejowego pozwala na takie przewozy" - podkreślił dr Przemysław Nawrocki.
Wisła jest bohaterką tegorocznej akcji ekologów z WWF "Godziny dla Ziemi". Przez cały marzec w każdą sobotę organizacja zaprasza na uroczystości, podczas których symbolicznie koronować będzie królową polskich rzek. Akcja ruszy w najbliższą sobotę w Wiśle, by potem przenieść się do Krakowa i Gdańska. Finał kampanii odbędzie się w ostatnią sobotę marca w Warszawie.
W poprzednich latach w ramach "Godziny dla Ziemi" ekolodzy z WWF zwracali uwagę m.in. za problem zagrożonego wyginięciem bałtyckiego morświna, czy wilków.
Michał Boroń