Ekstremalny test lakierów do paznokci. Sprawdziłam, który przetrwa mecz futbolu amerykańskiego
Może się wydawać, że cały świat manicure został opanowany przez lakiery hybrydowe. Jednak dalej część osób preferuje tradycyjne lakiery do paznokci. Dawno ich nie używałam, więc postanowiłam poddać je ekstremalnemu sprawdzianowi - podczas meczu futbolu amerykańskiego.
24.09.2019 | aktual.: 24.09.2019 12:55
Skąd w ogóle pomysł na ten test? W futbol amerykański gram od kilku lat i jeżeli już miałam pomalowane paznokcie, to były to z reguły tzw. hybrydy.
Dla niewtajemniczonych – lakiery hybrydowe to specjalny rodzaj lakierów, które utwardzane są pod wpływem światła UV i mają znacznie dłuższą trwałość od tradycyjnych lakierów.
Ostatnio nie mam czasu ani na chodzenie na taki zabieg do stylistki (i trochę szkoda mi pieniędzy), ani na robienie tego samej. Wtedy przypomniało mi się, że przecież istnieją zwykłe lakiery (tak, wiem, odkrycie na miarę Krzysztofa Kolumba). Co ciekawe, dopiero poszukując produktów do tego testu, zauważyłam, że marki znacznie ograniczyły swój asortyment w tym segmencie. Niektóre już w ogóle ich nie mają.
Moje jedyne doświadczenie z tradycyjnymi lakierami i sportem było przy okazji jeżdżenia na snowboardzie. Doświadczyłam wtedy, że malowanie paznokci przed przejażdżką nie ma najmniejszego sensu – pół dnia sportu w rękawiczkach kończyło się natychmiastowo odpadającym lakierem.
Z racji tego, że wraz z moją drużyną, Warsaw Sirens, rozpoczęłyśmy rozgrywki w czeskiej lidze, postanowiłam połączyć przyjemne (mecz) z pożytecznym (test lakierów).
Wybór lakierów
Na warsztat postanowiłam wziąć lakiery z różnych półek cenowych. Jednak te też nie są oczywiste – po przeliczeniu ceny na 1 ml okazało się, że lakier, który jest uważany za stosunkowo drogi – Sally Hansen Complete Salon Manicure - okazał się tańszy od marki własnej Sephory. Szczerze? Byłam bardzo zdziwiona. Są też tańsze lakiery – czyli Bell Insta Perfect Nails (kupiony w Biedronce), marka własna sieci drogerii Super-Pharm – Life – oraz Wibo Extreme Nails (kupiony w Rossmannie).
Na zdjęciu powyżej mamy zestawienie lakierów od najdroższego do najtańszego w przeliczeniu ceny za 1 ml lakieru.
Przede wszystkim ciekawiło mnie czy rzeczywiście widać różnicę w trwałości w zależności od ceny. Ta potrafi być naprawdę ekstremalnie różna – między najtańszym a najdroższym lakierem jest 5-krotne przebicie!
Na początku zrobiłam test w wersji "ignorant", czyli pomalowałam paznokcie tylko jedną warstwą lakieru. Wyniki mnie nie zadowoliły, dlatego postanowiłam zrobić też wersję "pełną", czyli nałożyć dwie warstwy.
Przejdźmy do pierwszych wrażeń z malowania:
Sally Hansen, Super-Pharm, 30,99 zł / 14,7 ml
Szeroki pędzelek na długim patyczku – bardzo wygodnie się maluje. Lakier bardzo dobrze się rozprowadza i dobrze kryje już od pierwszej warstwy. Dość długo schnie, więc trzeba uważać.
Life, Super-Pharm, 4,99 zł / 5,5 ml
Cienki pędzelek, w dodatku coś dziwnego stało się z jednym włoskiem – nawet nie wiem jak to nazwać, oceńcie sami na zdjęciu powyżej – jak dla mnie wygląda to strasznie. Lakier jest gęsty, więc ciężko się nakłada. Krycie nie powala, nawet po dwóch warstwach kolor nie jest jednorodny.
Sephora, 15 zł / 5 ml
Fajny kształt buteleczki à la jajeczko, może się sprawdzić jako lakier podróżny. Nie wiem czy to celowy zabieg, czy defekt mojego egzemplarza, ale na drugim zdjęciu możecie zobaczyć, że nakrętka oddziela się od reszty. Pomijając to, w środku znajdziemy całkiem szeroki (jak na te gabaryty) pędzelek na krótkim patyczku. Jednak lakier nie kryje równomiernie nawet po 2 warstwach.
Bell, Biedronka, 5,99 zł / 10 ml
Fajny, płaski pędzelek. Krycie kolorem nie powala, ale po dwóch warstwach jest całkiem ok.
Wibo, Rossmann, 7,39 zł / 8,5 ml
Najgorszy pędzelek ze wszystkich testowanych lakierów. Bardzo cienki i niekształtny. Z pokryciem kolorem też ma problem – po położeniu dwóch warstw dalej nie jest jednorodny.
Ale przejdźmy do rzeczy. Tak prezentowały się paznokcie po pomalowaniu:
Pierwsze wrażenia nadeszły po rozgrzewce - już w tym momencie część lakierów zaczęła się psuć.
Na powyższym zdjęciu - poza stanem paznokci po rozgrzewce - jest też podpis, który palec malowałam jakim lakierem. Jak widać, najbardziej ucierpiał produkt Wibo, a ten od Sally Hansen nie wysechł dobrze do końca - pojawiły się defekty na powierzchni. No, ale trudno. Sprawdźmy, jak lakiery wytrzymały 2 godziny meczu w rękawiczkach, w słońcu i przy wysokiej (jak na tę porę roku) temperaturze.
Jak widać, najbardziej "ucierpiała" prawa ręka, ale nic dziwnego - w końcu jestem praworęczna. Zatem na niej się skupmy. Chyba najgorzej test zniósł lakier marki Life, na kciuku. Drugi w kolejności - Wibo, na małym palcu. Później zaczynają się schody, ale moim zdaniem kolejność jest następująca: Sephora, Sally Hansen i na samym końcu, najlepiej prezentujący się - Bell.
Ostateczne wyniki
Zatem, który lakier najlepiej przetrwał mecz? Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, moim zdaniem wygrywa Bell, a zaraz za nim Sally Hansen. Lakier Sephory uważam za niewart swojej ceny (trwałość wypada trochę gorzej od Sally Hansen, a jest droższy; nie wspominając o gorszym pędzelku). Wibo także bym nie polecała z uwagi na tragiczny pędzelek, który mocno utrudnia aplikację. Lakier marki Life uważam za totalną porażkę - od aplikacji, po krycie, na trwałości kończąc.
Oczywiście pamiętajcie proszę, że każdy palec inaczej pracuje, więc potraktujcie ten crash-test raczej jako wskazówkę niż ostateczną wyrocznię - przynajmniej jeżeli chodzi o trwałość lakierów.
W tym roku zostało mi jeszcze kilka meczów do rozegrania, dlatego może macie jakieś specjalne życzenia co do kolejnych ekstremalnych testów? Dajcie znać na dziejesie.wp.pl