Emerytury europosłów. Rekordziści dostaną przynajmniej 18 tys. zł miesięcznie
Posada europosła to nie tylko prestiż, wysoka pensja i przywileje. To również gigantyczna emerytura. Polscy rekordziści - jak m.in. Jerzy Buzek, Jacek Saryusz-Wolski czy Ryszard Czarnecki - już zapewnili sobie świadczenie w wysokości ponad 15 tys. zł. A według naszych szacunków jeszcze do końca kadencji wzrośnie ono do 18 tys. zł. To dziewięć razy więcej niż przeciętna emerytura z ZUS.
21.08.2017 | aktual.: 21.08.2017 16:18
Około 80 tys. zł netto emerytury miesięcznie, czyli prawie milion zł rocznie - tyle będzie przysługiwać na starość Donaldowi Tuskowi. Przewodniczący Rady Europejskiej, na mocy unijnych przepisów, będzie mógł sięgnąć po te pieniądze już za niecałe 2 lata.
Postanowiliśmy więc sprawdzić, jak sprawa wygląda w kontekście naszych europarlamentarzystów. Aż tak dobrze, jak były premier, mieć nie będą, ale na pewno nie mogą narzekać.
Choćby dlatego, że wiek emerytalny wynosi w ich przypadku 63 lata. Dla mężczyzn jest to więc nawet o dwa lata krócej niż, już niedługo, w państwowym systemie w Polsce. Kobiety natomiast muszą popracować nieco dłużej niż w Polsce. Ale jest na co czekać.
Jak wylicza się emeryturę europosła? Decydujące są tutaj dwie wielkości - wynagrodzenie zasadnicze oraz staż w Brukseli. To pierwsze jest dość łatwo określić, wynosi ono bowiem ok. 8,2 tys. euro brutto. Przy obecnym kursie euro daje to ponad 35 tys. zł pensji co miesiąc.
Drugie jest znacznie bardziej indywidualne - zależy bowiem od stażu w europarlamencie. Za każdy pełny rok spędzony w Brukseli posłowi przysługuje emerytura w wysokości 3,5 proc. wynagrodzenia zasadniczego. Nie więcej jednak niż 70 proc.
Łatwo więc policzyć, że 12 miesięcy pracy daje prawo do ponad 1,2 tys. zł europejskiej emerytury. Dwa lata - 2,4 tys., a jedna pięcioletnia kadencja - 6 tys. zł.
Ale kij ma dwa końce, bo jeśli europoseł nie "dociągnie" do jednego pełnego roku, to nie ma szans na emeryturę z Brukseli. W takiej sytuacji jest na przykład… prezydent Andrzej Duda.
Swoją kadencję rozpoczął on 1 lipca 2014 r., ale zakończył ją 25 maja 2015 r, a więc tuż po wygranych wyborach prezydenckich. Mandat sprawował więc niespełna 11 miesięcy, więc o emeryturze europejskiej może zapomnieć.
Rekordziści z 18 tys. emerytury
#
Wśród naszych europarlamentarzystów są jednak tacy, którzy w Brukseli są już niemal na stałe, bo po raz pierwszy wybrani zostali w 2004 r.
Znajdziemy tam m.in. Jerzego Buzka, Ryszarda Czarneckiego, Jacka Saryusza-Wolskiego czy Lidię Geringer de Odenberg. Oni w europarlamencie są od lipca 2004 r., więc "stuknęło" im już ponad 13 lat. Mają więc prawo do emerytury w wysokości 45,5 proc. pensji zasadniczej.
Do końca kadencji zostały jeszcze dwa lata, więc wskaźnik ten dobije do 52,5 proc. Jeśli więc zdecydują się powiedzieć "pas" i zrezygnują z kolejnej reelekcji, mogą zająć się odpoczynkiem na emeryturze i pobieraniem co miesiąc 18 tys. zł. Oczywiście pod warunkiem, że ukończą 63 lata.
Ale mogą przecież stanąć do wyborów i liczyć na przychylność wyborców już po raz czwarty. A wtedy zapewnią sobie kolejne 5 lat i kolejne 17,5 proc. do emerytury. Osiągną tym samym maksymalny pułap 70 proc. wynagrodzenia zasadniczego, czyli 25 tys. zł brutto świadczenia co miesiąc.
Ubodzy krewni przy Wiejskiej…
#
Gdy porównamy emerytury europosłów z tymi, które otrzymają parlamentarzyści w polskim Sejmie, to okaże się, że przy Wiejskiej nie opłaca się pracować. Przynajmniej nie w porównaniu z tym, na co można liczyć w Brukseli.
O posłach-emerytach pisaliśmy już w WP kilkukrotnie. Polski Sejm nie ma tak rozwiniętego systemu, jak parlament w Brukseli, więc nasi posłowie muszą liczyć na ZUS tak, jak każdy inny obywatel.
Z racji dość wysokich zarobków i tak nie mogą narzekać. Rekordzistką jest Jolanta Hibner z PO. Ona w 2016 r. otrzymała w sumie ponad 115 tys. zł emerytury. Z tym że ponad 70 tys. to właśnie świadczenie z Parlamentu Europejskiego. Hibner była bowiem posłanką przez jedną kadencję.
Pozostali polegają tylko na ZUS-ie, ewentualnie otrzymują emerytury wojskowe. I tak przykładowo Henryka Krzywonos-Strycharska pobiera 6,3 tys. zł miesięcznie, Krystyna Pawłowicz - 4 tys. zł a Antoni Macierewicz - 3 tys. zł.
W ostatnich miesiącach głośno było również o Jarosławie Kaczyńskim, który w 2016 r. zdecydował się przejść na emeryturę i z tego tytułu dostał 38 tys. zł. Nie pobierał jednak świadczenia przez cały rok, trudno więc oszacować wysokość jego miesięcznej emerytury.
… a przeciętny Kowalski jeszcze uboższy
#
Według najnowszych danych publikowanych przez ZUS średnia emerytura w powszechnym systemie wynosiła w ubiegłym roku ok. 2,2 tys. zł. A to oznacza, że Jerzy Buzek, Ryszard Czarnecki czy Jacek Saryusz-Wolski już w tej chwili mają siedem razy tyle, a do końca kadencji będą mieli dziewieć razy więcej niż przeciętny Kowalski.
Na tym jednak nie koniec. Wystarczy spojrzeć do rządowej opinii na temat prezydenckiego projektu obniżenia wieku emerytalnego.
Czytamy w nim, że reforma oznacza dla Polaków dużo niższe świadczenia. Wyliczenia powstały na podstawie przeciętnej emerytury. I tak np., zgodnie z obecnymi przepisami, w tym roku ma to być 2463 zł, a po zmianach 2288 zł, czyli o 175 zł mniej.
W 2018 r. ta różnica wynosić będzie już 239 zł. Rządowe wyliczenia robią duże wrażenie, bowiem wynika z nich, że już w 2030 r. emerytura, według prezydenckiego projektu, będzie niższa od tej wynikającej z reformy PO o ponad tysiąc złotych.
Za 20 lat różnica wzrośnie do prawie 1,7 tys., by w 2060 r. zbliżyć się do 2 tys. zł na niekorzyść emerytów (aż tyle w przód sięgają szacunki rządu).
Jeszcze gorzej wygląda to w szacunkach z podziałem na płeć. Wynika z nich, że za 20 lat mężczyźni ze względu na prezydencką reformę otrzymają świadczenia niższe o niecały tysiąc złotych. Kobiety w tym samym czasie stracą jednak aż 1,8 tys. zł, czyli prawie dwukrotnie więcej.
Oszacowano również wpływ tej zmiany na wydatki z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Już w 2017 r. FUS wyda rocznie 9,5 mld zł więcej, a za 15 lat blisko 20 mld zł więcej niż przy reformie emerytalnej autorstwa koalicji PO-PSL.