Emocje na sprzedaż - czyli prostytucja XXI wieku
Szef wredny, a klient opryskliwy. Ale to nic, masz się do nich uśmiechać od ucha do ucha. W końcu za co ci płacą? Sęk w tym, że im dłużej okazujesz pozytywne emocje, tym bardziej grozi ci depresja. Jak się przed tym bronić?
21.12.2012 | aktual.: 21.12.2012 13:38
Szef wredny, a klient opryskliwy. Ale to nic, masz się do nich uśmiechać od ucha do ucha. W końcu za co ci płacą? Sęk w tym, że im dłużej okazujesz pozytywne emocje, tym bardziej grozi ci depresja. Jak się przed tym bronić?
W powieści "Rot" (Czerwień) Uwe Timm opowiada o Tessy, animatorce zabaw dla klientów biur podróży, którą znaleziono martwą na plaży, nafaszerowaną tabletkami. Przez 15 lat podróżowała z turystami po egzotycznych krajach, zapewniając im rozrywkę i świetny humor, czyli te rzeczy, których jej samej brakowało najbardziej. Autorka pisze: „Wreszcie mogła odpocząć, po tylu latach bezsenności. Była silna, piękna i zdrowa. Jej zadanie polegało na szerzeniu dobrego nastroju. Nie mogła pozwolić, by gdzieś zalągł się smutek.
Najtrudniejsza praca świata...
Dziś nie tylko animatorki zabaw, gwiazdy show-biznesu i prezenterzy telewizyjni muszą tryskać optymizmem. Entuzjazm i humor są obowiązkiem niemal każdego pracownika, zgodnie z amerykańskim powiedzeniem, że szeroki uśmiech wart jest milion dolarów.
Uśmiechnięta depresja
- W tej korporacyjnej mądrości zza Oceanu jest wiele prawdy – uważa Marek Browarczyk, psycholog biznesu i doradca personalny. – Dużo chętniej robimy zakupy w sklepie, w którym za ladą stoi radosna sprzedawczyni, niż tam, gdzie straszą kwaśne miny ekspedientek. Lubimy restaurację, w której obsłuży nas wesoła kelnerka, a nie taką, w której klientów traktuje się jak dopust Boży. Jak wykazały badania przeprowadzone w znanym towarzystwie ubezpieczeniowym Met Life, pogodni agenci sprzedają o jedną czwartą więcej polis niż osoby smutne. Tak jest w pierwszym roku ich pracy, bo w drugim różnica ta wynosi aż 130 proc.
Czy jednak powinniśmy swój uśmiech traktować tak jak każdy inny towar? W tym przypadku proces kupna i sprzedaży wykracza poza sferę dóbr materialnych. Bo przecież nasze uczucia i reakcje emocjonalne nie są czymś takim, jak płaskie monitory, samochody czy filiżanka kawy. A nawet nie można stawiać ich w tym samym rzędzie co umiejętności zawodowe – o czym przypomina filozof Michael J. Sandel. Gdy urynkowimy nasze przeżycia, wewnętrzne impulsy i stany ducha – przekonuje – tak naprawdę wywietrzeje ich wartość i sens.
- Gorszymy się, gdy kobieta sprzedaje swoje ciało, ale czy kupczenie uśmiechem, życzliwością nie jest rodzajem nierządu? – mówi Andrzej Kubiak, nauczyciel etyki w jednym z warszawskich liceów. – To pytanie zadaję czasem swoim uczniom, by ich przygotować na to, co ich czeka w dorosłym życiu, na rynku pracy, w biznesie. Niektórzy z nich twierdzą, że handlowanie uczuciami to wręcz najgorsza odmiana prostytucji. Bo trudno wyobrazić sobie coś bardziej ludzkiego i intymnego niż emocje.
Tessy z książki Uwe Timm odebrała sobie życie. Myśli samobójcze miała także Agnieszka, stewardesa z 10-letnim stażem. W pracy promiennie uśmiechnięta, gdy tylko opuszczała pokład samolotu pokazywała swoje drugie oblicze: osoby pogrążonej w depresji i beznadziei. Straciła sens życia. Swoje smutki zalewała hektolitrami whisky, wódki i wina. W pewnym momencie nie miała sił na dalsze wypełnianie swych obowiązków zawodowych. Gdyby nie nowy chłopak, pewnie skończyłaby z sobą. To on namówił ją na leczenie.
- Za ludzi wypalonych uważa się tych, którzy pracują za dużo i zbyt ciężko – mówi Agnieszka. – Na swoim przykładzie mogę jednak powiedzieć, że wypalenie zawodowe wcale nie zależy od ilości obowiązków czy czasu spędzonego na tak zwanej służbie. Mnie fizycznie i psychicznie wykończyło to, że musiałam bez przerwy grać kogoś, kim nie jestem: pogodną, bezproblemową, wyluzowaną dziewczynkę. Moja prawdziwa, nieco wyciszona, refleksyjna natura zaczęła upominać się o swoje prawa.
Agnieszka wzięła urlop zdrowotny. Z pomocą terapeuty i leków powoli wraca do dawnej formy. Ale o powrocie do pracy stewardesy nawet nie chce słyszeć. Skończyła polonistykę, lubi literaturę, ma znajomych w kilku wydawnictwach i zna kilka języków obcych – to mocny fundament, na którym można zbudować nowe życie i nową karierę.
- Spróbuję swych sił jako tłumaczka książek, dostałam już kilka ciekawych propozycji – cieszy się była stewardesa. – A jak to mi się nie spodoba, wypróbuję kilka innych pomysłów na siebie. Najważniejsze, że znów chce mi się żyć.
Nadzieja mimo wszystko
Nie wszyscy są jednak w tak dobrej sytuacji, że niemal w każdej chwili mogą zmienić zawód. Przykładem Karol, niski rangą urzędnik z województwa zachodniopomorskiego, który ma na utrzymaniu dwójkę dzieci i bezrobotną żonę. Jego szef to kanalia, a petenci swoimi pretensjami i krzykami nierzadko doprowadzają go do łez. Mimo to trwa na posterunku. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy. Bo we, że gdyby się zwolnił, długo szukałby kolejnej pracy. A jeśli nawet by ją znalazł, to za jakieś marne grosze, choć przecież i teraz nie dostaje kokosów. Czy dla takich ludzi jest jakaś nadzieja?
- Łatwiej znosić przymus szerzenia dobrego nastroju wokół, gdy uważa się to za rodzaj aktorstwa, gry – wskazuje psycholog Browarczyk. – Uczestnikom swoich sesji i szkoleń mówię tak: wyobraźcie sobie, że wchodzicie na scenę i macie odegrać pewną społeczną rolę, z którą wcale nie musicie się utożsamiać. Tak ludzie ci nabierają dystansu do siebie i tego, co robią codziennie w pracy.
Jest to jednak strategia na krótką metę. Długofalowy plan zakłada poszukiwanie takiej pracy, gdzie człowiek może być sobą.
- Dopóki ludzie sytuację udawania uważają za tymczasową i mają nadzieję na zmianę, dopóty łatwiej zachować im równowagę i wewnętrzny spokój – podkreśla Marek Browarczyk. – Kto przestaje wierzyć w możliwość odmiany swego losu, już przepadł.
mk, AS, WP.PL