Erotyczne imperium w defensywie
O kryzysie w Polsce wciąż, jak dotąd, raczej słyszymy niż go odczuwamy. Zdaniem specjalistów, zwykłym zjadaczom chleba da się we znaki dopiero jesienią
Jednym z nich jest owiany legendą erotyczny magazyn „Playboy”, którego zyski w I kwartale tego roku spadły o ponad jedną trzecią. Niektóre branżowe pisma wieszczą nawet rychły koniec miesięcznika z królikiem w herbie. Tym razem mogą nie wystarczyć gruntowne zmiany: zamknięcie nowojorskiego i kalifornijskiego oddziału, przeniesienie części pracowników do Chicago i redukcja etatów o ponad połowę. Mówi się o przejęciu „Playboya” przez największego indywidualnego udziałowca firmy Virgin Media Richarda Bransona, o wyprzedawaniu majątku przez legendarnego, 83-letniego dziś Hugh Hefnera, który w 1953 roku stworzył gazetę, wypuszczając na rynek jej pierwszy numer z Marilyn Monroe na okładce (i w środku). Hefner, który zaczynał karierę jako skromny rysownik, jest dzisiaj bogatym człowiekiem. Nie uniknął jednak konieczności wystawienia na sprzedaż swej kalifornijskiej posiadłości. I chociaż, póki co, sławna rezydencja Playboy Mansion pozostaje w jego posiadaniu, to podstarzały szef nie może już być pewny nawet swoich
najbliższych współpracowniczek, to znaczy trzech mieszkających wraz z nim blondwłosych „króliczków”. Hefner zapisał się w historii mediów XX wieku, tworząc gazetę nowego typu. Przeznaczoną dla mężczyzn, niestroniącą od erotyki, co ponad pół wieku temu musiało szokować. A przy tym będącą swego rodzaju odpowiednikiem pism kobiecych. „Playboy” pisał o życiu wyższych sfer, reklamował luksusową męską odzież, samochody, perfumy i alkohole. Zamieszczał opowiadania i teksty najwybitniejszych pisarzy: Ernesta Hemingway’a, Johna Steinbecka, Salmana Rushdiego. Stał się swoistym znakiem jakości.
Jego ekspansja była imponująca. Lokalne edycje „Playboy’a”, rozsiane po całym świecie, przyczyniły się w znacznym stopniu do umocnienia pozycji finansowej firmy Playboy Enterprises, którą do grudnia ub. roku kierowała Christie, córka Hefnera. „Playboy” był wydawany w 36 krajach (dziś w 22). Czytali go, lub czytają, w Japonii, Brazylii, RPA, Chinach, niemal całej Europie. Sławny królik z muchą zapuścił się nawet do krajów islamu. Zaakceptowała go Turcja, a odrzuciła Indonezja, skąd musiał zrejterować po wydaniu jednego numeru, i głośnym skandalu, w 2006 roku. „Playboy” zatrudniał setki dziennikarzy, współpracował z tysiącami znanych osobistości.
Przy tym wszystkim spadek popularności – i dochodów – nie jest dla miesięcznika niczym nowym. Jego historia to ciągłe wzloty i upadki, choć nigdy nie zanotowano tak znaczącego obniżenia zysków, jak ostatnio. Apogeum sławy osiągnął na początku lat 70., na fali rewolucji obyczajowej poprzedniej dekady. W listopadzie 1972 roku sprzedało się ponad 17 mln egzemplarzy gazety. Odtąd sprzedaż, mierzona na przestrzeni dłuższych odcinków czasu, spadała. Powodem było pojawienie się innych, idących króliczym tropem pism, jak „Penthouse”, przesyt erotyką, a wreszcie Internet. To wszystko sprawiało, że królik miał coraz bardziej pod górkę, mimo wsparcia znamienitych autorów i najpiękniejszych kobiet świata.
Dopływ świeżej krwi zapewnił mu przewrót 1989 roku i wynikające stąd poszerzenie rynku o kraje postkomunistyczne. Dzisiaj gazeta wychodzi w niemal wszystkich krajach byłego bloku wschodniego. W Polsce pojawiła się w grudniu 1992 roku, na początku kosztowała 29.500 zł. Pisali do niej m.in. Stanisław Lem, Daniel Passent, Zygmunt Kałużyński. Pierwszym naczelnym był Tomasz Raczek. Polski „Playboy”, mimo postrzegania go jako gazety „dla dorosłych”, stał się zarazem towarem luksusowym, jeszcze jednym dowodem na to, iż Polska czasy siermiężnego socjalizmu ma już nieodwołalnie za sobą. Wyrafinowana szata graficzna, działy poświęcone kulturze, modzie, podróżom czynią zeń, mimo wszystko, towar z górnej prasowej półki.
Na sławę „Playboy’a” zapracowały jednak przede wszystkim zdjęcia rozebranych pań. Nie inaczej było i w Polsce. Przez pewien czas, a konkretnie od momentu, gdy pojawiły się w nim zdjęcia Kory Jackowskiej, sesje w „Playboy’u” stały się nawet modne wśród naszych celebrytek. Gazeta zatrudniała jako modelki m.in. Annę Przybylską, Katarzynę Skrzynecką, Jolantę Fraszyńską czy Dodę. O pieniądzach za rozbierane sesje krążyły legendy. Jedna z modelek (akurat żadna z wymienionych) przyznała, że dzięki sesji w magazynie z królikiem mogła sobie pozwolić na zakup dobrego samochodu. Jak kryzys obejdzie się z „Playboy’em”? Edycja amerykańska, tnąc koszty, w lipcu i sierpniu ma wydać tylko jeden, łączony numer. W Polsce o podobnych zabiegach na razie nie słychać. Polska edycja gazety już dawno żyje własnym życiem i los amerykańskiego „królika-matki” nie musi mieć bezpośredniego przełożenia na jej przyszłość. Czy jednak obecna sytuacja na światowych rynkach sprawi, że dziennikarze polskiego „Playboy’a” zaczną poszerzać
szeregi bezrobotnych?
Jarosław Kurek