Euro nie zaszkodziło Słowacji
PKB Słowacji w 2009 r. spadł o 4,7 proc. W tym samym roku PKB Polski wzrósł o 1,8 proc. Słowacja ma euro, a Polska nie. Czy można z tego wyciągnąć wniosek, że euro jest szkodliwe dla wzrostu gospodarczego w warunkach zawirowań? – pisze dr Paweł Gajewski z NBP.
29.06.2010 | aktual.: 01.11.2010 18:16
Przykład Słowacji pokazuje, że parasol euro przydaje się w okresach zawirowań wewnętrznych. Dzisiaj, po wyborach parlamentarnych, Słowacja stoi na rozdrożu. Po nieudanej próbie sformowania rządu, podjętej przez dotychczasowego premiera Robert Fico, misję stworzenia nowego gabinetu otrzymała liderka największej z centroprawicowych partii opozycyjnych, Iveta Radiczova. Słowacja notuje największy wzrost gospodarczy w UE, ale jednocześnie ma 15 proc. bezrobocie i deficyt sięgający 8 proc. Tworzenie stabilnej koalicji z aż czterech partii może generować niepewność na rynkach finansowych, która może skutkować m.in. nasileniem krótkookresowych wahań kursowych czy wzrostem oprocentowania obligacji.
Słowacja postarała się jednak zawczasu o polisę ubezpieczeniową – wspólną walutę. Dzięki niej problemy wewnętrzne, w tym polityczne, w mniejszym stopniu przeszkadzają przedsiębiorcom prowadzić swoją działalność, a gospodarce płynnie się rozwijać. W jaki jeszcze sposób euro wzmacnia wzrost gospodarczy Słowacji? Choćby niższymi kosztami kredytu, co ma szczególnie duże znaczenie dla słowackich przedsiębiorstw. Popyt inwestycyjny dużo szybciej może się zregenerować, gdy oprocentowanie kredytów jest niskie. Słowackie banki działają zgodnie z regułami narzucanymi przez EBC i system bankowy pozostałych krajów strefy euro. Obecnie podstawowa stopa procentowa w strefie euro jest o 2,5 punktu procentowego niższa niż w Polsce, co ma oczywiście przełożenie na stopy rynkowe.
Siła słabej waluty
W Polsce nie brakuje głosów, że to właśnie deprecjacja złotego w drugiej połowie 2008 r. i w pierwszej połowie 2009 r. pozytywnie wpłynęła na zeszłoroczny polski wzrost gospodarczy. Dzięki dzięki osłabieniu złotego Polska jest „zieloną wyspą” na mapie kryzysowej Europy. Za tą tezą przemawia fakt, że stanowiący wkład do PKB eksport netto, czyli różnica między eksportem a importem zależy między innymi od kursu walutowego. Dokładne porównanie sytuacji w Polsce i na Słowacji pokazuje, że nie sposób do końca się z tym zgodzić.
Owszem, deprecjacja złotego zaabsorbowała częściowo skutki kryzysu, ale nie należy przeceniać jej roli. I to zarówno w czasie kryzysu, jak i w ogóle. Spójrzmy nieco głębiej – w 2009 roku eksport netto wzrósł zarówno na Słowacji (o 1,3 proc.), jak i w Polsce (o 2,1 proc). W obu przypadkach przyczyną wzrostu eksportu netto był fakt, że import spadał szybciej niż eksport. Tym niemniej eksport spadł silnie w obu krajach. Dlaczego? Ponieważ eksport w większym stopniu zależy od popytu zewnętrznego niż od kursu walutowego. Pokazuje to proste porównanie – eksport Polski (liczony w euro, a tym bardziej w złotych) był większy w drugim kwartale 2008 roku, kiedy euro kosztowało średnio 3,40 zł, niż w drugim kwartale 2009 r., gdy cena euro wynosiła średnio 4,45 zł.
Co więcej – słaba waluta jest jednoznacznie korzystna dla eksporterów tylko wtedy, gdy nie ma silnych powiązań między importem a eksportem, to znaczy wówczas, gdy eksporterzy nie wykorzystują importowanych surowców, półproduktów i maszyn. Tak się jednak składa, że powiązania te są silne zarówno na Słowacji, jak i w Polsce. Dlatego osłabienie złotego może istotnie poprawić polski eksport tylko na stosunkowo krótko – to znaczy dopóki nie wyczerpią się zapasy importowanego „wkładu” do eksportu. Jednak wzrost kosztów importowanych materiałów, surowców i półproduktów szybko prowadzi do pogorszenia konkurencyjności krajowego eksportu. Rzecz jasna w rozmaitym stopniu dotyczy to różnych eksporterów.
dr Paweł Gajewski, Biuro ds. Integracji ze Strefą Euro NBP
Więcej na Obserwatorfinansowy.pl »