Europejskich niepokojów ciąg dalszy
Najważniejszą informacją dzisiejszego dnia miał być wynik aukcji hiszpańskich obligacji, ale wcale tak się nie stało. Rynek niejako z niedowierzaniem patrzył na dobry rezultat sprzedaży obligacji w Madrycie i z niecierpliwością szukał pretekstu do spadków. Znalazł go w postaci plotek o możliwej obniżce ratingu Francji.
Poranek na europejskich parkietach był nadzwyczaj spokojny, ale była ta przysłowiowa cisza przed burzą. Indeksy lekko zyskując na wartości czekały na wyniki sprzedaży dwu- i dziesięcioletnich obligacji hiszpańskich. Okazało się, że sprzedano więcej papierów dłużnych od planu, przy sporym popycie i rentownościach mniejszych niż na rynku wtórnym. Wynik niezły jak na złą prasę południa Europy, ale rynki zareagowały realizacją wcześniejszych zysków. Argumentem do zakupów nie były również wyniki aukcji francuskich obligacji, które były nadzwyczaj dobre.
Okazało się bowiem, że oprocentowanie pięcioletnich obligacji wzrosło zaledwie o 5 pkt bazowych w relacji do aukcji z 15 marca. Przypomnę, że przez ostatni miesiąc bardzo wiele się zmieniło i wzrost oprocentowania z 1,78% jedynie do 1,83%, był wynikiem wręcz rewelacyjnym na tle burzliwych zmian rynkowych.
Skoro pozytywne informacje z rynków długu nie skutkowały zwyżkami cen akcji, a argumentów do sprzedaży brakowało, to indeksy konsolidowały się w oczekiwaniu na dalsze impulsy. Teoretycznie za argument do zmiany nastrojów mogły posłużyć wyniki amerykańskich instytucji finansowych, ale skoro po wyłączeniu zdarzeń jednorazowych okazały się lepsze od oczekiwań, to i je zignorowano. Wyglądało to tak, jakby inwestorzy czekali na pretekst do wyprzedaży i z powodu dobrych informacji nie mogli go znaleźć, do czasu… Dobrą wymówką do przeceny okazała się bowiem plotka o możliwym obniżeniu ratingu dla Francji. Informacja sama z siebie nie nowa, szybko zdementowana i oczywiście mało wiarygodna, ale i tak przysłużyła się do zmiany rynkowych nastrojów. Dotychczasowe zwyżki indeksów zamienione zostały na spadki, a gorsze dane z USA dodatkowo pogorszyły atmosferę.
Okazało się bowiem, że prawie wszystkie opublikowane dzisiaj dane były gorsze od oczekiwań. Cotygodniowa ilość wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 386 tys. wobec prognoz na poziomie 370 tys. Na domiar złego dane z minionego tygodnia zrewidowano na niekorzyść rynkowych byków. Później negatywnie zaskoczyła sprzedaż domów na rynku wtórnym oraz indeks Fed z Filadelfii, ale te informacje wielkiego zniszczenia już nie dokonały. Co prawda pozytywnie zaskoczył indeks wskaźników wyprzedzających Conference Board, ale jego wartość prognostyczna jest tak mała, że przez złośliwych nazywany jest antywskaźnikiem.
Ukoronowaniem złych danych była publikacja dynamiki krajowej produkcji przemysłowej, która w marcu wyniosła jedynie 0,7% w relacji rocznej. To pierwsza tak wyraźna oznaka słabości polskiej gospodarki i znak w kierunku RPP, że stóp jednak nie powinna podnosić. Nie podniosły się również indeksy, a WIG20 zniżkował o 0,63%, co było stosunkowo niezłym wynikiem na tle Europy, ale i tak oznaczało najniższe zamknięcie w tym tygodniu i przekreśliło możliwość wykreowania większego odbicia.
Łukasz Bugaj
DM BOŚ