Firmy drobiarskie mają zmartwienie. Chodzi o tanie kurczaki z Ukrainy
Branża drobiarska w Polsce zaczyna się martwić. Ceny na Ukrainie, nawet z cłem, są niższe niż w Polsce, a moce produkcyjne są nieporównywalnie większe
Branża drobiarska w Polsce zaczyna się martwić. Ceny na Ukrainie, nawet z cłem, są niższe niż w Polsce, a moce produkcyjne są nieporównywalnie większe - pisze "Puls Biznesu".
Powody do obaw są dwa. To przedłużone kontyngenty na bezcłowy eksport do Unii Europejskiej i o połowę tańsza hrywna. Ukraińcy mogą bezcłowo przywieźć rocznie do UE między innymi 36 tysięcy ton mięsa drobiowego, 8 tysięcy ton mleka, śmietany, jogurtów oraz 950 tysięcy ton pszenicy. Te dane opublikowała firma konsultingowa PwC. Wpływ tych regulacji na polski rynek jest zależny od tego, jak dużo tych towarów trafiło do naszego kraju.
Słaby kurs hrywny również jest zachętą dla unijnych importerów.
- Niższa wartość zakupu to często niższa stawka naliczenia opłat celnych za przywiezione towaru - mówi Jakub Matusiak z PwC.
Tymczasem Kazimierz Pazgan, prezes Konspolu, giganta w przetwórstwie drobiu, podkreśla, że i bez kontyngentów polscy producenci są i tak drożsi od ukraińskich.
- Filet drobiowy z Ukrainy z cłem kosztuje 10 złotych, a w Polsce koszt wytworzenia wynosi około 12 złotych - mówi.
Nastroje tonuje prezes Indykpolu Piotr Kulikowski. Jego zdaniem, wzrost eksportu z Ukrainy jest duży, ale to wciąż niewielkie liczby.
- Odradzający się kraj będzie potrzebował żywności, więc w najbliższej perspektywie nie jest to znaczące zagrożenie - uważa Kulikowski.
Prezes Konspolu dodaje jednak, że ukraińskie zakłady drobiarskie mają większą skalę produkcji niż polskie. Na niekorzyść ma działać również fakt, że Ukraina jest dużym producentem - tańszego od polskiego - zboża.