Folwark zwierzęcy XXI wieku
Ogłoszenie: Do pracy na farmie w Anglii przyjmę.
07.12.2007 | aktual.: 07.12.2007 18:54
Wymagania: umiejętność obchodzenia się ze zwierzętami, pracowitość, dyspozycyjność, komunikatywny angielski i... obsługa komputera
– Urodziłem się i wychowałem na wsi. Mój ojciec miał gospodarstwo, moja siostra ma gospodarstwo, ale takiej farmy nigdy na oczy nie widziałem – mówi Darek (38 lat), patrząc w monitor i klikając myszką. Sprawdza, czy zwierzęta otrzymały już swoją porcję pożywienia i czy wszystko w porządku z filtracją wody. Darek pracuje na farmie w Barbly w hrabstwie Yorkshire. Gospodarstwo zajmuje 25 hektarów. Hoduje się tutaj 80 tys. kurczaków i 5 tys. świń. Na farmie pracują tylko trzy osoby. Właściciel, jego syn i Darek. – Z zewnątrz wszystko wygląda standardowo. Drewniane kurniki, niepozorny chlewik, ale w środku? Istny matrix! – mówi.
Zjeść jak świnia?
W Wielkiej Brytanii rolnictwo jest wydajne i zmechanizowane. Zaspokaja potrzeby żywnościowe kraju w 60 proc., przy czym w tej gałęzi gospodarki pracuje zaledwie pół miliona ludzi.
– Tu nie ma prawie nic do roboty. Wszystko dzieje się automatycznie – komentuje Darek. Choćby karmienie. Świnia wchodzi do pomieszczenia, gdzie dostaje swoją porcję paszy. Drzwi otwierają się i zamykają automatycznie. Reszta stada czeka na swoją kolej na zewnątrz. Świnia na farmie w Barbly jada w samotności. – Bezstresowe wychowanie – śmieje się Darek – świnia musi zjeść w spokoju i bez nerwów. Zwierzę ma przymocowany do ucha chip, dzięki któremu komputer wie, czy i ile dzisiaj jadło. Jeśli prosię było przy korycie wystarczającą ilość razy, system nie wysypie karmy, a „elektryczny pastuszek”, czyli lekkie kopnięcia prądem, wygonią z pomieszczenia.
Quadem po kurniku
Darek pracę zaczyna o 8. Patrzy w monitor, czy żadna z ikon nie świeci się na czerwono – jeśli tak jest, to znaczy, że któraś ze świń nie jadła albo ma uszkodzony chip. Następnie ocenia stan zdrowia zwierząt. Później jest czas na sprawdzenie poideł i uruchomienie w komputerze programu odpowiadającego za podawanie witamin dla poszczególnych grup świń, głównie chorych i macior w ciąży. – Potem chodzę i szukam sobie zajęcia – wzrusza ramionami. – To pospawam, tamto pomaluję, coś naprawię. Czas płynie leniwie. W kurnikach pracy jest jeszcze mniej. Darek musi tylko zebrać martwe kurczaki. Resztę roboty wykonuje komputer. Steruje podawaniem paszy, witamin i wody. 185 paśników napełnianych jest cyklicznie. Ośmiotygodniowy chów odbywa się bezobsługowo. Kiedy kurczaki zabierane są na ubój, Darek sprząta olbrzymie kurniki. Wsiada wówczas na nowiutkiego quada z przymocowanym baniakiem pełnym wody i polewa posadzkę. Czasem zastępuje go nastoletni syn, bo jak mówi, to fajna zabawa.
Pracownik potrzebny od zaraz
Darek wyemigrował cztery lata temu. W Polsce pracował w rzeźni. – Szef spóźniał się z wypłatą, zbliżały się święta. W końcu, przyparty do muru, dał mi 200 zł, mówiąc, że więcej nie ma. 200 zł na Wigilię? Wstydziłem się pokazać w domu – wspomina. Wyjechał w styczniu. Po roku ściągnął żonę i trójkę dzieci. Nie zamierzają wracać. – Żona pracuje, dzieciaki chodzą do szkół. Najmłodsza córka lepiej posługuje się angielskim niż polskim, a ja mam dobrą pracę. Wracać? Do czego?
W 2006 r. brytyjskie rolnictwo oficjalnie zatrudniało 19,9 tys. pracowników z Europy Środkowo- -Wschodniej, głównie Polaków. Jest to mniejsza liczba niż w roku poprzednim. – Praca na farmach jest ciężka – mówi Natalia, która znalazła zajęcie przy zbiorach pieczarek. – To fizyczna harówka, a za nadgodziny, które w tej pracy są na porządku dziennym, farmerzy wcale nie płacą dużo. Polskie biura pośrednictwa pracy zauważyły blisko 50-procentowy spadek zainteresowania zatrudnieniem w rolnictwie na Wyspach. – Polacy wolą szukać zajęcia w innym sektorze, szczególnie w fabrykach – mówi Krzysztof Wiśniewski z agencji KHS. – Tam też trzeba się liczyć z wyczerpującym wysiłkiem fizycznym, ale wynagrodzenie jest wyższe. Płaca minimalna w rolnictwie wynosi 5,42 funta (28 zł) na godzinę, każda godzina nadliczbowa to 8,1 funta (42 zł). – Mało – kwituje Darek. Sam zarabia ponad 6 funtów (31 zł) za godzinę, ale niedługo ma zamiar upomnieć się o podwyżkę. Na angielskich farmach brakuje rąk do pracy. Farmerzy chcąc nie chcąc
muszą zwiększyć oferowane wynagrodzenie. – Ostatnio sąsiad szukał pracownika do obsługi traktora – mówi Will Baylis, właściciel skomputeryzowanej farmy i pracodawca Darka. – Nie mógł nikogo znaleźć, mimo że oferował 11 funtów (57 zł) za godzinę. Zgłosił się do agencji i wciąż czeka. Dlatego angielski Krajowy Związek Rolników domaga się szerszego otwarcia brytyjskiego rynku pracy, argumentując, że brytyjskie rolnictwo bez imigrantów sobie nie poradzi.
Pieniądze leżą na ziemi
Z podwyższeniem stawek farmerzy nie będą mieli problemów. Szczególnie w Anglii i Walii rolnictwo to zyskowna gałąź gospodarki. W 2006 r. brytyjskie rolnictwo wygenerowało przychód rzędu 5,6 biliona funtów przy 3 bilionach funtów dotacji z Unii Europejskiej. Will Baylis na sprzedaży świń zarabia ok. 14 tys. funtów (72 tys. zł) miesięcznie. Na kurczakach znacznie więcej: ok. 40 tys. (205 tys. zł). – To dlatego, że kurczaki są najwyższej jakości – mówi z dumą. – Nad świniami wciąż pracujemy. Zawartość mięsa w tuszy po uboju zwierząt z farmy Baylisa wynosi 83 proc., docelowo ma być 90 proc. Nad genetycznym udoskonaleniem trzody pracuje zaprzyjaźniony weterynarz i specjalny program komputerowy. – Musimy inwestować w nowe technologie, jeśli nadal chcemy się liczyć na rynku – stwierdza Baylis. Brytyjskie farmy wciąż się rozwijają i szukają wykwalifikowanych pracowników, a ambicje Polaków rosną. – Przybywający teraz rodacy są zdecydowanie bardziej doświadczeni, lepiej mówią po angielsku, ich aspiracje zarobkowe są
większe – zauważa Anna Szwagier z META (Mobile Europeans Taking Action – Mobilni Europejczycy w Akcji), charytatywnej organizacji działającej na rzecz poprawy życia robotników rolnych z zagranicy. – Wcześniej nie bywało z tym najlepiej.
– Przyjechałem w ciemno, bez znajomości języka, z małą podręczną torbą i kartką z numerem telefonu do znajomego – wspomina początki pobytu w Anglii Darek. – Kartka gdzieś się zapodziała, nie miałem gdzie mieszkać, nie miałem załatwionej pracy. Było ciężko. Do tej pory Polacy na Wyspach pracowali głównie dorywczo i sezonowo przy zbiorach owoców i warzyw. Obecnie coraz częściej zatrudniani są na stałe przy hodowli zwierząt i wyspecjalizowanych zajęciach. Farmerzy proponują wyższe zarobki i lepsze warunki pracy.
Praca dla wszystkich, ziemniaki za darmo!
Zaletą pracy na farmie są niskie koszty utrzymania. Często farmerzy oferują zakwaterowanie za symboliczną opłatą oraz darmowe posiłki. Życie w Wielkiej Brytanii jest stosunkowo drogie, więc to spore ułatwienie. – Dostaję worki pełne ziemniaków, marchwi, jabłek itp. Nie mam co z tym robić, więc rozdaję znajomym – śmieje się Darek. Praca na farmach jest sezonowa i stała. Kandydaci do pracy na krótki okres nie muszą mieć doświadczenia ani znać języka angielskiego. Muszą się jednak liczyć z tym, że proponowane im będą proste i nisko płatne prace – najczęściej przy zbiorach owoców i warzyw. Początkujący, niedoświadczony zbieracz może zarobić ok. 35–40 funtów (180–205 zł) dziennie. Jeśli pracuje na dużej plantacji, gdzie znajduje się również przetwórnia, po zbiorach ma szansę na dodatkową pracę. Wszystko zależy od indywidualnej umowy z pracodawcą. Inaczej wygląda sytuacja dla zatrudnionych na stałe. Od takich osób wymagana jest komunikatywna znajomość języka i doświadczenie na podobnym stanowisku (minimum roczne).
Chociaż różnie z tym bywa. – Przyszedłem na farmę, właściciel pokazał mi, co mam robić, potem przychodził i patrzył, czy daję sobie radę. O żadne referencje nie pytał. W Anglii liczą się umiejętności, a nie papier – opowiada Darek.
W poszukiwaniu farmy
Zimą o zatrudnienie w rolnictwie trudniej, jednak nawet poza sezonem farmerzy potrzebują rąk do pracy. Głównie w szklarniach, przy truskawkach i pieczarkach, a także w sadach do przygotowywania sadzonek i drzewek na wiosnę. W marcu następuje prawdziwy wysyp ofert pracy. Jak jej szukać? Najlepiej przez Internet. Warto odwiedzić następujące strony: www.farminguk.co.uk , www.pickingjobs.com czy www.fruitfuljobs.com . Można także skorzystać z pomocy wielu polskich biur oferujących pracę za granicą, a także agencji typu Work & Travel. Będąc w Anglii, dobrze zacząć poszukiwania pracy od przejrzenia ogłoszeń w lokalnej prasie i odwiedzenia Jobcentre. Pomocne są również brytyjskie agencje pośrednictwa pracy, np. Bligh Appointments lub 4XtraHands. Można także szukać na własną rękę, chodząc od farmy do farmy i pytając właścicieli o pracę. Najlepiej wówczas udać się do hrabstwa Cambridgeshire. To tzw. spichlerz Anglii. Stamtąd pochodzi ok. 70 proc. produkcji rolnej kraju.
W ofertach pracy w brytyjskim rolnictwie można obecnie przebierać. Niekoniecznie więc należy decydować się na pierwszą lepszą, za najniższą stawkę. Kolejna dobra wiadomość jest taka, że na większości farm umiejętność obsługi komputera nie jest (jeszcze) powszechnie wymagana.
Radosław Zapałowski