Trwa ładowanie...
gaz
08-10-2009 17:54

Gaz - paliwo silnie polityczne

Zapewnienie dostaw gazu dla ludności i przemysłu to jedno z najważniejszych zadań rządu. Tymczasem rozmowy z Rosjanami idą jak po grudzie, a alternatywne dostawy gazu, np. z Kataru, to kwestia kilku lat. Dodatkowo o rynku gazu nadal możemy tylko pomarzyć, a na wszystko nakłada się złe prawo.

Gaz - paliwo silnie polityczneŹródło: Nowy Przemysł
d1gguto
d1gguto

Jak będzie wyglądał polski rynek gazu w najbliższej przyszłości? Wydaje się, że istotnych zmian nie będzie. Nadal będzie to rynek prawie monopolisty, czyli Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa oraz niewielkich niezależnych dystrybutorów. Aby do zmian doszło, konieczne byłoby fundamentalne przewartościowanie niektórych założeń funkcjonowania rynku gazowego w Polsce. A o tym z przyczyn politycznych nie ma co marzyć.

Wciąż pod ścianą

Polskie roczne zapotrzebowanie na gaz to około 14 mld metrów sześciennych surowca. Wydobycie krajowe to około 4,3 mld m sześc. Pozostała część pochodzi z importu. Z tego tylko niespełna miliard z kierunku zachodniego. Resztę gazu dostarczanego do Polski zapewniają Rosjanie. Nic nie wskazuje na to, że w najbliższych kilku latach coś się zmieni.

Gaz bowiem kupuje się od tego, kto surowiec ma. A tak się składa, że to Rosjanie mają największe zasoby błękitnego paliwa na świecie. Co więcej, dzięki sieci gazociągów względnie łatwo i tanio można ten surowiec transportować. Rację ma więc wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak, mówiąc, iż negocjując z Rosjanami, musimy pamiętać, że "… złoża gazu są na wschodzie, a odbiorcy na zachodzie". Tyle że podpisując umowę z Rosjanami, po raz kolejny wiążemy się z nimi na wiele lat.

Rosjanie dodatkowo chcą, by dostawy gazu na kolejne lata były objęte długoterminowym porozumieniem między rządami Polski i Rosji. Chodzi o aneks do umowy międzyrządowej z 1993 roku w sprawie dostaw rosyjskiego gazu do Polski do 2022 roku; umowa towarzyszy tzw. kontraktowi jamalskiemu między PGNiG a Gazpromem. Na jego podstawie rocznie do Polski wpływa ok. 7 mld m sześc. gazu. Nowe porozumienie może obejmować dłuższy okres. W kuluarach mówi się o 2037 roku.

d1gguto

Co ciekawe, nietypowe jest naleganie na porozumienie międzyrządowe. Zarówno bowiem główny odbiorca PGNiG, jak i dostawca (posiadający własne złoża) Gazprom, są spółkami giełdowymi. Czy więc nie racjonalniej zamiast wplątywać polityków, nie byłoby pozostać przy porozumieniu się obu podmiotów? Podpisując umowy na dostawy gazu do innych państw, nie zawiera się specjalnych porozumień na rządowym szczeblu. Stronami są, co wydaje się naturalne firmy, podmioty gospodarcze.

O co więc chodzi Rosjanom? Wydaje się, że umowa na szczeblu rządowym odbierana jest przez nich jako bardziej pewna. Być może nasi sąsiedzi chcą sobie także w ten sposób zagwarantować rynek zbytu.

Czy Polska musi współpracować z Rosjanami na ich warunkach? Niestety, wydaje się, że tak. To oni bowiem trzymają w ręku wszystkie atuty. Nasze blotki w tej rozgrywce niewiele znaczą. Możemy oczywiście tupać nogą, ale fakty są dość oczywiste - rozgrywającymi są Rosjanie, czy to się naszym politykom podoba, czy nie.

Ile kosztuje bezpieczeństwo?

Jak to się stało, że Polska jest postawiona pod ścianą? Odpowiedź jest prosta - nasz kontrahent wie, że nie mamy skąd wziąć innego gazu. A dokładniej być może mielibyśmy (z powodu kryzysu gospodarczego na rynku pojawiły się dość duże ilości surowca), tylko nie mamy jak. W konsekwencji w Polsce może zabraknąć gazu.

d1gguto

Dodatkowe ilości gazu są nam potrzebne, bo z końcem tego roku wygasa kontrakt z rosyjsko-ukraińskim RosUkrEnergo. Spółka ta począwszy od 2006 roku dostarczała na nasz rynek nieco ponad 2 mld m sześc. surowca. Ale należy pamiętać, że RosUkrEnergo nie sprzedawało swojego gazu, a tylko pośredniczyło w dostawach z Rosji. Wojna gazowa pomiędzy Rosją i Ukrainą na początku tego roku spowodowała wyeliminowanie pośredników, ofarą konfiktu padło RosUkrEnergo, a pośrednio i my. Część dostaw udało się zrealizować, mniejsze jest także niż planowano krajowe zużycie, ale i tak w tym roku może nam zabraknąć 0,5-1 mld m sześc. surowca. Rosjanie wiedzą o tym i stąd niespieszno im do fnalizacji umowy, przy okazji chcą więc ugrać swoje, a to przedłużając kontrakt, a to zmieniając układ sił w przypadku gazociągu jamalskiego, a to - potencjalnych zysków.

Kto za taką sytuację ponosi odpowiedzialność? Wydaje się, że większość rządów po 1989 roku.

Gdy we wrześniu 2001 roku podpisano kontrakt na dostawy 5 mld m sześc. gazu rocznie z Norwegii, wydawało się, że wszystko jest na jak najlepszej drodze. Tak duża ilość innego niż rosyjski gazu pozwalała z optymizmem patrzeć w przyszłość. Gdyby doszło do realizacji umowy podpisanej przez rząd Jerzego Buzka, nie mielibyśmy tegorocznych problemów, bo gaz miał być dostarczany do naszego kraju już od 2008 roku. Co więcej, wydaje się, że formuła umowy była bardzo neutralna.

d1gguto

Łącznie Polska miała odebrać 75 mld m sześc. gazu w ciągu kilkunastu lat. Kontrakt zobowiązywał Norwegów do dostarczenia gazu w rejon Niechorza i nie nakładał na stronę polską żadnych zobowiązań w zakresie jego transportu do punktu odbioru.

Co także często pomijane jest przez przeciwników umowy w przeciwieństwie do kontr aktu jamalskiego, w porozumieniu z Norwegami nie było zapisów o zakazie reeksportu gazu. W przypadku pojawienia się nadwyżek, nasz kraj mógłby je sprzedać na wolnym rynku.

Jednak do realizacji umowy nigdy nie doszło, a już w dwa lata po jej podpisaniu rząd Leszka Millera z niej zrezygnował. Ofcjalnie argumentowano, że w pewnym momencie gazu w Polsce byłoby zbyt dużo, a cena (wbrew prawdzie) norweskiego surowca byłaby zbyt wysoka. Efekt jest taki, że przy braku alternatywy, Rosjanie dyktują nam warunki. Co więcej, mogą wymusić określone zachowania naszego rynku gazowego na najbliższe dziesięciolecia.

d1gguto

Daleko idące reperkusje

Nowy kontrakt z Rosjanami jest wielce znaczący dla naszego rynku.
- Taki kontrakt zwiększy nasze uzależnienie od dostaw rosyjskiego gazu na kolejne kilkadziesiąt lat - mówi Janusz Kowalski, członek zespołu ds. bezpieczeństwa energetycznego w Kancelarii Prezydenta.

Tylko z pozoru to oczywistość. Obserwatorzy mogliby bowiem powiedzieć, że w 2014 roku dotrze do nas gaz z Kataru, a nieco wcześniej będziemy prawdopodobnie pobierać gaz z interkonektorów, więc jednak o zwiększeniu uzależnienia od Rosjan nie będzie mowy.

O co więc chodzi? Prezydencki ekspert obawia się, że jeśli podpiszemy długoterminową umowę na dodatkowy gaz z Rosją, to "w Polsce wystąpi nadwyżka rosyjskiego gazu, której nie będziemy mieli możliwości nikomu odsprzedać" ze względu na zakaz reeksportu w kontrakcie jamalskim. W jego opinii, jeśli będziemy eksportować własny surowiec, to "albo spadnie krajowe wydobycie gazu, albo nie będzie czym subsydiować drogiego, rosyjskiego gazu i Polacy zapłacą więcej za gaz".

d1gguto

Polski rynek gazowy jest słabo rozwinięty. W przeliczeniu na głowę mieszkańca Polacy są jednym z tych narodów Unii Europejskiej, które zużywają najmniej gazu. Perspektywy są jednak dobre - ocenia PGNiG. Grupa analityków rynkowych ma jednak wątpliwości i nie są one pozbawione racji.

Po pierwsze kwestia gazoportu. Począwszy od 2014 r. do Świnoujścia metanowcami mają docierać tysiące ton LNG. W sumie rocznie będzie to na początku 2,5 mld metrów sześc. surowca. To tyle, ile w sumie rocznie zużywają Grupa Orlen oraz Zakłady Azotowe Puławy i... jeszcze zostanie solidna nadwyżka. W planach jest rozbudowa interkonektorów. Już trwają prace w Lasowie, gdzie zdolność przesyłu gazu ulegnie podwojeniu. Dodatkowo planowane jest połączenie z Czechami.

Inwestycje te oznaczają realne zwiększenie podaży gazu w Polsce. Pół biedy, gdyby wraz z tym szedł zwiększony popyt. Tymczasem wcale nie jest to takie pewne.

d1gguto

Wydaje się, że największym potencjalnym nowym odbiorcą gazu mogłaby być energetyka oparta na blokach gazowych. W przypadku siłowni o mocy zainstalowanej 1000 MW roczny popyt na gaz sięgnie ponad miliard metrów sześciennych surowca.

Jak przyznaje PGNiG, realne plany inwestycyjne w energetykę gazową sięgają najwyżej 2,5 tys. MW mocy zainstalowanej.
O tyle miliardów metrów sześciennych gazu mogłoby wzrosnąć zapotrzebowanie. Tyle że nie wiadomo, co z branżą chemiczną. Ta bowiem chce przynajmniej w części produkować gaz w alternatywny sposób. Utrata z kręgu odbiorców gazu choćby jednego dużego zakładu chemicznego byłaby dla PGNiG poważnym ciosem. Co ciekawe, na poważniejszy wzrost popytu ze strony odbiorców indywidualnych nie ma co na razie liczyć. Postęp technologiczny powoduje bowiem, że mimo licznych nowych przyłączeń, zużycie gazu wśród odbiorców indywidualnych utrzymuje się na mniej więcej stałym poziomie.

Czy więc rację ma ekspert z Kancelarii Prezydenta, czy wicepremier Pawlak? Na razie resort gospodarki uważa, że lepsza będzie lekka nadwyżka niż niedobór gazu i zapewnia, że PGNiG pracuje już nad strategią eksportową.

Kowalski uważa, że rząd nie wykorzystuje innych możliwości uzupełnienia brakującego gazu, skupiając się jedynie na negocjacjach z Rosją. Jego zdaniem, na ten temat powinniśmy rozmawiać, w ramach tzw. solidarności energetycznej, także z Niemcami. - Moglibyśmy odbierać od nich rosyjski gaz z wejścia Jamału np. we Włocławku - podkreśla Kowalski. - Niemcy nie mają bowiem w swoim kontrakcie z Rosją klauzuli zabraniającej reeksportu gazu.
- PGNiG prowadzi handel i współpracę z różnymi partnerami, także z partnerami niemieckimi - odpowiada Pawlak. - Złoża gazu są na wschodzie, a odbiorcy na zachodzie, trudno sobie wyobrazić, żeby inni odbiorcy oddawali nam gaz tylko dlatego, że my nie potrafmy go zakontraktować tam, gdzie jest produkowany - zaznacza wicepremier.

Jak będzie, zobaczymy dopiero po sfinalizowaniu rozmów i jeśli to nastąpi, upublicznieniu treści umowy. Diabeł tkwi bowiem w szczegółach i jeden zapis w dokumencie może oznaczać, że jest ona korzystna lub nie.

A może pomoc dystrybutorów...

Dla PGNiG z pewnością korzystne byłoby zwiększenie sprzedaży gazu krajowym odbiorcom. Jednak nasz rynek od lat jest kulawy. I wcale nie jest to wyłączna "zasługa" PGNiG Brak magazynów, konserwatywna polityka cenowa URE powodują, że nasz rynek nie rozwija się tak jak powinien. Na szczęście, przynajmniej w kwestii magazynów, widać postęp wywołany wymaganiami unijnymi.

Dystrybutorzy skarżą się także na utrudnienia natury administracyjnoprawnej. Od lat mówi się o potrzebie powstania prawa gazowego. Od lat mówi się także o zaprzestaniu subsydiowania skrośnego przez dużych odbiorców gazu klientów indywidualnych.

Jednak pewne decyzje to wyłącznie kwestia polityki, jaką przyjmie państwo. Urealnienie cen dla odbiorców indywidualnych oznaczałoby wrzawę polityczną, co przed zbliżającymi się wyborami nie jest pożądane. Nic więc dziwnego, że o ile w 2010 rok możemy wejść z nową umową gazową, to prawdopodobieństwo zmian na rynku gazowym jest praktycznie żadne.

Dariusz Malinowski
Nowy Przemysł

d1gguto
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1gguto