Groźna dziesiątka
Na ile obecny kryzys jest winą błędnych, a często przestępczych działań kilku osób, które możemy wymienić z imienia i nazwiska?
16.12.2008 | aktual.: 18.12.2008 12:56
Na ile obecny kryzys jest winą błędnych, a często przestępczych działań kilku osób, które możemy wymienić z imienia i nazwiska? Wbrew pozorom personifikowanie przyczyn kryzysu nie jest pozbawione słuszności.
Retrospektywne spojrzenie na kłopoty świata finansowego, spektakularne akcje organów ścigania Stanów Zjednoczonych oraz państw Unii Europejskiej, których głównymi bohaterami byli czołowi finansiści świata oraz publiczne przyznawanie się do błędnych decyzji tuzów finansów stawia pod znakiem zapytania bezpieczeństwo gospodarki niejednego kraju. Ponad wszelką wątpliwość wszyscy ci ludzie znajdą się w podręcznikach ekonomii. Świadcząc o tym, jak bardzo i jak niekorzystnie jednostka może wpłynąć na sektor finansowy w skali całego świata. George W. Bush, Alan Greenspan, Gholam Husejn Nozari, Abd Allah ibn Hamad al-Attija, Abdallah el-Badri, Chakib Khelil, Jerome Kerviel, Charles Milhaud, Albert Gonzalez oraz Klaus Zumwinkel - to lista autorów obecnej recesji gospodarczej i spadku zaufania do sektora bankowego w skali globalnej.
Winni w Ameryce
Dzisiejszy kryzys finansowy, który ciągnie w dół nawet najsilniejsze gospodarki świata, rozpoczął się od Stanów Zjednoczonych, kraju zaangażowanego w wojny w Iraku i Afganistanie, skonfliktowanego z większością państw Ameryki Łacińskiej. Autorem wszystkich kwestionowanych politycznie decyzji amerykańskiej administracji był ustępujący prezydent USA George W. Bush, wcześniej silnie związany z przemysłem petrochemicznym. To w dużej mierze konflikt z krajami Bliskiego Wschodu - w znakomitej większości członkami kartelu OPEC - miał wpływ na niestabilne ceny ropy naftowej, których wzrost spowodował zwiększenie cen towarów i usług nie tylko w Ameryce, ale również w Europie i Azji.
To administracja George'a W. Busha - którego ojcem kryzysu mianują coraz to nowe organizacje polityczne w świecie - zdecydowała się na krytykowane obecnie posunięcie, czyli zmuszenie banków do udzielania kredytów hipotecznych również tym klientom bankowości, którzy nie mieli nawet szans na posiadanie zdolności kredytowej. Członkowie rządu USA oraz Fed - w tym również ikona międzynarodowej bankowości Alan Greenspan - uznali, że posiadanie na własność domu bądź mieszkania będzie dla obywateli amerykańskich wystarczająco silnym bodźcem, aby starali się swoich dóbr nie stracić. Ale sytuacja na rynku kredytów hipotecznych wyglądała zgoła inaczej. Pracownicy banków byli zainteresowani sprzedażą jak największej ilości kredytów hipotecznych - a to dlatego, że od sprzedaży każdego z nich otrzymywali wcale niemałe prowizje. Rychło więc doszło do sytuacji, że zadłużeni już i nie spełniający żadnych warunków kredytowych klienci byli wspierani przez kolejne banki.
Do błędnego rozumowania i niesłusznych decyzji Greenspan przyznał się zresztą niedawno, zeznając w sprawie kryzysu przed amerykańską senacką specjalną komisją. Głośno deklarował, że zbyt optymistycznie zakładał pozytywne zakończenie amerykańskiej megaakcji kredytowej, która finalnie doprowadziła do upadku kilku wielkich banków i zachwiała podstawami innych, globalnych instytucji finansowych.
Choć Greenspanowi trzeba oddać, że jeszcze kilka tygodni przed swoimi zeznaniami przed amerykańskim senatem uprzedzał, że choć „rzeczy mają się coraz lepiej, sam kryzys może potrwać przez cały 2009 rok”. Greenspan zwracał już wówczas uwagę na to, że przyszły rok będzie rokiem bardzo powolnego wzrostu gospodarczego w USA oraz niestabilnego rynku paliw. Greenspan wierzył w poprawę już w kwietniu tego roku, mimo że jeszcze w marcu starania Fed mające na celu ożywienie amerykańskiego sektora finansowego, a w szczególności rynku kredytów, spełzły na niczym.
Do Busha i Greenspana należy dołączyć prezesów 14 firm, które objęło specjalne śledztwo FBI. Firm udzielających pożyczek, zajmujących się rynkiem nieruchomości, ubezpieczeniami oraz banków inwestycyjnych, które znalazły się na czarnej liście podejrzanych o oszustwa księgowe i wykorzystywanie poufnych informacji.
FBI ma co robić, bowiem obecny kryzys osłabi gospodarkę amerykańską nie tylko w perspektywie kilku lat, ale zakończy erę dominacji USA na gospodarczej mapie świata. A dla Amerykanów oznaczać to może tylko regres i uzależnienie od gospodarek dotychczas traktowanych przez nich po macoszemu.
Kongresowe biuro budżetowe informowało nawet, że deficyt finansów publicznych Stanów Zjednoczonych za obecny rok budżetowy 2008 może sięgnąć 250 mld dolarów właśnie z powodu pogorszenia się stanu gospodarki. Według biura prognozowany podstawowy deficyt w wysokości 219 mld dolarów wzrośnie do około 250 mld po doliczeniu wydatków na prowadzone przez USA wojny. CBO nie spodziewało się w tym roku recesji w amerykańskiej gospodarce. Według biura w roku 2008 produkt krajowy brutto wzrośnie o 1,7 proc., podczas gdy rok wcześniej było to 2,2 proc.
Spekulacje, kreatywność...
Czas na kolejnych winnych światowej recesji. Tym razem to członkowie OPEC, którzy swoimi decyzjami i publicznymi wypowiedziami doprowadzili do spekulacji na rynku ropy naftowej, co skutecznie zaszkodziło przemysłowi samochodowemu osłabiając większość znaczących gospodarek świata. Ograniczenie wydobycia surowca niemal na każdym spotkaniu OPEC ogłaszał irański minister ds. ropy Gholam Husejn Nozari. Zaś wzrost cen ropy - mimo ich faktycznego spadku - przewidywał publicznie, wpływając na rynek, Abd Allah ibn Hamad al-Attija, katarski pełnomocnik władz ds. ropy. Nie bez wpływu na niestabilne ceny ropy i ożywienie spekulantów pozostawali algierski minister ds. ropy Chakib Khelil oraz sekretarz generalny kartelu Abdallah el-Badri. Ten pierwszy domagał się wręcz od Norwegii natychmiastowego zmniejszenia wydobycia ropy naftowej, co miało spowolnić spadek cen ropy, które tylko w tym roku mieściły się w rekordowej rozpiętości przedziale między 37 a 149 dolarów za baryłkę. Khelil skierował podobne wezwanie pod adresem
Rosji oraz Meksyku. El-Badri groził wręcz - wskazując palcem prezydenta USA - że przyszłe ceny ropy naftowej będą zależały m.in. od kontaktów z Iranem i ewentualnych dalszych gróźb i sankcji zachodnich państw wobec tego kraju.
Kamyk do ogródka globalnego kryzysu wrzucili również Europejczycy. Tu pierwsze skrzypce zagrali tym razem Francuzi. Drugi największy francuski bank komercyjny Societe Generale poinformował w połowie roku, że z powodu nieuczciwych działań Jerome Kerviela, jednego ze swych maklerów, poniósł straty w wysokości 4,9 mld euro. Doliczając do tego negatywne skutki zaangażowania SocGen na rynku amerykańskich kredytów hipotecznych, łączna nadzwyczajna strata banku sięgnęła 7 mld euro. Makler Kerviel zataił przed dyrekcją banku działania, podejmowane samodzielnie na rynku. Przeciwko pracownikowi, którego zwolniono w trybie natychmiastowym, wszczęto postępowanie karne. Societe Generale natomiast wynegocjował 5,5 mld euro od amerykańskich banków JP Morgan i Morgan Stanley. Zdaniem francuskiej minister finansów Christine Lagarde, makler, posądzany o nielegalne operowanie funduszami banku Societe Generale, nie miał wspólników i działał sam.
Kolejny Francuz odpowiedzialny za globalną recesję to Charles Milhaud, prezes jednego z największych francuskich banków La Caisse d'Epargne. Milhaud podał się do dymisji i zrezygnował z wielomilionowej odprawy po tym, jak bank stracił około 600 milionów euro w wyniku niekorzystnych operacji finansowych na giełdach w dniach światowego kryzysu. Informację ogłosiło oficjalnie kierownictwo grupy bankowej La Caisse d'Epargne 17 października. W komunikacie centrala holdingu La Caisse d'Epargne nazywa ogromną stratę wypadkiem, który zdarzył się w dniach światowego krachu, tj. począwszy od 6 października, w trakcie obracania na giełdzie gwałtownie tracącymi wartość akcjami. Bank wyjaśnia też, że operacji dokonywano na jego środkach własnych, a nie na wkładach klientów. CNCE zapewnia, że biorąc pod uwagę kapitał własny banku, ponad 20 miliardów euro, i jego dużą płynność, ta strata nie naruszyła finansowej solidności grupy i nie wpłynęła na środki jej klientów. Ten sam bank tydzień wcześniej zapowiedział fuzję z la
Banque Populaire, co miało pozwolić obu instytucjom na stworzenie drugiego francuskiego banku pod względem łącznej sumy przechowywanych wkładów. Oprócz prezesa Caisse d'Epargne swoje odejście ogłosiło dwóch innych członków ścisłej dyrekcji banku. Wcześniej, tuż po odkryciu afery, ukarane zostały osoby bezpośrednio odpowiedzialne za nieudane operacje giełdowe - dyrektor finansowy oraz maklerzy.
To kłopoty tych dwóch instytucji finansowych najmocniej zachwiały stabilnością sektora finansowego w Europie. W porównaniu z ich kłopotami operacje finansowe szefa Deutsche Post Klausa Zumwinkela, któremu zarzucono oszustwa podatkowe i który został zmuszony do ustąpienia ze stanowiska, wydają się niegroźną grą. Zumwinkel został formalnie oskarżony o zdefraudowanie na niekorzyść skarbu państwa co najmniej miliona euro. 64-letniemu Zumwinkelowi zarzucono, że w ciągu 20 lat złożył w jednym z banków w Liechtensteinie kilka milionów euro. Pozornie niegroźne oszustwo podatkowe doprowadziło do kryzysu rządowego między Niemcami a niewielkim księstwem. Szczególnie że w wyniku śledztwa - którego koszty określono na 4 mln euro wypłacone za sprzedanie tajemnic bankowych liechtensteinskim bankierom - okazało się, że uzyskane na oszukiwaniu niemieckiego fiskusa pieniądze deponowało tam około 700 przedstawicieli niemieckiej elity ekonomicznej.
Nie bez winy pozostaje również premier Węgier Ferenc Gyurcsany, którego polityka gospodarcza doprowadziła do kryzysu w tym kraju i spadku zaufania inwestorów do krajów Europy Środkowej i Wschodniej.
Speedy Gonzalez
Czas na nieznanego światowym ekonomistom Alberta Gonzaleza i jego 10 anonimowych współpracowników, którzy w rozwoju globalnego kryzysu i spadku zaufania dla sektora bankowego odegrali nie mniejszą rolę niż nieuczciwi maklerzy z Francji. Współpracownicy Gonzaleza pozostają anonimowi, ponieważ prowadzone przeciwko nim postępowania sądowe i prokuratorskie nie pozwalają na ujawnienie ich danych. Chodzi o Amerykanów, Ukraińców, Białorusinów, Chińczyka i Estończyka, którzy stali się postrachem zwolenników płatności bezgotówkowych. Grupa włamywała się do systemów komputerowych sieci handlowych i instalowała tam oprogramowanie wychwytujące numery kart, hasła do nich oraz inne informacje o kontach. Skradzione dane hakerzy zapisywali na serwerach w USA oraz w Europie Środkowo-Wschodniej, m.in. na Ukrainie i Łotwie, a następnie odsprzedawali bądź wykorzystywali dla własnych celów. Ponad połowę ze skradzionych numerów szajka pozyskała z komputerów spółki TJX Cos Inc., która prowadzi m.in. sieć handlową TJ Maxx. Dużą
część danych wykradziono także od sieci detalicznych BJ's Wholesale Club, Barnes & Noble, OfficeMax, Boston Market, Sports Authority itp. Prokurator generalny Michael Mukasey powiedział, że wskutek działalności e-bandytów ogromne straty poniosły banki, sieci handlowe i konsumenci. Dokładna kwota, jaką udało się oskarżonym sprzeniewierzyć, jest jednak trudna do oszacowania. Wiadomo natomiast, że spółka TJX Cos Inc., która zapoczątkowała śledztwo w sprawie kradzieży tożsamości ujawniając jesienią ubiegłego roku wyciek danych, tytułem odszkodowania zapłaciła operatorom kart płatniczych Visa i MasterCard 60 mln dolarów.
Paweł Pietkun
Gazeta Bankowa