Haker – specjalista z przyszłością. I dobrze opłacany
100 zł w godzinę – tyle bez trudu może zarobić operatywny haker, nie wstając nawet od komputera
07.03.2014 | aktual.: 07.03.2014 10:53
100 zł w godzinę – tyle bez trudu może zarobić operatywny haker, nie wstając nawet od komputera. Teoretycznie może pracować przez ścianę z firmą, której wrażliwe dane, jak numery kont czy hasła, padają właśnie jego łupem. Pozostanie równie nieuchwytny, jak ktoś znajdujący się na antypodach.
Nieuchwytność, tajemniczość i duże pieniądze, zdobywane nieprzejrzystym dla laików sposobem – to w zajęciu hakerów intryguje najbardziej. Czym są w stanie przeciągnąć ich na swoją stronę „zwyczajne” firmy? Czy da radę zrobić to polski rząd, namawiający ustami swojego ministra do „przekuwania złych zdolności na dobrą służbę państwu”?
Kiedyś haker, dzisiaj… kto?
Szukasz pewnego zajęcia, rozważ ścieżkę specjalisty od ochrony, mającego zapewnić firmie komputerowe bezpieczeństwo. Zarobisz nieźle, bo, według danych z ub. roku agencji Human Resources, IT to nadal najlepiej opłacana branża.
Ile więc? Przynajmniej 6-7 tys. zł. Na stanowisku kierowniczym nawet i 17 tys. Być może nie tyle, ile mógłbyś, pozostając po „ciemnej stronie”, ale za to legalnie. W zamian przestaniesz też być hakerem, a zostaniesz… no właśnie, kim?
Na antenie radiowej przymierzający się do zatrudnienia speców od zagrożeń IT minister obrony zaprzeczył, jakoby miał zamiar płacić hakerom. To są specjaliści! Hakerami byli, ewentualnie, wcześniej, gdy jeszcze nie pracowali dla rządu – tyle wynikało z jego wypowiedzi. Na pełne ironii komentarze na forach nie trzeba było długo czekać.
Niektórzy językoznawcy zwracają jednak uwagę, że słowo haker nie przyjęło się jeszcze na dobre w języku polskim. Nie każdy je zna, nie każdy też kojarzy je negatywnie. Niektórzy hakera utożsamiają właśnie ze specjalistą. Może więc w rodzimym języku przyjmie się, że dla potrzeb rządu i przedsiębiorców prywatnych w naszym kraju pracują… dobrzy, pozytywni hakerzy?
Niezależnie od nazwy zawodu, osoba zajmująca się bezpieczeństwem IT ma przed sobą obiecującą zawodową przyszłość. W czasie dużej niepewności na rynku pracy, gdy w Polsce stopa bezrobocia oscyluje wokół 13-14 proc. i nie zanosi się na jej znaczący spadek, zawód z przyszłością jest na wagę złota. A takim właśnie wydaje się robota hakera, jeśli zostanie on zatrudniony oficjalnie, przez dużego, może nawet rządowego pracodawcę, w celu ochrony przed cyberatakami.
Pracodawcy, oszczędzajcie na ochronę
Według analityków z firmy Gartner, w ubiegłym roku przedsiębiorcy z całego świata wydali na ochronę przed działaniami hakerów ok. 60 mld dolarów. W ciągu najbliższych trzech lat suma ta ma wzrosnąć o ponad jedną trzecią.
Wniosek nasuwa się sam. W czasach, gdy rynek stale się zmienia, a poszczególne branże wykazują dużą labilność, to przyjmując, to zwalniając pracowników, specjaliści od zapobiegania atakom internetowych przestępców będą wolni od takich wahań koniunktury. Nawet więcej, będą coraz bardziej poszukiwani.
Będzie tak również i w Polsce, przede wszystkim w środowisku znaczących pracodawców prywatnych i państwowych. O zatrudnieniu hakerów na początku bieżącego roku oficjalnie poinformowało Ministerstwo Obrony Narodowej. Jego szef Tomasz Siemoniak nie uniknął przy tym odwoływania się do ideologii, mówiąc o „przekuwaniu złych zdolności w dobrą służbę państwu”.
Mimo oddalonych od twardych realiów, górnolotnych słów nie ulega jednak wątpliwości, że inicjatywa MON to starannie przemyślana decyzja. Jest ona jednym z najważniejszych tegorocznych przedsięwzięć tego sektora. I trudno się temu dziwić. Dla ministerstwa obrony, podobnie jak dla finansów czy energetyki, atak cyberprzestępców oznacza daleko wyższe koszty niż, powiedzmy, dla handlowców czy turystyki. Większe też w tym sektorze jest potencjalne zagrożenie atakiem.
Polskich przedsiębiorców hakerskie działania miały kosztować w ubiegłym roku ponad 100 mln dol. Możemy się jedynie pocieszać, że w naszej części świata straty spowodowane cyberatakami są mniejsze niż gdzie indziej. Europejska firma średnio straciła na nich 55 tys. dol., niemal o połowę mniej od przeciętnej firmy azjatyckiej, o 1/3 mniej – od firmy z USA czy z Kanady.
Analitycy nie pozostawiają jednak złudzeń. Nie ma wyjścia: wraz z rozwojem rynku i postępem wysokich technologii coraz więcej polskich przedsiębiorców będzie musiało rozważyć zatrudnienie specjalistów od ochrony. Choćby dlatego, że ilość zawirusowanych programów na wykorzystywanym coraz powszechniej firmowym sprzęcie mobilnym rośnie o ponad 60 proc. rocznie.
Kłopot jednak i tak będzie istniał, ponieważ, jak dowodzą polscy naukowcy, świadomość zagrożeń w społeczeństwie pozostawia wiele do życzenia. I szybko się tego nie zmieni. Zajmująca się bezpieczeństwem IT firma Mediarecovery podała na przykład, że w aż 50 proc. banków pracownicy są mało świadomi problemu. Tymczasem naukowcy z krakowskiej Akademii Górniczo-Hutniczej alarmują: systemów ochrony przed cyberprzestępcami brak. Haker, niezależnie po której znajdzie się stronie, jeszcze długo może mieć w naszym kraju zapewnioną spokojną przyszłość.
TK,MA,WP.PL