Hit sezonu, czyli elektroniczny bat na sprzedawców w butikach
Właściciele sklepów w wielkich centrach handlowych i niewielkich butikach chwytają się drastycznych metod, by monitorować sprzedawców. Nie wystarczają im już kamery i obserwatorzy udający klientów. Szefowie i menedżerowie instalują liczniki wejść klientów. Po co? Żeby porównywać liczbę odwiedzających sklep do tego, ile sprzedano towaru.
Liczniki są już w Galerii Łódzkiej i Manufakturze, warszawskiej Arkadii oraz Złotych Tarasach. Teraz są instalowane w sklepach w mniejszych centrach handlowych, m.in. Pasażu Łódzkim.
Sprzedawców oblewa zimny pot, bo nie są w stanie zahamować tłumu wagarowiczów, którzy spędzają przedpołudnia w sklepach, ale niczego nie zamierzają kupować. Zmorą są też dzieci, które po kilka razy wbiegają do salonu, w którym zakupy robią rodzice. A licznik bije...
Ekspedienci skarżą się, że zbyt niska - zdaniem szefów - liczba transakcji to pretekst wykorzystywany do obcinania premii, nawet do wysokości 20 proc. pensji. Sprzedawcy zarabiają ok. 1,7- 2 tys. zł brutto, więc taka kara jest dla nich dotkliwa. _ Jeśli sprzedam jeden sweter czteroosobowej rodzinie, wypadam blado _- mówi sprzedawczyni ze sklepu odzieżowego w Manufakturze.
Producenci i dystrybutorzy liczników zacierają ręce. Najtańsze urządzenia kosztują niespełna 300 zł netto, droższe - dwa razy tyle. Leszek Łoboda, właściciel przedsiębiorstwa oferującego liczniki, prowadzi firmę od 2003 roku. Obliczył, że w ciągu ostatnich czterech lat sprzedaż urządzeń wzrosła 12-krotnie. _ Początkowo sprzedawaliśmy zaledwie kilkadziesiąt sztuk rocznie, obecnie już ponad tysiąc _ - cieszy się Łoboda.
Liczniki wejść to nie wszystko. Sprzedawcy pracują też pod bacznym okiem kamer, detektywów i kontrolerów udających klientów.
Właściciele sklepów nie rozumieją obaw i zastrzeżeń sprzedawców. Tłumaczą, że liczniki i inne nowinki techniczne to po prostu narzędzia handlowe. _ Dzięki nim wiemy, ilu sklep przyciąga klientów, czy kampania marketingowa była celna _ - wyjaśnia Rafał Sajewicz z działu marketingu sklepów House.
W obronie sprzedawców staje jednak Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe. Zdaniem dr Witolda Matuszyńskiego, prezesa łódzkiego oddziału KSA, samo korzystanie z takich systemów nie jest niezgodne z prawem. _ Ważne jest, jaka intencja przyświeca pracodawcom, czy chcą tylko kontrolować poczynania załogi i ją dopingować. Można to odebrać jako formę poniżania i dręczenia ekipy _- tłumaczy dr Matuszyński.
Na kolejne pomysły właścicieli sklepów zapewne nie trzeba będzie czekać zbyt długo. Aż strach pomyśleć, dokąd sięgają granice ich wyobraźni.
Alicja Zboińska
POLSKA Dziennik Łódzki