Brakuje turystów, mimo rabatów. "Tak źle nie było od pandemii"
W połowie wakacji właściciele obiektów noclegowych w Polsce oceniają sezon jako "słaby" i obawiają się o sierpień. Choć obniżają ceny i udzielają rabatów, to nie mogą zapełnić hoteli czy pensjonatów. W rozmowie z WP Finanse wskazują, czemu turystów jest mniej i jak próbują oni oszczędzać na wakacjach.
Choć w internecie pojawiają się nagrania zapełnionych plaż w Gdańsku czy tłumów na Krupówkach, to nie wszystkie miejscowości turystyczne zaliczają ten sezon do udanych.
- Tegoroczny lipiec okazał się pewnego rodzaju wyzwaniem dla branży turystycznej. W porównaniu z ubiegłym rokiem liczba rezerwacji spadła średnio o około 21 proc., co w dużej mierze jest efektem kapryśnej pogody - deszczowej i chłodnej, szczególnie w miejscowościach nadmorskich - przekazuje nam Karol Wiak z portalu nocowanie.pl.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lodowe trendy w 2025 r. Ile trzeba zapłacić za gałkę?
"Tak źle nie było od pandemii"
Tymczasem zbliża się już połowa wakacji. Dla wielu hotelarzy, właścicieli pensjonatów i innych obiektów noclegowych tegoroczny sezon wysoki jest na razie rozczarowaniem.
Tak słabego początku lipca jeszcze nie było. Obecnie mamy 75 proc. obłożenia, a zwykle o tej porze mieliśmy więcej zapytań niż miejsc. Do końca lipca sytuacja wygląda w miarę dobrze, ale większość rezerwacji jest bardzo krótka (na jedną i dwie doby). Sierpień jest wypełniony w 60 proc., po 15 sierpnia jest pusto. W zeszłym sezonie o tej porze sierpień był zapełniony - przyznaje w rozmowie z WP Finanse właścicielka obiektu z pokojami na wynajem na Helu.
Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w woj. zachodniopomorskim. - Obłożenie jest masakryczne. Na dzisiaj mamy zajęty jeden pokój na 24 - przyznaje w rozmowie z WP Finanse właściciel hotelu w Ustroniu Morskim.
Z jego relacji wynika, że w najbliższy weekend zajętych będzie 10 pokojów, ale to dlatego, że w Kołobrzegu odbędzie się festiwal (Sun Festival). W pierwszy weekend sierpnia, również festiwalowy (Sunrise Festival), obłożenie sięgnie 75 proc. - Weekend z 15 sierpnia sam się zapełni, ale pod warunkiem, że będzie pogoda. Później będą pustki - ocenia.
Właścicielka hotelu w Krynicy-Zdroju (woj. małopolskie) wprost wskazuje, że "tak źle nie było od czasu pandemii COVID-19". - Mamy obłożenie na poziomie 60 proc. W sierpniu nie mamy nawet 50 proc. Po boomie na wyjazdy po pandemii nie ma już śladu - przekonuje w rozmowie z naszą redakcją.
Również dla właściciela rodzinnego pensjonatu w Szklarskiej Porębie (woj. dolnośląskie) ten sezon jest "słaby". - Kiedyś nie było problemu, żeby osiągnąć obłożenie na poziomie 80 proc., a teraz mamy 30-40 proc. Jak sierpień będzie taki jak lipiec, to masakra - zaznacza w rozmowie z WP Finanse.
Na tym tle bardzo wyróżnia się Zakopane, gdzie, jak przekonuje Karol Wiak, "większość właścicieli obiektów deklaruje obłożenie w lipcu na poziomie około 90 proc.".
Słaba pogoda, tania zagranica i konkurencja
Dopytywani o powody tak niskiego obłożenia, właściciele wskazują głównie na pogodę, która determinuje ostateczną decyzję o wyjazdach. Od wszystkich naszych rozmówców słyszymy, że rezerwacje wpływają maksymalnie z tygodnia na tydzień i niewiele pokojów zarezerwowano przed wakacjami.
- Osoby, które mają rezerwacje, odwołują je, jak tylko nie ma pogody. Nasz obiekt mieści się w odległości 300 metrów od plaży, więc można powiedzieć, że w wymarzonej lokalizacji, ale ona nie ma znaczenia, jeśli jest słaba pogoda - przekonuje hotelarz z Ustronia Morskiego.
Poza tym wskazują też na ceny. - Polska nie jest tania, więc myślę, że sporo osób woli wyjechać za podobne pieniądze za granicę, gdzie pogoda jest pewna - ocenia właścicielka hotelu w Krynicy-Zdroju.
Nieco inaczej sytuacja wygląda w Szklarskiej Porębie. Zdaniem właściciela pensjonatu konkurencja jest tak duża, że trudno jest przyciągnąć turystów. - Baza noclegowa podwoiła się, a może nawet potroiła. Powstało dużo apartamentów z udogodnieniami, np. saunami, a ceny są porównywalne, więc wiadomo, że klient wybierze ten obiekt, a nie nasz - ubolewa.
Rezerwacje nawet na jedną dobę
Z relacji naszych rozmówców wynika również, że zmieniają się zachowania klientów. - Turyści przyjeżdżają do jednego pokoju większymi grupami. Zamiast brać dwie dwójki, to biorą jedną czwórkę, bo wychodzi taniej na osobę. Znieśliśmy też kryterium minimum pięciu noclegów, bo to się nie opłaca - przekonuje właścicielka działająca na Helu.
Na podobny krok zdecydował się też obiekt w Krynicy-Zdroju i po zmianach przyjmuje rezerwacje nawet na jedną dobę.
Z drugiej jednak strony Karol Wiak z Nocowanie.pl mówi, że widać też inne zjawisko. - Średnia wartość rezerwacji w lipcu była wyższa o 14 proc., a długość pobytu i liczba osób w rezerwacjach również wzrosły. To oznacza, że choć wyjazdów było mniej, to ci, którzy zdecydowali się na urlop, postawili na dłuższy i bardziej komfortowy wypoczynek - wskazuje.
W Szklarskiej Porębie widać też spadek zainteresowania ze strony zagranicznych turystów. Właściciel pensjonatu, z którym rozmawialiśmy, przyznaje, że przyjeżdża coraz mniej Niemców. - Myślę, że to przez ceny, które stały się porównywalne do tych, jakie są u nich - zaznacza.
Sytuację ratują Czesi, których liczba wzrasta, ale z relacji naszego rozmówcy wynika, że nie są to na tyle duże grupy, żeby odczuć znaczną różnicę.
Obniżają ceny i dają rabaty
Poza otwieraniem krótkich okienek rezerwacyjnych, właściciele obiektów noclegowych musieli zmienić cenniki, aby zawalczyć o uwagę klientów. Pensjonat w Szklarskiej Porębie obniżył ceny do tych obowiązujących poza sezonem wysokim. - Nie możemy pozwolić sobie na zejście poniżej pewnego progu. Musimy opłacać rachunki, a zimą koszty ogrzewania są potężne - wyjaśnia.
Właściciel hotelu w Ustroniu Morskim ze zrezygnowaniem podkreśla, że cały czas obniża ceny, żeby tylko zachęcić turystów. - To już jest nieopłacalne - ocenia. Natomiast za pokoje na Helu co do zasady trzeba płacić tyle samo, co na początku sezonu, ale właścicielka przyznaje, że "udzielane są rabaty, jeśli klient się waha".
"Trzeba się zastanowić, czy to w ogóle ma sens"
Tak słaby sezon skłania właścicieli do refleksji na temat prowadzenia działalności w innych miesiącach, kiedy pogoda jest jeszcze gorsza, a turystów - jeszcze mniej.
- Z tego, co zarobimy w sezonie, mamy pieniądze na październik, kiedy zaczynamy grzać, więc tak słabe wakacje na pewno wpłyną na ogólną sytuację obiektu - ocenia właścicielka hotelu w Krynicy-Zdroju.
Z kolei przedsiębiorczyni z Helu zwraca uwagę, że dla niej tegoroczny sezon wystartował później, a to może mieć poważne konsekwencje w całorocznym rozrachunku. - Bardzo doświadczył nas czerwiec i wszystko wskazuje na to, że wrzesień będzie równie słaby. Problem polega na tym, że lipiec i sierpień nie są w stanie tak nadrobić tych dwóch miesięcy, żeby obiekt sam się utrzymał do końca roku. Nie ma szans - przekonuje.
Właściciel hotelu w Ustroniu Morskim przewiduje, że "ten rok jeszcze wytrzyma", ale obawia się o kolejne sezony. - Jeśli w przyszłym roku będzie to wyglądało tak samo, to trzeba się zastanowić, czy to w ogóle ma sens - podkreśla.
Jednak ostatecznie rozczarowanie hotelarzy może być mniejsze. Z danych serwisu nocowanie.pl wynika, że długi weekend sierpniowy będzie jednym z najbardziej obleganych terminów w tym sezonie. - Sierpień może być ratunkiem dla branży - kwituje Wiak.
Maria Glinka, dziennikarka WP Finanse i money.pl