I ty możesz mieć elektrownię
Własną elektrownię wiatrową można mieć już za 10 tysięcy złotych i nic dziwnego, że coraz więcej Polaków stawia sobie za domem wiatraki. Ale najciekawsze jest, do czego ich używają.
W gigantyczne farmy wiatrowe nad Bałtykiem inwestują tacy potentaci, jak Jan Kulczyk, PGE czy Orlen. Wszystko po to, by sprostać ekologicznym wyzwaniom, jakie stawia przed nami Unia Europejska. Własna elektrownia wiatrowa jest jednak w zasięgu niemal każdego Kowalskiego.
- Koszty zamontowania standardowego wiatraka o mocy 3 kW i podłączenia go do naszego domu to około 20 tys. zł - mówi Paweł Sułkowski z firmy SWIND, produkującej i montującej małe elektrownie przydomowe.
- Ale wiele osób kupuje tylko turbiny. To koszt od 3 do 6 tys. zł. Ze złomu biorą rury i stawiają maszt. A z sąsiadem elektrykiem podłączają taki układ do domu. Przykładów takiego gospodarczego budowania elektrowni wiatrowych jest naprawdę wiele - zapewnia Piotr Duda z firmy generatory-wiatrowe.pl.
W internecie można znaleźć sporo informacji o tym, jak zbudować własną elektrownię. Niektórzy udowadniają, że turbina może być zrobiona z części od starego poloneza.
Raczej ciepło niż prąd
Nikt nie prowadzi statystyk, ile w ciągu roku stawiamy przydomowych wiatraków. Według sprzedawców może to być od 200 do 500 minielektrowni. Co ciekawe nie służą one do dostarczenia prądu do żarówek, telewizora czy pralki.
- Najczęściej stawia się układy wspomagające, które służą do podgrzewania wody i zmniejszają zużycie gazu do ogrzewania domów. Jeden wiatrak oznacza o 50-60 proc. niższe koszty - wylicza Paweł Sułkowski.
Oczywiście są i tacy, którzy stawiają przydomowe elektrownie, by mieć dostęp do tańszej energii elektrycznej. W tym wypadku trzeba się jednak liczyć z wyższymi kosztami. Inwestycję podraża zakup akumulatorów. Częściej prywatna elektrownia zapewnia oprócz ogrzewania oświetlenie np. podjazdu do garażu, które nie jest konieczne do normalnego funkcjonowania. Część osób decyduje się na podłączenie do domowej sieci, ale korzysta z takiego prądu tylko w momencie awarii.
Jak zbudować elektrownię?
Postawienie wiatraka najczęściej nie wiąże się z większymi problemami. Zazwyczaj niepotrzebne jest nawet pozwolenie na budowę.
- Nazywamy to małym wiatrakiem ogrodowym do celów grzewczych. Jak urzędnik usłyszy, że ktoś chce stawiać elektrownie wiatrową, to mogą zacząć się problemy. A tak wystarczy tylko informacja w gminie - tłumaczy Paweł Sułkowski.
Wiatraki mają najczęściej do 12-15 metrów wysokości. Są budowane albo na metalowych rurach i zabezpieczone linkami, albo na słupach podobnych do tych wykorzystywanych do stawiania słupów energetycznych. Ponieważ taka mała elektrownia generuje nieco hałasu, więc najlepiej przy samym domu jej nie stawiać. Wystarczy odległość około 20 metrów od zabudowań i będziemy mieli spokój. Mniejsze wiatraki mogą być nawet montowane na dachach domów.
Póki nie sprzedajemy prądu, a produkujemy go tylko na własne potrzeby, możemy zapomnieć o biurokracji. Zresztą podłączenie do sieci sprawi, że inwestycja może okazać się nieopłacalna.
- Jeśli się na to zdecydujemy, musimy doliczyć koszty akumulatorów potrzebnych do gromadzenia prądu. To tylko teoretyczna oszczędność. Niestety, ale w uproszczeniu będziemy sprzedawać prąd do zakładu energetycznego za 25 groszy za kWh, a kupować go za 50 groszy - tłumaczy Piotr Duda.
Między innymi dlatego dziś elektrownie wiatrowe nie są zbyt popularne. Prawo nie zachęca do ich stawiania, a okres zwrotu inwestycji to od 5 do nawet 20 lat. Wszystko zależy oczywiście od tego, jak silne wiatry wieją w naszym regionie. Krócej na zyski liczyć możemy na Pomorzu, dłużej w centrum Polski.
- Jeśli uda się nam pozyskać pieniądze z dotacji, to wtedy inwestycja zwróci nam się dużo szybciej - mówi Tomasz Michalak z Enor Group. Jednak właściciel jednej z największych firm montujących wiatraki w Polsce podkreśla, że dofinansowanie zdobyć jest bardzo trudno.
- Dużo łatwiej o unijne granty na terenach wiejskich. Poza tym na przykład BOŚ udziela kredytów preferencyjnych z możliwością częściowego umorzenia. Czasami też urzędy marszałkowskie mają programy dotujące kolektory słoneczne czy małe przydomowe elektrownie wiatrowe - tłumaczy.
Kto więc decyduje się na stawiania wiatraków? Osoby z grubym portfelem o zacięciu ekologicznym. Czasem jest to firma, która chce wykorzystać wiatrak jako formę promocji. Ludzi, którzy stawiają je tylko po to, by zaoszczędzić jest niewielu.
Trzecia rewolucja przemysłowa?
W Polsce nie ma dziś kompleksowego wsparcia małych elektrowni wiatrowych. To jednak niedługo może się zmienić.
- Są plany, by dofinansowywać takie przydomowe elektrownie. Dodatkowo uproszczono by procedurę podłączenia do sieci. Właściciel wiatraka miałby dwa liczniki. Jeden wskazywałby, ile zużywa energii, drugi, ile jej produkuje. No i dostałby pewien upust, polegający na tym, że za każdą wyprodukowaną kilowatogodzinę dwie miałby za darmo. To jednak na razie tylko pomysły - mówi Piotr Duda.
Tego typu rozwiązania, dotyczące nie tylko energetyki wiatrowej, chce wprowadzić ministerstwo gospodarki.
- Promocja mikroinstalacji jest szansą dla Polski na budowanie nowoczesnego i innowacyjnego rynku urządzeń energetyki rozproszonej zarówno dla potrzeb wewnętrznych naszego kraju, jak i na eksport - zapowiedział w połowie lutego wicepremier Waldemar Pawlak na spotkaniu poświęconym odnawialnym źródłom energii.
Na tej samej konferencji znany amerykański ekonomista i filozof prof. Jeremy Rifkin podkreślał, że nadchodzi era prosumentów, czyli producentów i konsumentów energii generowanej z niewielkich mocy instalacji wykorzystujących odnawialne źródła energii (OZE). Tę zmianę już określono mianem "trzeciej rewolucji przemysłowej".
Finansowanie małych elektrowni, wykorzystujących OZE, nie za bardzo podoba się największym graczom. Będą chcieli storpedować nową rewolucję przemysłową?