Jak prosić o podwyżkę?
Jest takie powiedzenie: dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, oni po prostu je mają. Okazuje się, że w naszym kraju pierwszą część przysłowia biorą sobie do serca niemal wszyscy. Szczególnie jednak ci, którzy nie mają owych pieniędzy zbyt wiele. Polskie "nie rozmawianie" o pieniądzach ma też charakter szczególny
17.12.2012 | aktual.: 17.12.2012 17:23
Jest takie powiedzenie: dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach, oni po prostu je mają. Okazuje się, że w naszym kraju pierwszą część przysłowia biorą sobie do serca niemal wszyscy. Szczególnie jednak ci, którzy nie mają owych pieniędzy zbyt wiele.
Polskie "nie rozmawianie" o pieniądzach ma też charakter szczególny - narzekamy na ich brak podczas spotkań rodzinnych, w sieci żalimy się na szefa, bo nie daje nam podwyżki, objeżdżamy też winnych całej tej sytuacji rządzących. Jednak rzeczowo i konkretnie o finansach nie mówimy. Przede wszystkim jednak nie rozmawiamy o nich z tymi, z którymi powinniśmy - przełożonymi.
Do 1989 roku rozmawianie o pieniądzach w naszym kraju - poza szeptami z cinkciarzami o ich wymianie na cenniejsze "zielone" - nie miała większego sensu. Wysokość dochodów była ustalana odgórnie przez państwo, a wpływ pracownika na wysokość pensji (tej oficjalnej) był znikomy. Generalnie wszyscy mieli mało, a i tak brakowało okazji by to mało wydać - bo nie było na co.
Sytuacja zmieniła się nagle, gdy wybuchł u nas szalejący kapitalizm
Niestety wraz z nowym systemem nie pojawiły się wzorce zachowań w określonych sytuacjach - np. negocjowania zarobków. A skoro nie ma nawyku i zasad, które regulowałyby daną kwestię, każdy radzi sobie jak umie. Okazuje się, że zazwyczaj wybieramy jedną z dwóch metod postępowania: nie rozmawiamy wcale, bo się wstydzimy, że ktoś odbierze nas jako osoby pazerne i chciwe albo - by przełamać skrępowanie i odważyć upomnieć się o swoje - stajemy się roszczeniowi.
Polecamy: Podziękuj emigrantom za podwyżkę
- Niestety nie mamy w naszym kraju kulturowego nawyku, by spokojnie, rzeczowo i kulturalnie rozmawiać o pieniądzach. Ten temat stanowi w Polsce pewne tabu, które powoli przełamujemy, jednak ciągle dość nieudolnie - mówi dyrektor firmy szkoleniowo-doradczej Prospera Consulting, Renata Kaczyńska-Maciejowska. - Problem stanowi nie tylko temat pieniędzy. Polakom brakuje szerszej wiedzy z zakresu kultury i warunków pracy, negocjacji, planowania ścieżki kariery. Tego wszystkiego powinniśmy uczyć się w szkole na osobnym przedmiocie. Dopóki jednak w naszym systemie edukacyjnym coś takiego się nie pojawi, powinniśmy sami dokształcać się w tym kierunku i zawsze kierować przede wszystkim zdrowym rozsądkiem i własną kulturą osobistą.
Rozmowa o pieniądzach wcale nie musi być taka trudna, jeśli dobrze się do niej przygotujemy. Przede wszystkim musimy jednak zmienić nastawienie psychiczne. Pamiętajmy, że nasza praca to dobro, które za określoną cenę sprzedajemy naszemu szefowi. Pobieranie za naszą usługę gratyfikacji finansowych jest sprawą naturalną. W końcu poza radością i satysfakcją z pracy, głównym powodem dla której ją wykonujemy jest właśnie zapłata. W przeciwnym wypadku praca nie byłaby pracą, a naszym hobby. Weźmy też przykład z szefa. Mało który przełożony ma problem, by poprosić nas o wykonanie jakiegoś dodatkowego zadania. Również my mamy prawo wzajemnie zwrócić się do niego o podwyżkę czy premię.
- Zanim zaczniemy rozmowę musimy jednak uczciwie rozważyć jedną kwestię - czy podwyżka nam się należy. Czy chcemy o nią prosić, bo np. zwiększył się zakres naszych obowiązków, nasz wkład pracy przekłada się na konkretne zyski dla firmy itd, czy zwyczajnie chcemy więcej zarabiać. Jeśli impulsem do rozmowy ma być jedynie fakt, że to co mamy nas nie zadowala, nasz wniosek nie jest niczym uzasadniony i faktycznie taka prośba może świadczyć o naszej roszczeniowości- wyjaśnia ekspertka ds rynku pracy.
Nie ma jednego schematu według, którego powinna przebiegać rozmowa o pieniądzach, wiadomo jednak jak wyglądać nie może. - Absolutnie nie wolno się chełpić, przechwalać swoimi dokonaniami, awanturować. Rozmowa na temat finansów, jak każda inna rozmowa biznesowa, powinna być przede wszystkim kulturalna i rzeczowa - mówi Renata Kaczyńska-Maciejowska.
Litość nie wchodzi w grę
Nie starajmy się więc wziąć szefa na litość, zarzucać mu okrucieństwa czy złej woli, porównywać naszych marnych dochodów z jego nowymi samochodami na parkingu. - Kiedy ktoś zwraca się do mnie z prośbą o pomoc w przygotowaniu się do rozmowy na temat wynagrodzenia, bo temat ten go krępuje czy peszy, zawsze radzę by spisał sobie na kartce wszystkie argumenty, które mogą być w takiej rozmowie pomocne. Wynotujmy wszystkie dodatkowe czynności, które wykonujemy w pracy, nowe obowiązki, które zostały nam dołożone lub które sami na siebie wzięliśmy. Zwróćmy też uwagę na nasze zaangażowanie w pracę - np. zostawanie po godzinach, wyjazdy służbowe. Ważne są też nasze własne pomysły dzięki którym np. udało się rozwiązać jakiś problem, przyspieszyć realizację projektu, dotrzeć do nowych klientów. Przede wszystkim jednak skupmy się na efekcie naszej pracy - czyli na tym co dzięki nam zyskała firma. Tak przygotowani do rozmowy nie musimy się jej obawiać, jeśli tylko przedstawimy nasze dokonania rzeczowo, a nie zaczniemy się
nimi przechwalać - tłumaczy szefowa Prospera Consulting.
Polecamy: Podziękuj emigrantom za podwyżkę
Bez względu na to, na ile nasze argumenty będą przekonujące, nigdy nie możemy być pewni podwyżki. Po pierwsze dlatego, że nasz osąd tego jak pracujemy, może diametralnie różnić się od oceny pracodawcy. Jeśli jednak faktycznie uczciwie przykładamy się do pracy, bardziej prawdopodobne jest to, iż nasz pracodawca odmówi podwyżki z powodu trudnej sytuacji ekonomicznej firmy. - Nie obrażajmy się i nie czujmy zawiedzenie czy skrępowani jeśli spotkamy się z odmową z powodu trudności na rynku czy w firmie. Nie powinniśmy też sądzić, że nasza rozmowa poszła na marne. Dobrze jest uświadomić szefowi nasze osiągnięcia. W ten sposób zwiększamy swoje szanse na podwyżkę czy premię, gdy w firmie pojawią się dodatkowe środki. Poza tym badania pokazują, że nawet u tych pracowników, którym z przyczyn "technicznych" odmówiono podwyżki, ale którzy są za swoją pracę chwaleni i usłyszą od pracodawcy iż ten docenia i szanuje ich zaangażowanie i kreatywność, zyskują dodatkową motywację do pracy i większą pewność zatrudnienia, co w
czasie kryzysu jest wartością samą w sobie - dodaje Renata Kaczynska-Maciejowska.
AD, AS, WP.PL