Jeśli awans, to dopiero jesienią
Najlepszymi miesiącami do awansów i pokazywania swych możliwości zawodowych są styczeń, lipiec i wrzesień
18.04.2012 | aktual.: 18.04.2012 17:38
Tadeusz, pracownik działu IT w firmie produkcyjnej, w ten wiosenny kwietniowy poniedziałek był z siebie wyjątkowo dumny. To nic, że właśnie wracał do domu po 28 godzinach naprawiania sieci w firmie. Zmęczony, wymięty i z nieświeżym oddechem, miał sporo miejsca w autobusie. Uśmiechał się jednak do siebie. I to z dwóch powodów. Ten mniej ważny był taki, że dał sobie radę z awarią. Nie była może zbyt wymagająca technicznie praca, ale za to bardzo nużąca. W końcu reinstalacja całego oprogramowania na komputerach w dziale sprzedaży (system, programy biurowe, poczta) jest tak samo ekscytująca jak granie w biurowego pasjansa. Jednak drugi powód uśmiechu Tadeusza był znacznie poważniejszy. Dwa tygodnie temu odszedł z firmy kierownik działu IT. Dzięki udanej weekendowej akcji Tomasz już widział siebie na jego stanowisku. Widział siebie siedzącego za jego biurkiem. Widział siebie logującego się na konto bankowe i podziwiającego okrągłą sumkę na przelewach wchodzących.
Para w gwizdek
Trochę się bał, że dyrektor go nie doceni, ale miło się rozczarował. Dyrektor bardzo chwalił Tadeusza i w imieniu działu sprzedaży sprezentował mu kupon zniżkowy na kolację we dwoje w eleganckiej restauracji. Nawet był pozytywnie nastawiony do awansu. Był tylko jeden problem – w firmie awanse były zwyczajowo ogłaszane na przełomie czerwca i lipca. A teraz był kwiecień. Tadeusz został więc na dotychczasowym stanowisku, ale wszystko wydawało się być przyklepane. Pewne jak w banku.
Jakże się Tadeusz rozczarował w lipcu, gdy tuż przed pierwszą turą urlopów się okazało, że kierownikiem został nie on, a osoba zatrudniona z zewnątrz. Czar weekendowej akcji zblakł przez te dwa miesiące. „Zmieniły się trochę wymagania rynku – tłumaczył niezdarnie dyrektor. – Potrzebny był ktoś bardziej obeznany z tymi chmurami”. (Dla mniej biegłych w firmowym IT: te chmury to oparta na Internecie technologia cloud computingu, umożliwiająca używanie software’u w każdym miejscu bez konieczności instalowania programów i zapisywania dokumentów na twardym dysku komputera).
Na protesty Tadeusza, że przecież miał obiecany awans, dyrektor pokiwał ze zrozumieniem głową. „Oczywiście, ja to wszystko rozumiem i byłem po twojej stronie. Ale przyznaj szczerze, nie możesz jechać w nieskończoność na opinii jednej interwencji. Od kwietnia nie zrobiłeś nic równie spektakularnego. Chyba nawet opuściłeś się w swoich normalnych obowiązkach”. Tadeusz nic nie odpowiedział. Nowe biuro i wyższa pensja prysły jak mydlana bańka.
Na ostatniej prostej
Jak się okazuje, jeśli masz pecha, to nie awansujesz tylko dlatego, że w kalendarzu wybił właśnie nieodpowiedni miesiąc. Zdaniem ekspertów, najlepszymi miesiącami do awansów i pokazywania swoich możliwości zawodowych są styczeń, lipiec i wrzesień. Styczeń – ponieważ to okres rocznych ocen pracowniczych i podsumowań. Lipiec – gdyż to czas przedurlopowy. A wiadomo, że warto iść na urlop, zostawiwszy w pracy wszystkie ważne rzeczy zamknięte, rozwiązane, zdecydowane. Wrzesień – bo gdy dyrektorzy wrócą z urlopów jest jeszcze krótki moment, by jednak przemyśleli i zmienili decyzję. O ile mają do tego naprawdę solidne argumenty, np. spektakularny sukces lub nagłą zmianę układu władzy w firmie. Rafał Śliwowski, trener, coach i konsultant z firmy doradczo-szkoleniowej Pro-HR, twierdzi, że przy awansach dużą rolę odgrywa tzw. efekt świeżości. Z grubsza chodzi o to, że wszelkie nowości oddziałują na ludzi mocniej od tego, co stare, przebrzmiałe lub oczywiste. Informacje i sygnały, które nadeszły ostatnie, wywierają na
nas dużo większy wpływ, niż te, które już nieco zatarły się w naszej pamięci lub do których zdążyliśmy się przyzwyczaić.
- W karierze obowiązuje zasada: tyle jestem wart, ile mój ostatni sukces –uważa trener Śliwowski. –Nie ma więc znaczenia, że nosiliśmy żółtą koszulkę lidera np. sprzedaży przez trzy kolejne kwartały z rzędu, jeśli w czwartym, choćby wskutek wypalenia, wyprzedzili nas inni handlowcy, wcześniej uznawani za przeciętniaków. Medale i kontrakty reklamowe zgarniają wczorajsi średniacy, a o dotychczasowi zwycięzcy zostają z niczym.
Sztuka polega odpowiednim rozłożeniu sił. Tak by móc się wykazać przed zarządem, gdy faktycznie przełoży się to na naszą korzyść. A więc w styczniu, lipcu czy wrześniu, kiedy przedsiębiorstwa podejmują decyzje o promocjach i awansach. To jest dobry moment na branie nadgodzin, podciąganie tzw. targetów lub na zgłoszenie się do prestiżowego projektu. W innych miesiącach cała para pójdzie w gwizdek.
- Podobnie jest w kolarstwie – wskazuje Rafał Śliwowski. – Niekoniecznie wyścig wygra zawodnik, który się wyrwał i przez cały czas jedzie samotnie przed peletonem. Lepiej być gdzieś w czołówce, jednak za bardzo nie szarżować, nie napierać. I zaatakować dopiero na ostatnim wzniesieniu, na ostatnim zakręcie, na ostatniej prostej.
Alicja Ulanowska i Mariusz Ludwiński