Jeśli jest styczeń, to mamy rosyjskie kłótnie o energię

Jeśli jest styczeń, to zdaje się, że Moskwa musi wdać się w politycznie motywowany spór o nośniki energii z którymś ze swoich sąsiadów - komentuje poniedziałkowy "Washington Post" napięcia między Rosją a Białorusią, które nie zdołały uzgodnić warunków dostaw i tranzytu rosyjskiej ropy.

Jeśli jest styczeń, to mamy rosyjskie kłótnie o energię
Źródło zdjęć: © AFP

11.01.2010 | aktual.: 11.01.2010 11:28

Według dziennika premier Rosji Władimir Putin "wybrał Białoruś do ukarania" po tym, jak jej władze na żądanie Zachodu zwolniły kilku więźniów politycznych, co zaowocowało zaproszeniem Białorusi do unijnego Partnerstwa Wschodniego. Mińsk ponadto odmówił uznania dwóch popieranych przez Rosję separatystycznych republik na terenie Gruzji: Abchazji i Osetii Południowej.

"Władimir Putin nie zarzucił swego marzenia o odnowieniu dominacji Moskwy nad krajami byłego Związku Radzieckiego; chociaż, co ciekawe, człowiek, któremu powierzył on stanowisko prezydenta Rosji - Dmitrij Miedwiediew - ostatnio potępił, jak to nazwał +chaotyczną+ politykę zagraniczną +podyktowaną nostalgią i uprzedzeniami+" - pisze "Washington Post".

"Kraje zachodnioeuropejskie, które zależą od Rosji w dostawach energii, właśnie otrzymały swój doroczny zimowy sygnał alarmowy. 35 proc. niemieckiego importu ropy płynie przez białoruski rurociąg. Ktokolwiek w niemieckim rządzie ciągle wierzy, że w dostawach można liczyć na Rosję, powinien spędzić styczeń w tropikach" - konkluduje waszyngtoński dziennik.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)