"Jesteśmy bez pracy, ale jesteśmy wolni"
Bezrobocie to jeden z największych minusów wolnej gospodarki. Ale nie dla wszystkich. Są ludzie, którzy uczynili z niego sposób na życie. Nie pracują od lat i czują się z tym nieźle.
28.03.2011 | aktual.: 28.03.2011 13:46
Nie pracuję i mam się dobrze
Rafał z racji wykonywanego zawodu (był dziennikarzem) poznał wielu ludzi z różnych środowisk. Mówi, że wśród jego znajomych jest co najmniej 5 – 6 osób, o których nie wie, z czego się utrzymują. W dodatku taki stan rzeczy nie zmienia się od lat.
- Właściwie odkąd pamiętam, oni nigdzie oficjalnie nie pracowali. Są wśród nich humaniści, księgowi, inżynierowie; kobiety i mężczyźni. Pytałem ich kilkakrotnie, z czego żyją, ale udzielane odpowiedzi nie trafiały mi do przekonania. Ktoś twierdził, że żyje z odsetek, inny, że z dorywczych zleceń. Jeszcze inny, że od czasu do czasu jeździ za granicę do pracy.
Początkowo Rafał przyjmował te wyjaśnienia. Później jednak zaczęły go zastanawiać. Wyglądały raczej na wykręty niż na zwykłe, rzeczowe informacje o wykonywanej pracy. Rafał przypuszczał, że, być może, znajomi nie chcą mu wyjawić prawdy o swoim źródle utrzymania ze względu na jego zawód. Wiadomo – z dziennikarzami trzeba uważać. Zdradzi im się swoją tajemnicę, a następnego dnia zobaczy się ją wypisaną wielkimi literami w jakimś tabloidzie: „Ten człowiek wie, jak żyć, nie pracując!”. Jasne jest, że jeśli ktoś posiadł taką umiejętność, chce jej tajniki zachować dla siebie.
*Co robisz? – Myślę o życiu! *
Były dziennikarz przyznaje, że takie zachowania denerwowały go. „Ja biegam jak pies za kasą, a oni siedzą sobie w domu, zero stresu, i też jakoś żyją. Czy to sprawiedliwe?” – zadawał sobie pytanie. Najbardziej irytował go znajomy, który pytany, co dzisiaj robi, odpowiadał niezmiennie, że czyta książkę, ogląda film na DVD względnie „bawi się z kotem i myśli o życiu”. – Aha, jeszcze latem oznajmiał, że siedzi w ogródku i się opala – przypomina sobie.
Przez pewien czas, w wolnych chwilach, prowadził nawet coś na kształt prywatnego śledztwa. Nie wkładał w to wysiłku. Po prostu od czasu do czasu sprawdzał różne pogłoski. Wiedział, że gdyby naprawdę się postarał, doszedłby do prawdy. Nie chciał jednak zrażać do siebie nadmiernym wścibstwem ludzi, których w sumie lubił. Kiedyś wydawało mu się, że rozwiązał tajemnicę jednej znajomej. Wydawała się banalnie prosta. Kobieta miała nieźle zarabiającego partnera – może to on ją utrzymywał? Partner pojawił się jednak przed rokiem, a znajoma kontynuowała swój sposób na życie od ponad 10 lat. Szybko się zresztą rozstali. Trop okazał się fałszywy.
Czytał też informacje o „wolnych ludziach” z innych krajów. O żebraku z małego pomorskiego miasteczka, znanym swego czasu w Berlinie. Podobno przez lata uzbierał spore oszczędności. O kloszardach żyjących w cieplejszym klimacie – nad Morzem Śródziemnym, na Wyspach Kanaryjskich – nieprzejmujących się rzeczami takimi jak praca czy kariera. No tak, „wolnym ptakom” tam, gdzie ciepło, łatwo utrzymać się na powierzchni. Ubrać można się w byle co, a spać pod chmurką. Tyle tylko, że jego znajomi nie żebrali. Mieli mieszkania, co oznaczało, że opłacają czynsz, światło i ogrzewanie. Nie wypadli poza margines. Podróżowali, mieli jakieś pasje, spotykali się z ludźmi. Jedyne, co ich wyróżniało, to brak (oficjalnego) zajęcia.
Ja też tak chcę!
Gdybyśmy żyli w Niemczech czy Szwecji, sprawa byłaby prosta – kombinował Rafał. Tam zasiłki wystarczają na przeżycie. Kto bardzo nie chce pracować, łatwo znajdzie sobie alternatywny sposób na przetrwanie. Ale u nas? Z zasiłkiem 500 zł, odbieranym po pół roku? Zresztą, żeby go dostać, trzeba wcześniej być na etacie. Zaobserwował też u siebie pewną rzecz. On zazdrościł tym ludziom! Wyobrażał sobie, że gdyby stać go było na odrzucenie pracy, stałych zarobków, myśli o karierze – byłby naprawdę wolnym człowiekiem. Gdy wypytywał znajomych, z czego żyją, nie powodowała nim zwykła ciekawość. Szukał sposobu, by poczuć się wolnym i szczęśliwym. Wydawało mu się, że praca to poczucie uniemożliwia.
Wszystko się zmieniło, gdy po redukcji stracił posadę. Przez parę miesięcy siedział w domu, oddawał się lenistwu i wmawiał sobie, że o to właśnie mu chodziło. Szybko jednak poczuł, że to nie dla niego. Nic nie robiąc, czuł się znacznie gorzej niż wtedy, gdy harował jak dziki osioł. Nie umiał opracować sobie nowej strategii, dostosowanej do zmienionej sytuacji. Pytany o to, co robi, wstydził się odpowiedzieć, jak wcześniej znajomy. Przekonywającego kłamstwa też nie potrafił wymyślić. Wziął więc kredyt i otworzył kwiaciarnię. A od znajomych – wiecznych bezrobotnych stara się trzymać jak najdalej. Jeszcze go znów sprowokują do niebezpiecznych myśli…
Tomasz Kowalczyk/JK