Kiedy pasja łączy się z pracą...
Jak zostać "muralistą" i miłość do sztuki połączyć z pracą zawodową?
15.07.2011 | aktual.: 15.07.2011 11:20
Na ścianie ukryte są probówki, cyrkiel, sama noblistka, a także warszawska syrenka, rybki, ptaki, a nawet King Kong na Pałacu Kultury i Nauki. Mural jest wielki - ma 200 m2. Przez trzy dni tworzył go jeden artysta. Choć on podkreśla, że w pracy pomagała mu ukochana i grupka pomocników. Kim jest autor jednego z najszerzej komentowanych obrazów ściennych w Warszawie? Co jeszcze stworzył? Jak zostać "muralistą" i miłość do sztuki połączyć z pracą zawodową? O tym wszystkim opowiada twórca muralu poświęconego Marii Skłodowskiej - Curie, Igor Chołda ukrywający się pod pseudonimem Aqualoopa.
- Jest takie słowo muralista? Czy można powiedzieć, że jesteś muralistą?
- Nigdy nie słyszałem takiego określenia. Zazwyczaj mówi się po prostu artysta streetowy, ale muralista bardzo mi się podoba, więc niech tak zostanie (śmiech). Z resztą muraliści tworzą nie tylko na ulicach, ale też w pomieszczeniach. Ja ostatnio mam szczęście do zleceń "na ulicy", wcześniej jednak większość moich prac powstawała w klubach, biurach, czy kawiarniach.
- Jak zostać muralistą? Trzeba skończyć jakąś szkołę, zdobyć jakiś papier?
- U mnie wzięło się to z pasji do projektowania postaci, tworzenia ilustracji. Ukończyłem też produkcję filmową, a zawodowo zajmuję się animacją. To wszystko w jakiś sposób się łączy i przenika. Wielu innych artystów streetowych zaczynało od fascynacji graffiti. Kiedyś biegali ze sprayami i zewsząd byli gonieni, a szukali tylko ciekawej przestrzeni dla swoich prac. Na szczęście dziś zmieniło się podejście do obrazów ściennych.
*- Czy z biegania ze sprayem można przeżyć? Czy to może być jedyne źródło dochodu? *
- To pewnie zależy od tego jakie mamy potrzeby i jakie uda nam się dostać zlecenia. Szczerze mówiąc nie próbowałem postawić wszystkiego na jedną kartę i chyba większość osób, które się tym zajmują, ma inne źródło utrzymania. Zazwyczaj związane z grafiką lub projektowaniem. Więc praca i pasja się uzupełniają i często ze sobą łączą.
- Jak zaistnieć na rynku artystów streetowych? Powiedzmy, że mam talent, mnóstwo fajnych pomysłów, jak znaleźć zleceniodawców, gdzie ich w ogóle szukać?
- W dzisiejszych czasach, jest to proste dzięki internetowi. Artyści streetowi to małe środowisko i jeśli tylko pojawia się coś fajnego, jest natychmiast zauważane i komentowane, a rynek weryfikuje podaż na pracę. Jest też wiele imprez o charakterze niekonkursowym - jam'y, festiwale itd. Można się na nich pokazać, zaprezentować swoje projekty czy zdjęcia z jakichś realizacji, poznać ludzi. Są też konkursy - jak ten na mural, który wygrałem, zorganizowany przez Good Looking Studio, miasto Warszawę i Muzeum Marii Skłodowskiej-Curie.
- To nie jedyny projekt, który realizowałeś w ostatnim czasie. Gdzie można zobaczyć inne?
- Większość innych moich prac to ściany w biurach czy firmach. Np. niedawno robiłem projekt w jednym z biur Noble Banku i agencji reklamowej Kropka Bordo. Malowałem też murale w klubach. Zazwyczaj w takich sytuacjach, cała zabawa polega na tym, że trwa jakaś impreza, stajesz przed czystą ścianą i do końca imprezy masz stworzyć gotowy obraz. Ludzie podchodzą, zaczepiają, pytają, oglądają jak powstaje mural - to fajne doświadczenie. Ograniczony czas i za każdym razem zupełnie nieprzewidywalne reakcje, pytania, uwagi.
- Farby, pędzle, spraye? Czym malujesz? I czy zawsze masz gotowy projekt, czy podchodzisz do ściany i zaczynasz improwizować?
- Różnie bywa. Często improwizuję. Nawet jeśli istnieje jakiś temat - wiem, że mam wykorzystać jakiś motyw czy kształt, to reszta powstaje często w trakcie malowania. Oczywiście w takich przypadkach jak mural Skłodowskiej projekt zrobiłem wcześniej, bo musiałem go przesłać na konkurs. Co do techniki malowania, korzystam z farb akrylowych i tuszu, które nakładam za pomocą flamastrów, pędzli i wałków. Ale kusi mnie, by sięgnąć po najpopularniejsze wśród twórców streetowych spraye.
- Twój najgłośniejszy mural znajduje się w centrum miasta, łatwo dostępny wszystkim przechodniom. Można podejrzewać, że prędzej lub później jakiś posiadacz mazaka czy sprayu postanowi go "ulepszyć". Dorzucić coś od siebie... Liczysz się z tym?
- Jasne. Po części właśnie na tym polega street art - na jego przemijalności i ulotności. Prace często zostają nadwyrężone przez czas albo przechodzą w ręce innego twórcy i się zmieniają.
- Czy ta gałąź sztuki w Polsce się rozwija? Czy jest to nie tylko pasja ale i profesja, która ma przyszłość?
- W tej chwili street art staje się modny. Pojawiło się spore zainteresowanie takimi pracami wśród zleceniodawców, ale przede wszystkim zmieniło się nastawienie społeczne. Widać coraz powszechniejsze przyzwolenie i otwartość na tą formę sztuki. Myślę, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Powstają festiwale i galerie związane ze street artem. Również klasyczny rynek sztuki zaczął się interesować "ulicznymi pracami". Wreszcie swe podwoje otworzyły dla nas domy aukcyjne i galerie. Przecież to samo co tworzymy na ścianach, malujemy też na płótnach i doczekaliśmy czasów, kiedy ktoś chce je wystawiać.
*- A twoje prace gdzie możemy zobaczyć? *
- Oczywiście w internecie. Bo dziś trudno się bez niego obejść, istnieć i docierać do odbiorców. Moje prace są na stronach www.aqualoopa.com i www.aqualoopa.blogspot.com. W naturze zapraszam oczywiście na rondo Dmowskiego, a niebawem również na rondo Siedlaczka, gdzie będę malował podczas festiwalu Street Art. Doping 2011.
AD
/AS