Kochają polskiego hydraulika, ale...
Owszem kochamy polskich hydraulików, ale ilu
ich rzeczywiście nam potrzeba? - zapytuje w artykule zamieszczonym
w "The Daily Mail" Andrew Green, przewodniczący brytyjskiej
organizacji pozarządowej Migration Watch, która bada zjawiska
imigracji.
10.02.2006 | aktual.: 10.02.2006 11:35
Według niego, duży napływ do Wielkiej Brytanii imigrantów zarobkowych (oficjalnie 293 tys. po pierwszych 17 miesiącach od rozszerzenia UE) dowodzi, iż rząd nie panuje nad zjawiskiem, a jeśli chce przyjmować imigrantów z Europy środkowo-wschodniej, to powinien ograniczyć ich napływ z innych części świata.
Polski hydraulik - bohater francuskiego referendum z ubiegłego roku, symbol podskórnych obaw Europejczyków na tle rozszerzenia UE i zakresu integracji, powrócił na łamy brytyjskiej prasy z dwóch powodów.
Pierwszym jest raport Komisji Europejskiej nt. otwarcia rynku pracy dla obywateli z nowych krajów UE, a drugi - dyskusja w Parlamencie Europejskim nad projektem dyrektywy w sprawie liberalizacji rynku usług w Unii.
Polemizując z rozpowszechnionym w Wielkiej Brytanii przekonaniem, iż napływ imigrantów zarobkowych z krajów w Europy środkowej i wschodniej jest ogólnie korzystny dla brytyjskiej gospodarki, Green pisze, iż obraz nie jest bynajmniej czarno-biały.
"Odpowiedź na to, czy imigranci wypierają miejscowych pracowników z rynku pracy, czy też wypełniają wolne miejsca pracy istotne dla utrzymania gospodarczej koniunktury, zależy od tego, jak duża okaże się skala imigracji i co faktycznie imigranci będą robić" - wskazuje Green.
Green, były brytyjski dyplomata zauważa, iż 80% imigrantów z nowych krajów UE zarabia mniej niż 6 funtów za godzinę. Wobec minimalnej płacy 5,05 funta, mimo iż wielu to ludzie z kwalifikacjami, tworzą oni nową społeczną podklasę narażoną na wyzysk ze strony pracodawcy.
Deputowany Partii Pracy do Parlamentu Europejskiego Claude Moraes w liście do "Guardiana" stwierdza, że imigracja powinna być lepiej regulowana na szczeblu rządowym. Jeśli np. agencje zatrudnienia będą kierować imigrantów w miejsca zupełnie nieprzygotowane na to, by sprostać społecznym i innym konsekwencjom ich napływu, to wówczas będzie się umacniał mit, iż imigranci są ciężarem.
Z kolei korespondent dziennika "The Independent" uważa, iż uzgodnione między dwoma największymi klubami w Parlamencie Europejskim rozwodnienie dyrektywy w sprawie usług jest "ciosem dla zwolenników pogłębienia reform wolnorynkowych w UE".
Sednem kontrowersji w sprawie dyrektywy usługowej jest tzw. zasada kraju pochodzenia zakładająca w oryginalnej wersji, że firmy z jednego kraju UE działające na terenie innego stosują się do praktyk i praw obowiązujących u siebie, a nie w kraju w którym funkcjonują.