Kolejne raporty kwartalne bardziej istotne niż stan gospodarki?
Po wytrzymaniu w środę, w dobrej formie, sesji z publikacją słabych danych w tle, byki w USA miały w czwartek dużo poważniejsze zadanie. Okazało się bowiem, że opublikowane w czwartek dane były niejednoznaczne, ale przeważały te słabe.
16.07.2010 | aktual.: 16.07.2010 09:34
W czerwcu dynamika produkcji przemysłowej wzrosła o 0,1 proc. m/m (oczekiwano spadku). Dane były jednak słabe, bo produkcja w przetwórstwie spadła o 0,4 proc. (najmocniej od roku). Dane pokazujące, jak w lipcu rozwija się gospodarka w regionach też były bardzo słabe. Indeks NY Empire State gwałtownie spadł (z 19,6 do 5,08 pkt.). Oczekiwano jedynie niewielkiego pogorszenia. Indeks Fed z Filadelfii spadł z 8 na 5,1 pkt. – oczekiwano wzrostu do 10 pkt. Zazwyczaj nikt nie przejmie się raportem o cenach produkcji (inflacja PPI), ale tym razem trzeci, kolejny spadek (0,5 proc. m/m) mógł niepokoić, bo sygnalizował, że ożywienie jest słabe i pachniał deflacją. Jedynie sytuacja na rynku pracy w USA znacznie się poprawiła. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych spadła z 458 do 429 tys. (oczekiwano spadku do 450 tys.). To najmniej od dwóch lat. Również średnia 4. sesyjna spadła bardzo wyraźnie (o 11.750 do 455.250). Trzeba jednak pamiętać o tym, że trwa lato, czyli okres prac sezonowych.
Na rynku akcji oczekiwano opublikowanego przed sesją raportu kwartalnego JP Morgan Chase. Był o ponad 50 procent lepszy od oczekiwań, ale w dużej części osiągnięto tę poprawę przez uwolnienie 1,5 mld USD rezerw. Gdyby nie ten ruch, to zysk wyniósłby 0,75 USD, czyli jedynie o 5 centów więcej od prognoz. O przyszłości mało się dowiedzieliśmy. Zarząd uważa (słusznie), że zbyt dużo jest niewiadomych. Ten raport szkodził zarówno akcjom JP Morgan, jak i innym bankom. Nie zaszkodziło ostateczne zakończenie przez Senat dyskusji nad reformą finansów.
Jak widać niedźwiedzie miały bardzo mocne karty. Okazało się jednak, że byki miały równie mocne. Indeksy spadały, a w najgorszym momencie indeks S&P 500 tracił blisko 1,5 procent. Byki się nie poddały i zaczęły powoli redukować skalę spadku. Na 1,5 godziny przed końcem sesji indeksy traciły około pół procent. Na około godzinę przed końcem sesji niedźwiedzie zaatakowały i zepchnęły indeksy do około 0,8 proc. poniżej środowego zamknięcia, ale to było wszystko, na co było stać ten obóz. Kontratak znowu odwrócił kierunek indeksów.
Pretekstem była informacja BP, która podobno zahamowała wpływy ropy do Zatoki Meksykańskiej. Poza tym SEC zapowiedział, że po sesji wyda „znaczące oświadczenie”. Oczekiwano czegoś, co pomoże Goldman Sachs. Uderzenie popytu było tak silne, że indeksy zabarwiły się na zielono. Takie zakończenie sesji (neutralne) pokazuje, że dane makro na razie się nie liczą. Liczy się tylko czekanie na nowe raporty spółek i układ techniczny, dzięki któremu automatyczne systemy inwestycyjne kupują na spadkach. Trudno w tej sytuacji być pesymistą, ale pamiętać trzeba, że siła rynku nie ma podłoża fundamentalnego.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję neutralnie, ale znowu pozytywem było to, że nie reagowała na półprocentowe spadki indeksów na innych giełdach. Wystarczyła poprawa nastrojów na rynkach po udanej aukcji hiszpańskiego długu, żeby WIG20 przekroczył poziom 2.400 pkt. Nie był to jednak trwały wzrost. Indeks znowu zaczął się osuwać czekając na nowe impulsy. Posiadaczom akcji na chwilę pomógł raport kwartalny JP Morgan, ale potem indeks zaczął się osuwać. Publikacja pierwszej partii danych w USA wprowadziła graczy w zakłopotanie, bo dane były wybitnie niejednoznaczne. Indeks wrócił do poziomu ze środy, po danych o produkcji zaczął się delikatnie podnosić i w końcu zamarł tuż nad poziomem środowego zamknięcia. Tam też sesję zakończył, mimo całej serii słabych danych publikowanych w USA. Śladowy obrót sygnalizował, że rynek wszedł w fazę wyczekiwania, ale spadał będzie niechętnie.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi