Konferencja jak wojna. Na ulicach policja, wojsko i wozy opancerzone
Ostra broń, zakazy wstępu, dziesiątki ochroniarzy i setki policjantów. Światowe Forum Ekonomiczne sprawia, że niewielkie górskie miasteczko zamienia się w małą twierdzę. Za miliony franków szwajcarskich - pisze z Davos Mateusz Ratajczak z money.pl.
Światowe Forum Ekonomiczne oczami osób niezwiązanych z wielką polityką i biznesem? To niemal wojna. Snajperzy na dachach pensjonatów, wyrzutnie przeciwko dronom i kontrole wszystkich wjeżdżających i wyjeżdżających ze strefy wokół górskiego miasteczka. Tak wygląda każdy dzień podczas wydarzenia.
Od 9 do 10 mln franków szwajcarskich - tyle co roku wydają Szwajcarzy na samą ochronę Światowego Forum Ekonomicznego w Davos. To równowartość niemal 40 mln złotych. Co godzinę Szwajcarzy wydają niemal 140 tys. franków szwajcarskich. To ok. 550 tys. zł. Co minutę to koszt ponad 2,3 tys. franków szwajcarskich (9,2 tys. zł).
To dużo? Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego kosztuje wszystkich Polaków około 2 mln zł dziennie (przy budżecie wartym 750 mln zł). A przecież mowa o instytucji, która zajmuje się całym krajem. A nie 15-tysięcznym, górskim miasteczkiem.
Zobacz także: W Davos nikt nie zajmuje się polskimi aferami. Morawiecki: Tutaj wszystkich interesuje rozwój
Część zapłacą władze kantonu (Szwajcaria składa się z 26 kantonów) część samo miasto Davos, część Światowe Forum Ekonomiczne. Swoją działkę dorzuci również państwo. Sami Szwajcarzy z kolei szacują, że pełny koszt zabezpieczenia Davos porównywalny jest do przeprowadzenia sporych ćwiczeń wojskowych. I jednocześnie - nikomu to nie przeszkadza. Władze szacują, że obecność Forum daje niemal 60 mln franków szwajcarskich zysków dla lokalnej społeczności. I to mowa o pieniądzach, które przynosi jedno wydarzenie. Do tego zyskuje turystyka całego kraju. W sumie Szwajcaria liczy, że wychodzi około 100 mln franków szwajcarskich na plus. Przy tym 10 mln franków szwajcarskich na zabezpieczenia to niewiele.
Zwyczajnym widokiem będą dziesiątki funkcjonariuszy patrolujących ulice, snajperzy na dachach pensjonatów w okolicy centrum miasta i - nowość od kilku lat - armatki przeciwko dronom. A do tego kontrole na okolicznych drogach, zamknięta strefa powietrzna i ograniczenia na wejściach większości hoteli. Bez przepustki w ciągu tych kilku dni w Davos można wejść tylko do kiosku z gazetami. Przejścia przez główną ulicę, tuż obok Centrum Kongresowego, nie ma. Są za to betonowe kloce odgradzające strefę forum od strefy turystycznej. I dziesiątki ochroniarzy. Część z nich kieruje ruchem, cześć weryfikuje przepustki. A za ich plecami stoją uzbrojeni po zęby funkcjonariusze. Bo widok broni w Davos zupełnie nie powinien dziwić.
A jednocześnie ci sami funkcjonariusze nie mają problemów, by... pomóc tym, którzy szukają drogi. Obejścia terenu Forum, kolejnych hoteli. O ile tylko wiedzą, to podpowiadają. Jeśli nie, odsyłają do konkretnych punktów. Często spacerują po mieście, więc pamiętają lokalizacje niektórych budynków. I to lepiej niż sama obsługa wydarzenia.
Organizatorzy mają jasną zasadę: w historii Davos nigdy nie poinformowali o łącznych siłach, które zostały wysłane do ochrony miasta i Światowego Forum Ekonomicznego. Pewne jest, że do akcji w każdej chwili może włączyć się blisko 5 tys. żołnierzy. Ani o ich sprzęcie, ani rozlokowaniu, ani zadaniach nie wiadomo zupełnie nic. Tajemnica. To, że są gotowi, widać głównie podczas jazdy po okolicznych drogach. Co jakiś czas mają swoje przystanki. Tymczasowe kontenery służą jako baraki. Obok stoi sprzęt, to zwykle kilka wozów opancerzonych.
Najlepiej pilnowanym miejscem jest oczywiście główny budynek - Centrum Kongresowe w Davos. Specjalną ochronę mają również budynki okolicznych hoteli - Belvedere, Hilton i Intercontinental. Do tego limitowany dostęp jest również do lądowiska helikopterów oraz kościoła Świętego Teodora (znajduje się w samym centrum miasta). Tu wejdą wyłącznie mieszkańcy, goście i personel Forum oraz akredytowane media. Z kolei w strefie powietrznej nie może znaleźć się żaden dron, żadna paralotnia.
W sumie Davos odwiedzi w ciągu styczniowego tygodnia blisko 3 tys. polityków i przedstawicieli firm. Do Davos pojechał m.in. prezydent Andrzej Duda oraz grupa polskich firm. Spotkania biznesowe w Szwajcarii zaplanowały na przykład PZU oraz Pekao. Spółki otworzyły w tym roku w Davos "Dom Polski" - to już drugi raz w historii Davos.