Kryzys jak zaraza

Świat finansów popadł w obłęd, z którego ani myśli się otrząsnąć. Nie świat oszalał, a elity finansowe, biznesu i polityki zdeprawowały się do tego stopnia, że stały się zakładnikami kapitału spekulacyjnego - uważa Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK.

Kryzys jak zaraza
Źródło zdjęć: © Fakt | Piotr Molęcki / newspix.pl

16.09.2011 | aktual.: 16.09.2011 08:21

Jesteśmy świadkami całkowicie nowego kryzysu. Z taką jego formą nie mieliśmy do czynienia w skali globalnej. Kryzy dotyka świata finansów, a nie realnej gospodarki. Świat finansów popadł w obłęd, z którego ani myśli się otrząsnąć. Nie świat oszalał, a elity finansowe, biznesu i polityki zdeprawowały się do tego stopnia, że stały się zakładnikami kapitału spekulacyjnego i wynaturzeń wolnego rynku.

Chciwość główny winowajca

Ani banki, ani rynki spekulacyjne nie wyciągnęły wniosków z 2008 roku i z upadku Lehman Brothers. Rozjazd i oderwanie się światowych finansów od realnej gospodarki są dramatyczne i nie uległy zmniejszeniu. Dziś zarabia się nie na długotrwałych wzrostach, tylko na krótkotrwałych spadkach. Zarabia się pieniądze nie mając akcji, którymi się handluje. Świat finansów zdominowały tak skomplikowane produkty i instrumenty finansowe, że stały się one bronią finansową masowego rażenia. Mało kto już rozumie co się kryje pod nazwami typu CBO, CDS-y, cirs-y, swap-y czy nagła krótka sprzedaż. Nawet sami autorzy takich rozwiązań finansowych stracili nad nimi kontrolę. Struktury finansowe zamieniły się w smoka, który zaczął zżerać własny ogon.

Dziś działalność banków, zupełnie nie przypomina tradycyjnego funkcjonowania instytucji depozytowo-oszczędnościowych. Przekredytowanie banków i inwestorów giełdowych sięgnęło zenitu. To jest relacja jak 32:1. Czyli mając jedno euro, można dostać 32 euro kredytu, żeby zaszaleć w finansowym kasynie. Z jednego dolara, którego do banku przynosi przedsiębiorca, robi się natychmiast 500 dolarów. Kreuje się wirtualny, nieistniejący pieniądz. Rozporządzać nim mogą tylko nieliczni.

Widać wyraźnie, że światowa deregulacja, spekulacja, nadmierne ryzykanctwo, hazard cudzymi pieniędzmi, jaki uprawiają banki i sektor finansowy, wieluset milionowe premie dla menadżerów oraz całkowita bezkarność decydentów finansowych, z zaprzedaniem się środowisk eksperckich i analitycznych musi prowadzić do katastrofy finansowej w skali globalnej.

Z jednej strony mamy chciwe banki, spekulantów, niewyobrażalne fortuny, z drugiej niebywałe obszary nędzy i głodu. W Polsce w nędzy i niedostatku żyje ok 8 milionów osób. Jak na 40- milionowy naród, to ogromna grupa. Na świecie całe rzesze ludzi muszą przeżyć dzień za mniej niż dwa dolary, a w USA ok 15 proc. społeczeństwa żyje w nędzy. Z drugiej strony powstały gigantyczne fortuny, które żyją własnym życiem. Ich właścicielom brakuje już zachcianek, które mogliby za te pieniądze spełniać.

Koniec turbokapitalizmu

Współczesny kryzys to rodzaj zarazy, jakim była czarna śmierć w XIV wieku. Błyskawicznie atakuje jeszcze zdrowe, ale już osłabione organizmy. Wobec powyższego niektórzy twierdzą, że kończy się kapitalizm. Moim zdaniem kończy się neoliberalizm w wydaniu turbo kapitalizmu, czyli kapitalizmu z dopalaczami. Świat to już zaczyna rozumieć, tylko w Polsce jeszcze nie przyjęto tego do wiadomości.

Dziś typowe metody walki ze zjawiskami kryzysowymi są nieskuteczne. To tylko kupowanie czasu. Częściowym przecięciem wrzodu, który toczy Europę mogłoby być ogłoszenie bankructwa Grecji lub darowanie jej połowy długów. Taki wariant też wchodzi w grę, choć byłby on wielce demoralizujący i otwierałby przysłowiową puszkę pandory. Wówczas po pieniądze ręce wystawią kolejne kraje: Włochy, Hiszpania czy Irlandia, Portugalia. Być może w perspektywie tygodni czeka nas fala bankructw europejskich banków, które mają toksyczne aktywa, poukrywane starty, kredyty w obcej walucie, np. we franku szwajcarskim. Mówi się, że Europę i Amerykę mogą uratować (czy wykupić) Chińczycy, może pomoże Brazylia. Europejski Bank Centralny, jeśli miałby kontynuować dzisiejszą politykę skupowania obligacji krajów południa Europy, za chwilę sam może zbankrutować.

Ratunkiem i remedium na rosnącą wartość franka szwajcarskiego miało być ustanowienie sztywnego kursu tej waluty. Ale to niesłychanie niebezpieczny pomysł. To tak, jakby stabilną szwajcarską łódkę przywiązać do europejskiego rannego wieloryba, który w każdej chwili może dać nura pod wodę. A niewiele mu brakuje.

Powrót do korzeni i wymiana elit

Dziś tylko nieliczne kraje nie popadły w tarapaty i radzą sobie ze światowym kryzysem. Chodzi tu szczególnie o kraje skandynawskie. Radzą sobie, bo tam zachowano najwięcej przyzwoitości w biznesie, utrzymano najwięcej roli państwa, dbałości o obywateli, zwykłej skromności.

W związku z tym konieczny jest powrót do tradycyjnych wartości prowadzenia biznesu. Do używania finansów jako pewnego instrumentu w realnej gospodarce. Musi być przywrócony prymat realnej gospodarki nad finansami. Żeby to mogło się stać nieunikniona jest wymiana światowej klasy politycznej i biznesowej, bo ona się nie sprawdziła. Niczego się nie nauczyła. Programy sztucznych cięć, sześciopaków, kar fiskalnych nie pomogą i nie wystarczą. Podobnie nie pomogą wojny walutowe.

Dziś potrzebujemy powrotu do społecznej gospodarki rynkowej, o której dużo się mówi, ale ona wciąż pozostaje w sferze haseł. Musi nastąpić też przewartościowanie i zmiana pozycji rynków finansowych w stosunku do realnej gospodarki. Trzeba powrócić do tradycyjnych form działalności banków. Oddzielić działalność inwestycyjną od depozytowo-kredytowej. Trzeba zerwać z podziałem świata, w którym jeden kraj tylko zadłuża się i konsumuje, a drugi tylko produkuje i oszczędza. Mamy tu przykład: USA i Chin. Na dłuższą metę nie da się utrzymać tego podziału. Nie da się, choćby w Polsce, stworzyć stałych podstaw dobrobytu na kredyt i przy wyprzedaży majątku narodowego.

Dzisiejszy system finansowy musi się skończyć. Oby nowy wykuwał się na zasadzie umowy społecznej, ewolucji, otrzeźwienia światowych decydentów, a nie krwawej rewolucji czy światowego wstrząsu, skutkującego niemożnością odzyskania oszczędności i masowego zrywu na banki, zatrzymania płynności w sektorze bankowym. Musi powrócić zaufanie do przywódców i bankierów. Ono dziś nie istnieje, a przecież jest podstawą funkcjonowania rynków. Mamy tu dziś błędne koło: nie mamy zaufania, nie mamy pieniędzy, popadamy w frustrację i biedę, szukamy winnych, chcemy zmian.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)