Kulisy afery stoczniowej
"Rzeczpospolita" ustaliła, że afera stoczniowa, w której - według pierwszych doniesień - przewijają się nazwiska polityków PO, polegała na wyprowadzaniu pieniędzy z upadających stoczni za pośrednictwem ich spółek-córek. Gazeta informuje, że mogło chodzić od sprzedawanie tych firm, które były jednocześnie wierzycielami stoczni - osobom fizycznym za niewielkie pieniądze. Zaraz po transakcji stocznia spłacała swoje zobowiązania, a kupujący zyskiwał kilkakrotnie więcej, niż zapłacił za spółkę.
10.10.2009 | aktual.: 10.10.2009 09:45
"Rzeczpospolita" ustaliła, że afera stoczniowa, w której - według pierwszych doniesień - przewijają się nazwiska polityków PO, polegała na wyprowadzaniu pieniędzy z upadających stoczni za pośrednictwem ich spółek-córek.
Gazeta informuje, że mogło chodzić od sprzedawanie tych firm, które były jednocześnie wierzycielami stoczni - osobom fizycznym za niewielkie pieniądze. Zaraz po transakcji stocznia spłacała swoje zobowiązania, a kupujący zyskiwał kilkakrotnie więcej, niż zapłacił za spółkę.
Według "Rzeczpospolitej" Centralne Biuro Antykorupcyjne bacznie przyglądało się też roli, jaką w sprzedaży aktywów Stoczni Szczecińskiej Nowej i Stoczni Gdynia odegrał Abdul Rahman El Assir, libański handlarz bronią, były pośrednik Bumaru, polskiego giganta zbrojeniowego.
"Rzeczpospolita" pisze, że wśród polityków Platformy Obywatelskiej, którzy występują w dokumentach CBA związanych z aferą stoczniową, jest między innymi minister skarbu Aleksander Grad i były już wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld, odowołany po ujawnieniu afery hazardowej.
Po otrzymaniu dokumentów CBA, kancelaria premiera złożyła zawiadomienie do prokuratury, uznając że zgromadzone dowody wskazują na popełnienie przestępstwa. Jednocześnie urzędnicy Donalda Tuska uznali, że szef CBA mógł już wcześniej powiadomić śledczych o sprawie i oskarżyli go w prokuraturze o niedopełnienie obowiązków.