Łódzki Sfinks pod ciężarem kredytów
Łódzka spółka Sfinks, właściciel sieci restauracji Sphinx, Chłopskie Jadło i Wook, wpadła w poważne tarapaty finansowe.
Ogłosiła, że nie jest w stanie spłacić bankowych kredytów, a nowy zarząd Sfinksa, który przejął władzę w listopadzie, alarmuje: jesteśmy zaskoczeni liczbą odkrytych nieprawidłowości w spółce. Długi Sfinksa wynoszą 16,2 mln zł. To 10 proc. kapitału firmy. Do końca grudnia spółka miała zwrócić 4,2 mln zł do banku ING. Nie zrobiła tego. Bank daje czas do 15 stycznia. Zarząd Sfinksa gorączkowo negocjuje odłożenie "wyroku". 31 grudnia upływał też termin spłaty 10 mln zł kredytu zaciągniętego w Raiffeisen. Bank wydłużył termin do końca marca.
Sfinks pożyczył też 2 mln zł od osoby prywatnej, która dziś domaga się natychmiastowej spłaty. Sprawa jest w sądzie.
Okazało się też, że poprzednie władze Sfinksa uwikłały firmę w ryzykowne transakcje walutowe. Straty mogą tu sięgać 8 mln zł.
_ Nasze restauracje działają. Mamy jednak poważne problemy z płynnością _ - mówi Mateusz Sielecki ze Sfinksa.
Sytuację ma wyjaśnić audyt, który zostanie przeprowadzony w lutym. Sfinks ma 106 lokali w Polsce i 6 za granicą. W restauracjach pracuje 6 tys. osób, w centrali - 166. Pod względem przychodów jest trzecią co do wielkości firmą gastronomiczną w kraju. Sfinksa założył łodzianin Tomasz Morawski, dziś 33 proc. udziałów ma amerykański gigant AmRest (m.in. KFC)
.
O problemach Sfinksa mówiło się od dawna. W branży powszechna była opinia, że firma przeinwestowała rozszerzając sieć restauracji. Spółka miała osiągnąć w zeszłym roku 10 mln zł zysku netto, tymczasem po 3 kwartałach zanotowała prawie milion straty.
Piotr Brzózka
POLSKA Dziennik Łódzki