Ludzie z Polski H
"Mam więcej par dresów, zamiast piwkiem czasem nawalę się whisky. Ale o jakim rynku pracownika ty bredzisz, mordo?". Odwiedziliśmy najbardziej niebezpieczny rejon Warszawy, by sprawdzić, czy zielone słupki, dotacje unijne i wzrost gospodarczy docierają także tutaj.
Stara Praga, okolica ulic Brzeskiej, Ząbkowskiej i Targowej, czyli słynny warszawski "trójkąt bermudzki". Jeden z tych rewirów, obok łódzkich Bałut, gdańskiej Oruni czy krakowskiej Nowej Huty, gdzie rozsądny człowiek nie pojawia się po zmroku. We wnęce bramy dużej zaniedbanej kamienicy z nogi na nogę przestępuje grupa rosłych mężczyzn. Wszyscy ubrani w ortalionowe dresy i letnie obuwie - nie boją się mrozu, który nadciągnął znad Rosji i od kilku dni nie odpuszcza.
- Normalnie dostałbyś oklep, ale skoro jesteś z WP to porozmawiamy – mówi najbardziej umięśniony, gdy uruchamiam dyktafon. - A wiesz dlaczego? – dociska.
Kręcę nieśmiało głową.
- Bo mam u was skrzynkę e-mail! – uderza mnie w ramię, a grupa wybucha śmiechem.
Złodziej na pół etatu
Jarek, 28-letni lider zgromadzenia, wyznaje, że mieszkańcy tutejszych stron dzielą się zasadniczo na trzy kategorie: siedział, siedzi albo będzie siedział. On należy do pierwszego kręgu, ale przysięga, że na złą drogę więcej zejść już nie zamierza.
- Mam więcej par dresów, zamiast piwkiem czasem nawalę się whisky. Ale o jakim rynku pracownika ty bredzisz, mordo? – odpowiada poirytowany na podtykane przeze mnie kartki z wykresami.
Jego zdaniem, jeśli Polska dzieli się na "Polskę A" i "Polskę B", to on mieszka w "Polsce H".
- Tu niemal każdy kombinuje jak przeżyć kolejny tydzień. Niektórzy mają po kilka fachów: murarz, tynkarz, mechanik, a na pół etatu złodziej. Ale co wy tam możecie wiedzieć?
"Work-life balance" w jego wydaniu sprowadza się do tego, że co drugi weekend spotka się z ziomkami, upali albo pojedzie na mecz Legii. Cały pozostały czas to walka o przetrwanie.
W tej dzielnicy lepiej uważać, kto przychodzi pytać i o co, dlatego pozostali panowie nie są szczególnie rozmowni. Wzrost gospodarczy na poziomie 5,1 proc. i stopa bezrobocia na poziomie 6,6 proc. to ich zdaniem wymysły elit.
- Tu zupełnie tego nie widać, chyba że po paniusiach z nowych, drogich osiedli – słyszę od najwyższego, który nie chce zdradzić imienia. – O nas nikt nigdy nie dbał i dbać nie będzie. Jesteśmy czymś w rodzaju raka, na który się nie umiera, ale z którym trzeba żyć. Tak od zawsze jesteśmy traktowani w tym państwie. I żadne zielone słupki tego nie zmienią.
Dawniej rolę gospodarczego serca Pragi pełnił bazar Różyckiego. Założony w 1874 r. przez znanego warszawskiego przedsiębiorcę i społecznika, przez niemal cały XX-wiek tętnił życiem. Można było kupić tu konia, garnitur, przegrać w karty, ale i zjeść pyzy, flaki, wypić i dostać w gębę. Na początku stało tu ledwie 7 straganów handlowych, pół wieku później już 1650. Dziś ocalało ledwo koło setki, z których większość w poniedziałkowe przedpołudnie i tak jest zamknięta.
- Najlepsze lata mamy już za sobą... – wzdycha 51-letnia kobieta, gdy tłumaczę, że według danych GUS w całym kraju, w tym tutaj, wskaźniki dobrobytu idą w górę.
Pani Helena od ćwierć wieku handluje na bazarze, głównie ślubną i komunijną konfekcją polskiej produkcji. Winę za niską frekwencję zrzuca na sezon grypy, ale i media, które bez przerwy wieszczą ostateczną likwidację słynnego "Różyka". Klienci, którzy u niej kupują głównie okazjonalnie, "bo przecież mało kto bierze komunię dwa razy", za każdym razem wydają się zaskoczeni, że bazar jeszcze się trzyma.
- Według moich obserwacji mniej dzieci chodzi tu teraz głodnych, zaniedbanych, ale to chyba też kwestia postępu ostatnich 15-20 lat. – zauważa i przyznaje, że popiera program "500+", choć na pieniądze się nie załapała. Beneficjentami zmian są według niej głównie sprzedawcy jedzenia. Oni nie narzekają.
– Ale napiszcie, proszę, że i my jeszcze żyjemy – podkreśla.
Chwilowo bezrobotny
Sprzedawca noży, kajdanek i kominiarek - towarów wydawałoby się na Pradze nie ostatniej potrzeby - narzeka, że z roku na rok interes idzie gorzej.
- Ci, którym się poprawiło, przestali zaglądać na "Różyka". Wolą wydać więcej, ale przejść się po pięknej, klimatyzowanej galerii handlowej lub klikać zakupy w internecie.
21-letni Sebastian, kręcący się nerwowo przy bramie, na wieść o pojawieniu się rekordowo niskiego deficytu i tego, że niektóre korporacje organizują rozmowy kwalifikacyjne w tunelach aerodynamicznych, bo inaczej nikt się nie pofatyguje, wymownym gestem puka się w czoło. Chwilowo pozostaje bezrobotny, ale to akurat nie wina systemu, partii rządzącej, białych kołnierzyków czy szefa, tylko jego własna.
Jeszcze w grudniu zatrudniony był przez agencję pracy jako magazynier w jednym z hipermarketów. Pieniądze były słabe, ale pewne i byłyby takie do dziś, gdyby tuż przed świętami nie dał o sobie znać jego trudny charakter.
– Do roboty przyszedł nowy koleś, coś takie chuchro jak ty – wskazuje palcem na mój biceps. – No co będę ściemniał, od początku nie przypadł mi do gustu. To mu powiedziałem, że w sklepie jest taka tradycja, że pracownik pierwszego dnia roznosi wśród wszystkich pozostałych po puszce Red Bulla. A za wszystko, rzecz jasna, płaci pracodawca.
"Nowy" jak usłyszał, tak zrobił. Gdy zaskoczeni pracownicy wypili już puszki za kilkaset złotych, przyszła wreszcie kolej na dolę dla kierownika zmiany. I gdy ten dowiedział się, co zaszło, z miejsca pogonił "nowego", ale i niestety twórcę rzekomej tradycji, Sebastiana.
- Także do tej waszej ekonomii nic nie mam. Marzy mi się lepsza fura, jakieś lepsze audio do chaty i może nowy zegarek. Ale jak chcesz dowiedzieć się więcej o naszych prawdziwych problemach, to przyjdź tu dzisiaj w środku nocy. – podsumowuje.
Najlepiej weryfikować, wchodząc na klatkę schodową
Każdemu z rozmówców wytykam, że biorę poprawkę na tzw. stereotypową cechę Polaków, czyli skłonność do narzekania. Ci jednak w większości pozostają nieugięci. Znaczącej poprawy swojego losu nie dostrzega grzebiący przy samochodzie 60-latek.
- Pan powinien postarać się, żeby mnie dodali "500+"! Za to, że pracuję. 6,6 proc. bezrobocia? Gdzie, skąd? Nie chce się młodym robić i już. Za 1800-2000 zł nie będzie taki palcem kiwał. A ja przez 2 lata za 850 zł miesięcznie robiłem.
- W jakiej branży?
- Administracja. 36 lat w jednej firmie!
Elegancko ubrana kobieta z dzieckiem uważa, że Praga dzieli się na rejon, gdzie "500+" ładowane jest w alkohol i narkotyki, ale też i ten, w którym pieniądze wydaje się przede wszystkim na dzieci. Sama świadczenia nie otrzymuje, ma bowiem zbyt wysokie dochody. Jej narzeczony twierdzi, że wszelkie dane gospodarcze najlepiej weryfikować, wchodząc tu na dowolną klatkę schodową.
Dwóch stojących w bramie mężczyzn narzeka nie tyle na zachodzące w okolicy zmiany ekonomiczne, co powiązane z nimi przekształcenia społeczne.
- Dawniej, gdy leżało się po pijaku w bramie, sąsiad podniósł, wziął pod rękę, odprowadził. A dziś? Nie wiadomo skąd policja, straż miejska, pogotowie. Wszędzie płoty, domofony, ochrona. Połowy ludzi już tutaj nie znam i nie ma mowy, żeby wyjść z żoną i wypić z sąsiadami flaszkę. A skąd!
Kobieta zajmuje się dziećmi, facet udaje chorego
Młodszy z nich przyznaje, że trudno spotkać w tej okolicy dziecko na rowerze. A z robotą jest tak, że idzie się do urzędu pracy, ten wysyła do trzech różnych miejsc, po czym okazuje się, że ogłoszenie jest już nieaktualne od miesięcy.
Iwona, 36-letnia matka 7-miesięcznej córeczki, uważa, że wina niekoniecznie leży po stronie państwa.
- Tutaj zaciągnąć faceta do pracy to jest tragedia. Kobieta, wiadomo, zajmuje się dziećmi, a facet udaje chorego, ma ważniejsze sprawy. Mój 8 miesięcy temu wyszedł z zakładu karnego, a jeszcze nie dotarł do pośredniaka.
Inna z matek podkreśla, że wraz z pojawieniem się programu "500+" wzrósł popyt nauczycieli na płatne wycieczki i dodatkowe atrakcje.
- Dawniej bywało tak, że rodziny nie miały pieniędzy i szkoły się starały. O darmowe bilety do kin, dopłaty, ulgi, dofinansowania. Dziś dyrekcje wiedzą, że forsa jest, to idą na łatwiznę.
Woźna, którą przyłapałem na papierosie pod Szkołą Podstawową im. H. Sienkiewicza na ul. Kowieńskiej, potwierdza te tendencje:
- Owszem, jest więcej wyjazdów, frajdy dla dzieci. Ale czy nie o to w tym wszystkim chodziło?
Rzeczy kosztowne, dawniej niedostępne
Właściciel „Zabawek u Jana na Brzeskiej” wzmożenia ruchu w interesie nie odnotował.
- "500+" poszło, ale nie w dzieci, a chyba na samochody.
Podobnie uważa właściciel "Salonu mody dziecięcej" przy Ząbkowskiej 7.
- Rozsądniejsze z rodzin wielodzietnych, na przykład z trójką dzieci, pieniądze z jednego dziecka odkładają, wydając dwie pozostałe racje na konsumpcję bieżącą. Z moich obserwacji jako ekonomisty wynika jednak, że pieniądze poszły przede wszystkim w spłaty długów i w rzeczy kosztowne, dawniej niedostępne.
Dwóch bezdomnych, zbierających puszki w okolicach Stalowej twierdzi, że bez dwóch zdań przez 28 lat kapitalizmu życie w Polsce bardzo się poprawiło.
- Widzimy przy śmietnikach mnóstwo jedzenia, telewizorów, komputerów, telefonów. Praga to dla nas najlepsza okolica. Dużo się tu pije i dużo wyrzuca. Na Bródnie i Targówku altany śmietnikowe są pozamykane, a tu wolny dostęp, eldorado.
Opuścić strefę komfortu
Właściciel lombardu z ul. Ząbkowskiej też jest zdania, że miejscowym żyje się lepiej.
- Wciąż za krótcy w keszu, ale proszę tylko spojrzeć, co zastawiają. Skoro mają takie przedmioty, to znaczy, że ich na nie stać. Poza tym wielu klientów przychodzi tu, bo potrzebuje forsy na grubszy balet, a nie na przeżycie. Albo chce wymienić telefon na lepszy, droższy.
Ostatni z moich rozmówców, ubrany w dres nastolatek, o gospodarce i trendach dyskutować nie chce. Uważa, że żyje w innym z równoległych światów, nie przystającym do rzeczywistości bogatych.
- Jak pan chce, to niech napisze, że mam najpopularniejsze imię nadawane na Pradze: Tomasz.
- Dlaczego najpopularniejsze? – dziwię się.
- To nie wie pan? Tu najczęściej słyszy się od ludzi "Tomasz". A konkretnie "Tomasz Wpier... – uśmiecha się szeroko.
Moje pytania o marzenia, aspiracje i plany na przyszłość kwituje krótko:
- Polska to jest taki kraj, w którym wystarczy opuścić strefę komfortu i da się tu zarobić. Może nie od razu pieniądze, bez przesady. Ale w mordę na pewno.