Maks dwie stówy za pracę od rana do nocy

Prezydenckie, parlamentarne, samorządowe – co rok, to wybory. Co robią przez cały wyborczy dzień członkowie komisji wyborczych? Ujmując rzecz uroczyście: służą państwu polskiemu (nie za darmo) tam, gdzie chcą głosować Polacy. W całym kraju, a także daleko poza jego granicami. Nawet na Syberii czy na Alasce. Ale bynajmniej nie wszędzie.

Maks dwie stówy za pracę od rana do nocy

21.09.2011 | aktual.: 21.09.2011 14:45

Na Syberii – tak. W Europie – niekoniecznie

W przeszłości zdarzało się tak, że polskiej komisji wyborczej próżno było szukać na całym obszarze europejskiego państwa. I to należącego do Unii.

Jedni rezygnują z głosowania, choć mają punkt wyborczy pod nosem. Inni chcieliby zagłosować, ale żeby to zrobić, musieliby… pojechać do innego kraju. W ubiegłym roku Polacy pracujący na Malcie nie mieli gdzie zagłosować w wyborach prezydenckich. – Dla kilku osób opłacało się organizować punkt wyborczy na Syberii, a dla pięciuset na Malcie – nie – konstatowali rozczarowani.

O powołaniu komisji w innych krajach każdorazowo decyduje MSZ. Opiera się przy tym na wnioskach konsulów. Bierze też pod uwagę frekwencję z lat poprzednich.

Nie pójdziesz, póki nie policzysz

Kto od rana do wieczora w niedzielę 9 października będzie siedział w komisjach wyborczych? Ich skład jest już znany. Termin zgłaszania kandydatów upłynął 16 września. Termin powołania komisji – 19 września.

Czy to fascynujące zajęcie, czy raczej strata czasu? – Zależy dla kogo. Pieniądze nie są najważniejsze, chociaż zarobić trochę można. Więcej podczas wyborów prezydenckich. Najczęściej dochodzi w nich do drugiej tury, więc prawie na pewno można liczyć na podwójną stawkę – mówi Iwona Staśkowiak, która w komisjach pracowała trzykrotnie. – Za pierwszym razem byłam bezrobotna, więc pieniądze się przydały. Następne dwa razy szłam już z rozpędu, bo to fajna sprawa. Kontakt z ludźmi, poczucie przydatności. Rekomendował mnie znajomy, ale z jakiej partii? Nie pamiętam!

- Praca nie jest ciężka, chociaż trzeba siedzieć od rana do wieczora. Wydaje się listy do głosowania, później liczy te głosy, siedzi i czeka, czy wszystko się zgadza. Gdy głosów jest dużo, albo są jakieś wątpliwości, można siedzieć i do piątej rano – podsumowuje gość na internetowym forum.

- Trzeba być przygotowanym na fakt, że koniec dnia wyborczego wcale nie oznacza końca pracy dla komisji – mówi pani Iwona. – Wtedy przychodzi czas na liczenie głosów, którego nikt nie może sobie „odpuścić”. W razie jakichś wątpliwości trzeba czekać, aż sprawa się wyjaśni. Moją córkę wzywali z powrotem o trzeciej rano. Podczas liczenia w urzędzie miasta nie zgadzał im się jeden głos. Głosowanie według klucza

Wyborcy są najczęściej świadomi powagi sytuacji. Gdy przychodzą z dziećmi, to one przejęte, z ważnymi minami, wrzucają kartki do urny. Pijani pojawiają się rzadko. Przy każdych wyborach głośno natomiast o pojedynczych przypadkach nadużycia alkoholu przez członków komisji. Niekiedy interweniuje policja. Nietrzeźwi są odsuwani od pracy.

Wygłupy czasem się zdarzają, ale raczej już po wrzuceniu kartki. – Patrzę na te nazwiska, ale nikogo nie znam. O, widzę: Wilk, Niedźwiedź, Kruk. A co tam, myślę, zwierzętami będę leciał – komentował swój wybór młody głosujący, podsłuchany przez członka komisji.

- Kiedyś zjawił się człowiek z obiema rękami w gipsie. Ledwo mu palce wystawały. Strasznie się męczył z podpisem. Przy stoliku siedział chyba z dziesięć minut, ale jakoś sobie poradził – przypomina sobie pani Iwona.

Robert Kostrzewski siedział w komisji dwa razy, w dość dużym odstępie czasu. Raz w dużym mieście, raz na wsi. – W mieście jest znacznie więcej pracy. Dużo głosów, dużo liczenia. W domu byłem po północy. Na wsi – kilkunastu wyborców przez cały dzień. Spaliłem z nudów całą paczkę papierosów – przypomina sobie.

Dla kogo te wybory

W wyborczą niedzielę członkowie komisji nie odpoczną. Tylko czy warto się wysilać? Zależy, jak patrzeć. Szeregowemu członkowi obwodowej komisji wyborczej przysługuje 160 zł dniówki. Na więcej może liczyć przewodniczący oraz jego zastępca. Ten pierwszy dostanie 200 zł, drugi – 180 zł.

Stawki wzrosły od ubiegłego roku. 165 zł dla przewodniczącego komisji, 150 zł dla jego zastępcy, 135 dla zwykłego członka – tyle przysługiwało wtedy za dzień komisyjnej pracy. Dużo to czy mało? Zdania są podzielone.

Przed każdymi wyborami sytuacja się powtarza. Do wielu komisji trudno się dostać, liczba chętnych jest spora. Wymagana jest rekomendacja ze strony komitetów poszczególnych partii. Zdarza się też jednak, że kandydaci rezygnują i jest kłopot ze skompletowaniem składu.

Ludzie wykazują zainteresowanie pracą w komisjach, znęceni łatwym zarobkiem. Czasami zgłaszają się też dla idei. Niektórzy zmieniają jednak zdanie, gdy dowiadują się, co miałoby należeć do ich obowiązków. Najbardziej odstrasza perspektywa siedzenia po nocy. Motyw alkoholowy przewija się w wyborach w różnych kontekstach. W przeszłości ujawniano przypadki kupowania głosów wyborców za flaszkę wódki.

– No cóż, takie sytuacje ujmują powagi całemu wydarzeniu. Sprowadzają je do rangi osiedlowego festynu, a może i czegoś jeszcze mniej istotnego – uważa pan Robert.

Tomasz Kowalczyk/JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (23)