Mała polska firma oskarża Smyka o plagiat. Sąd nakazał wstrzymanie sprzedaży
Maylily to polska firma zajmująca się sprzedażą produktów skierowanych dla najmłodszych. Są to m.in. zabawki, ubranka czy choćby wspomniane kocyki.
Sprawa dotyczy tych ostatnich. Otóż Maylily w swoich projektach wykorzystuje autorskie wzory, które są wykonywane przez grafików współpracujących z firmą. Prawdopodobieństwo przypadkowego zaprojektowania identycznego szablonu wydaje się minimalne. Tymczasem bardzo podobny wzór, jakim obszyto kocyk Maylily, znalazł się na produkcie dostępnym w sklepach Smyk.
Czujność klientów
Właścicielka marki Katarzyna Mitas informuje w rozmowie z WP Finanse, że to klienci odkryli podobieństwo wzorów.
- Działanie Smyka było dla nas bardzo bolesne, tym bardziej, że zidentyfikowali je klienci i musiałam włożyć wiele wysiłku, by wytłumaczyć im zaistniałą sytuację. Niektórzy myśleli, że to nasze kocyki są sprzedawane w sieci - tłumaczy Katarzyna Mitas.
Firma nie czekała długo. Podjęła odpowiednie kroki od razu, gdy zorientowała się, że Smyk czerpie zyski ze sprzedaży kocyków z wzorami, które bardzo przypominają te z jej produktów.
Książeczki mieszkaniowe. Rząd będzie wypłacał premie, nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych
"Kocyk firmy SMYK S.A. sprzedawany był zarówno w sklepach stacjonarnych firmy w całej Polsce, jak i w sklepie internetowym firmy, a także za granicą w kilku krajach – w sklepach firmy oraz w innych sklepach" - czytamy w oświadczeniu opublikowanym przez Maylily.
Kocyk pojawia się i znika
"Jest to dla nas sytuacja trudna i nowa, nie sądziliśmy, że kiedykolwiek coś takiego nas spotka, tym bardziej, gdy drugą stroną jest powszechnie znany, ogromny podmiot o ugruntowanej pozycji" - czytamy w oświadczeniu Maylily.
Firma skontaktowała się ze Smykiem i wystąpiła z wnioskiem o "m.in. zaprzestanie sprzedaży produktów opatrzonych spornym wzorem". Smyk zadeklarował, że produkt zostanie wycofany ze sprzedaży. Tak się jednak nie stało.
- Pomimo deklarowanego zaprzestania dystrybucji kocyk był widoczny na stronie smyk.com i - z informacji uzyskiwanych przez telefon - dostępny w niektórych sklepach stacjonarnych - mówi Mitas.
Właścicielka Maylily podkreśla również, że kocyki kilkukrotnie powracały do sprzedaży internetowej Smyka. Tym sposobem jednemu z pracowników udało się zakupić produkt.
- Te wzory, tak jak widać na zdjęciach, są bardzo podobne, wręcz takie same. Dlatego podjęliśmy odpowiednie działania prawne - dodaje kobieta.
Sąd wstrzymuje sprzedaż
- W naszej ocenie, pozwany naruszył dobre obyczaje, a jego działanie godzi nie tylko w naszą klientkę, ale również pozostałych uczestników rynku - w tym klientów - komentuje prawnik Katarzyny Mitas, mec. Marcin Maruszczak.
Pierwszym krokiem Maylily przed właściwym pozwem było złożenie wniosku o zabezpieczenie. Chodziło o to, by Smyk nie mógł już sprzedawać kocyków będących powodem sporu.
Sąd do wniosku się przychylił, ale Smykowi przysługuje zażalenie. W tej chwili, w przypadku utrzymania w mocy decyzji sądu, do czasu prawomocnego rozwiązania sprawy Smyk nie będzie mógł sprzedawać spornego kocyka.
- Korzystne dla naszej klientki rozstrzygnięcie sądu pierwszej instancji w sprawie zabezpieczenia roszczenia pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość i rozwój sytuacji procesowej - podsumowuje drugi adwokat Mitas, mec. Maciej Tomaszewski.
Skontaktowaliśmy się ze Smykiem w sprawie zaistniałej sytuacji. Sieć wystosowała długie oświadczenie, odnosząc się do wspomnianych zarzutów.
"Współpracujemy z licznymi partnerami. Zakupując produkty od kontrahentów handlowych, działamy w dobrej wierze, polegając na ich zapewnieniach, że oferowane wzory są ogólnodostępne, ich odsprzedaż przez SMYK nie będzie powodowała naruszenia praw podmiotów trzecich" - czytamy w oświadczeniu Smyka.
Firma tłumaczy, że sprawa zaczęła się w połowie zeszłego roku. Smyk z Maylily miał próbować negocjować, wstrzymał też sprzedaż kocyka. Zdaniem sieci sklepów, Katarzyna Mitas miała jednak "niespotykanie wygórowane roszczenia". Smyk twierdzi też, że prowadził długą korespondencję z jej sklepem. Proszono w niej m.in. o czas na wyjaśnienie sprawy.
"Jednak każda taka prośba była potraktowana jako przejaw złej woli. Podejmowaliśmy próby koncyliacyjnego rozwiązania tego sporu, ale druga strona nie wykazywała zbyt dużej woli współpracy w zakresie wypracowania takiego rozwiązania" - tłumaczy sieć.
To jednak nie wszystko. Smyk po oświadczeniu, jakie Maylily opublikowało na swojej stronie, zamierza wytoczyć małemu sklepowi pozew.
"Informacje zamieszczone w oświadczeniu Maylily noszą znamiona zniesławienia i godzą w dobre imię spółki SMYK. SMYK S.A. ma prawo do dochodzenia swoich praw na drodze sądowej" - czytamy na koniec.
Smyk skupia ponad 200 sklepów w całej Polsce. Dodatkowo sieć posiada łącznie 29 sklepów własnych w Rumunii i na Ukrainie oraz 10 sklepów franczyzowych na Bliskim Wschodzie. Historia samej marki sięga aż 1952 roku.
Tymczasem Maylily powstała w 2012 roku. Z czasem sprzedaż pierwszych wielorazowych pieluch w Polsce została rozszerzona o nowe produkty. Dzisiaj Maylily to sklep internetowy, który na Instagramie zrzesza grono ponad 44 tys. obserwujących użytkowników.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl