Mniej Ukraińców - mniej rąk do pracy
Oficjalnie Straż Graniczna zaprzecza, że
zaostrzyła zasady wpuszczania do Polski Ukraińców. Oni sami jednak
twierdzą, że mimo ważnych wiz pod byle pretekstem zawracani są z
granicy. Skutek - do Polski przyjechało ich w tym roku znacznie
mniej niż kiedykolwiek - podaje "Rzeczpospolita".
Pierwsi odczuli to sadownicy zatrudniający Ukraińców, których praca jest o wiele tańsza niż Polaków. Na polach pozostała część truskawek i malin. Nie miał ich kto zebrać.
_ W tamtym roku Ukraińcy byli w co drugim gospodarstwie, teraz na całą wieś jest ich kilkunastu _ - mówił sadownik spod Grójca. Mimo ogłoszeń, danych po raz pierwszy od lat przez związek sadowników, nie ma Polaków chętnych do takiej pracy. Widmo złego sezonu spowodowało, że sadownicy zaalarmowali polityków, w tym Andrzeja Leppera.
_ Ludzie mają rację. W jednej z gmin na Lubelszczyźnie w tamtym roku było 1500 pracowników z Ukrainy, a teraz jest 50 _ - powiedział gazecie wicepremier i minister rolnictwa. _ Rozmawiałem w tej sprawie z minister pracy Anną Kalatą. Problem pracowników sezonowych ma być rozwiązany _ - dodał.
Rzeczywiście Ministerstwo Pracy przygotowało projekt rozporządzenia, który przewiduje legalne zatrudnianie obywateli państw sąsiadujących z Polską. Od września Ukraińcy będą mogli przez trzy miesiące w roku legalnie pracować np. przy zbiorze owoców. Łatwiej będzie też lekarzom, dentystom, pielęgniarkom i nauczycielom języków obcych.
Nasze państwo do dziś nie zdecydowało się jednak na wprowadzenie prostych reguł legalizacji pobytu i pracy w Polsce cudzoziemców. Na pracę na czarno władze od lat przymykają oczy. W szarej strefie pozostaną ukraińskie opiekunki do osób starszych i dzieci, gosposie, ukraińscy pracownicy na budowach. Nikt nie wie, czy Ukraińców pracuje u nas 30 czy 130 tysięcy - pisze "Rzeczpospolita". (PAP)