Nalot oddziału specjalnego na siedzibę Naftohazu
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy potwierdziła, że prowadzi przeszukanie w siedzibie ukraińskiego operatora sieci gazowej Naftohaz. Wcześniej do budynku tej firmy wtargnęły oddziały specjalne SBU "Alfa".
04.03.2009 | aktual.: 04.03.2009 16:27
Uzbrojony oddział specjalny Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) "Alfa" około południa przeprowadził nalotu na główną siedzibę państwowej spółki paliwowej Naftohaz Ukrainy. Według władz firmy celem nalotu było zdobycie oryginałów umów gazowych, podpisanych w styczniu z rosyjskim Gazpromem.
- Jeśli stracimy te dokumenty, Naftohaz zostanie pozbawiony możliwości realizacji kontraktów z Gazpromem i nie mogąc załatwić formalności celnych, nie będzie mógł przesyłać gazu tranzytem do jego odbiorców w Unii Europejskiej - powiedział szef departamentu prawnego Naftohazu, Serhij Dawydenko.
Akcja SBU jest wynikiem sporu o prawo własności 11 miliardów metrów sześciennych gazu, należącego wcześniej do szwajcarskiej spółki RosUkrEnergo (RUE), który został następnie przejęty przez Naftohaz. Jak podała w środę rano premier Ukrainy Julia Tymoszenko, tego dnia zakończono formalności celne związane z tym przejęciem.
Najazd na Naftohaz nastąpił w czasie, gdy jeden z szefów podlegającej prezydentowi Wiktorowi Juszczence SBU, Wałerij Choroszkowski, tłumaczył w Radzie Najwyższej (parlamencie), że 11 mld m. sześc. spornego gazu nie może stać się własnością Naftohazu bez zgody RUE.
Zarejestrowana w Szwajcarii spółka RUE należy w połowie do Gazpromu i do dwóch ukraińskich biznesmenów: Dmytro Firtasza i Iwana Fursina. Według ukraińskich mediów Firtasz związany jest z prezydentem Juszczenką, jednak sam szef państwa temu zaprzecza.
O związki z Firtaszem oskarżany jest także Choroszkowski. Stwierdził on w środę, że zgodnie z prawem sporne ilości gazu nadal są własnością RUE, wobec czego surowiec ten powinien być traktowany jako gaz tranzytowy.
RUE sprzedaje gaz m.in. do Polski, Rumunii, Węgier, Niemiec i Słowacji. Spółka pośredniczyła do niedawna także w rosyjsko-ukraińskim handlu gazem, lecz zawarte 20 stycznia porozumienie między Naftohazem a Gazpromem usunęło ją z ukraińskiego rynku. Naftohaz i Gazprom zdecydowały, że obędą się bez pośrednika. Do usunięcia RUE z handlu gazem dążyła premier Tymoszenko.
W środę w sporze o własność 11 mld m. sześc. gazu pojawił się nowy wątek. Rzeczniczka SBU Maryna Ostapenko oświadczyła, że Służby Bezpieczeństwa prowadzą od 2 lutego śledztwo w sprawie przywłaszczenia przez urzędników Naftohazu 6,3 mld m sześc. gazu tranzytowego. W ramach tego śledztwa doszło do aresztowania urzędnika, odpowiedzialnego za załatwienie związanych z tym formalności celnych.
Przemawiając w parlamencie, Choroszkowski powiedział, że udział w tej operacji brała "poważna grupa wysokich urzędników państwowych, łącznie z przedstawicielami rządu".
Ukraińscy komentatorzy twierdzą, że nieprzejrzyste i niedostępne dla opinii publicznej rosyjsko-ukraińskie kontrakty gazowe są dla miejscowych polityków źródłem dodatkowych i to niemałych dochodów. Korzyści z nich mieliby czerpać ludzie, sprawujący kontrolę nad firmami, które handlują błękitnym paliwem.
Na wieść o nalocie SBU na Naftohaz w siedzibie ukraińskiej spółki paliwowej niemal natychmiast pojawiła się grupa deputowanych Bloku premier Tymoszenko. Między nimi a funkcjonariuszami "Alfy" doszło do przepychanek.
Ani kontrolujący SBU prezydent Juszczenko, ani pełniąca pieczę nad umowami gazowymi premier Tymoszenko nie wypowiedzieli się dotychczas w sprawie środowych wydarzeń.
Tymoszenko przebywa obecnie we Francji, gdzie - jak utrzymują obserwatorzy - stara się o pomoc w związku z ogarniającym jej kraj kryzysem finansowym.
Juszczenko i Tymoszenko uważani są dziś za głównych rywali w wyborach prezydenckich, które powinny odbyć się na Ukrainie na początku przyszłego roku.
Jarosław Junko