Nie wszyscy mają chęć aktywnie inwestować
Metoda systematycznych zakupów akcji za stałą kwotę ma równie wielu zwolenników, co przeciwników. Jak każda ze strategii, ma zalety i wady, których bilans dla jednych czyni ją użyteczną, dla innych nie.
28.10.2011 12:27
Na rynku kapitałowym nie ma uniwersalnych zasad i metod inwestowania, skutecznych w każdym przypadku i użytecznych dla każdego. Inwestorzy też różnią się między sobą pod wieloma względami, takimi jak preferencje, stosunek do ryzyka, poziom wiedzy i umiejętności, ilość czasu, która może być poświęcona inwestowaniu, czy wreszcie sytuacja finansowa. Dopiero po dokonaniu bilansu z jednej strony cech charakterystyczny dla danej strategii, z drugiej zaś profilu inwestora, możliwe jest racjonalne dopasowanie tych dwóch elementów.
Przede wszystkim należy sobie zdawać sprawę, że metoda systematycznych zakupów akcji lub innych aktywów w określonych odstępach czasu za stałą kwotę, stanowi połączenie metod oszczędzania i inwestowania. Jest więc ona szczególnie użyteczna dla osób, które kapitału jeszcze nie posiadają i mają zamiar dopiero go gromadzić. W przypadku osób, które już mają oszczędności, ale nie mają doświadczenia w ich inwestowaniu, może ona stanowić pierwszy krok do uruchomienia ich potencjału. Nie oznacza to, że jej stosowanie ogranicza się jedynie do tych dwóch grup. Część inwestorów bardziej doświadczonych i aktywnych wykorzystuje ją w mniejszym lub większym stopniu jako metodę pomocniczą, a w niektórych fazach giełdowej koniunktury nawet jako dominującą. Choć jednym z warunków jej powodzenia jest konsekwencja, to doświadczeni inwestorzy są w stanie dokonywać modyfikacji, znacznie zwiększających efektywność swych decyzji.
Dla zilustrowania nie tylko efektywności metody systematycznego kupowania akcji, ale i jej cech charakterystycznych, warto prześledzić wyniki na przykładzie. Zakłada on systematyczne lokowanie stałej kwoty 2500 zł w koszyk akcji, reprezentowany przez indeks WIG20 (dla uproszczenia zakładamy, że możliwe jest dokonanie zakupu takiego koszyka za przyjętą kwotę) na każdej pierwszej sesji w kwartale, poczynając od 16 kwietnia 1994 roku, czyli momentu, w którym WIG20 zaczął być wyliczany.
Obserwacja obejmuje więc okres 17 lat, czyli 68 kwartałów. W tym czasie suma zaangażowanego kapitału wyniosła 170 tys. zł, zaś ostateczna wartość inwestycji sięgnęła 241,6 tys. zł. Przeciwnicy tej metody stwierdzą, że zysk sięgający 42 proc. to wynik mizerny. Nawet nie mniej krytykowana metoda „kup i trzymaj” dałaby stopę zwrotu sięgającą 112 proc. Trudno jednak porównywać te dwie metody, różniące się zasadniczo w kwestii angażowania kapitału. Nasze 42 proc. odnosi się do całości kapitału, który zwiększał się stopniowo, zaś 112 proc. to efekt osiągnięty dla pierwszej wpłaty w 1994 roku. W istocie zysk z pierwszej wpłaty w metodzie systematycznych zakupów także wynosi 112 proc. Dla kolejnych wpłat będzie już inny. Porównanie tych metod wydaje się uzasadnione z jeszcze innego powodu. W systematycznym kupowaniu kapitał tworzy się dwutorowo, poprzez jego gromadzenie i inwestowanie. Chcąc osiągnąć efekt porównywalny przy metodzie kup i trzymaj, należałoby 17 lat temu zainwestować kwotę 114 tys. zł, by przy stopie
zwrotu wynoszącej 112 proc. osiągnąć wartość kapitału równą tej z metody systematycznych wpłat. Mówiąc wprost, taki kapitał trzeba było wówczas mieć., a kto go nie miał, był skazany na stopniowe jego gromadzenie i inwestowanie.
Do właściwej oceny skuteczności strategii potrzeba długiego okresu obserwacji historycznych. W naszym przypadku okres ten nie tylko nie był wystarczająco długi, ze statystycznego punktu widzenia. Na wyniku tych 68 kwartałów z punktu oceny naszej strategii zaważył negatywnie ciąg 17 kolejnych kwartałów, w trakcie których mieliśmy do czynienia z nieustanną hossą (od połowy roku 2003 do połowy 2007). W takim okresie rzeczywiście uśrednianie kosztów zakupu nie jest najlepszym sposobem inwestowania. Czas trwania tej hossy stanowił jedną czwartą całego okresu naszych obserwacji. W tak długim okresie nie mogła ona wykorzystać swych atutów, wynikających z dokonywania zakupów na spadającym rynku. Ale i tak nie brakowało okazji do realizacji zysków znacznie większych niż 42 proc., osiągnięte do października 2011 roku.
Warto podkreślić, że metoda ta jest też bardzo użyteczna w unikaniu najczęściej przez mniej doświadczonych inwestorów popełnianych błędów, czyli wchodzenia na rynek zbyt późno, w czasie gdy hossa dobiega końca oraz niewykorzystywania do zakupów okresów spadku cen akcji. Ten pierwszy błąd często jest źródłem największych strat. Ten drugi nie pozwala na osiągnięcie dużych zysków.
Wielu inwestorów, kupujących jednostki uczestnictwa w końcówce internetowej hossy w latach 2000-2001 mogłoby uchronić się przed dużymi stratami, stosując metodę stopniowego wchodzenia na rynek, czyli systematycznych zakupów. Podobny efekt można też było uzyskać przy zakupach w latach 2006-2007.
Trudno do tej metody zachęcać doświadczonych inwestorów, którzy mają do wyboru bogaty arsenał strategii i możliwości ich stosowania. Metoda systematycznego lokowania stałej kwoty jest szczególnie przydatna dla inwestorów o mniejszym doświadczeniu, nie mających czasu na stosowanie wymyślnych strategii, ciągłe śledzenie i analizowanie zmian na rynku oraz charakteryzujących się cechami utrudniającymi skuteczne inwestowanie, takimi jak np. brak dyscypliny, uleganie emocjom czy niechęć angażowania kapitału przy spadającym rynku. Prostota i konsekwencja systematycznego kupowania stanowi dla nich często jedyną lub jedną z pierwszych form działania na rynku kapitałowym.
Roman Przasnyski
Open Finance