Nigdy nie awansujesz jeśli będziesz uczniakiem

Jeśli od sześciu lat tkwisz na tym samym stanowisku - z pensją wyższą zaledwie o 250 zł od tej, którą dostałeś po pierwszych 30 dniach pracy - to może znaczyć, że pielęgnujesz w sobie naiwne, szkolne przeświadczenia o pracy i karierze.

Nigdy nie awansujesz jeśli będziesz uczniakiem
Źródło zdjęć: © Thinkstock

11.01.2013 | aktual.: 11.01.2013 15:58

Jeśli od sześciu lat tkwisz na tym samym stanowisku - z pensją wyższą zaledwie o 250 zł od tej, którą dostałeś po pierwszych 30 dniach pracy - to może znaczyć, że pielęgnujesz w sobie naiwne, szkolne przeświadczenia o pracy i karierze. To chyba najwyższa pora, żeby ich się pozbyć. Proces składa się z czterech kroków: doceniania codziennych obowiązków, podejmowania działań spoza swojej działki, negocjacji dodatkowych korzyści, budowania atmosfery sympatii.

Zatrudnili cię - to nic nie znaczy

– Każdego świeżo zatrudnionego pracownika w dziale sprzedaży zapraszam na przechadzkę po firmie i ucinam małą pogawędkę – opowiada Tomasz, kierownik działu sprzedaży w firmie z branży spożywczej. – Wyjaśniam od razu, że pracę w firmie rozpoczną od zadań codziennych. Mogą im się wydać one trywialne lub banalne, to całkowicie zrozumiałe. Ale nie mogą dać po sobie tego poznać. Muszą podejść do nich z największą uwagą i zaangażowaniem. Ci, którzy się sprawdzą, otrzymają bardziej wymagające obowiązki. Pozostali być może do końca życia będą uzupełniać zszywki w zszywaczach.

Na studiach życie było proste: wykładowca dawał przydział materiału, ćwiczenie/projekt do wykonania i podstawowe informacje. Reszta była na twojej głowie, w tym uzyskany efekt na końcowym zaliczeniu. W pracy jest inaczej – nikt tak po prostu nie da ci szczególnie wrażliwego, ważnego lub prestiżowego zadania. Najpierw musisz udowodnić codzienną pracą, że nie zawalasz prostych rzeczy, że można się z tobą dogadać, że umiesz się odpowiednio zachować w różnych zawodowych sytuacjach i że w sytuacjach podbramkowych nie tracisz głowy. Tak jest na każdym stanowisku, może z wyłączeniem najwyższego kierownictwa.

– Gdy nowy pracownik robi zdziwioną minę lub zaczyna dyskutować, tłumaczę, że firma istniała i przynosiła zyski, zanim się w niej pojawił – uśmiecha się Tomasz, kierownik działu sprzedaży. – Jego rolą jest dopasować się do obecnej sytuacji, ewentualnie potem wprowadzać skuteczne usprawnienia. To jest główny i najważniejszy powód przesyłania na konto pensji. Piątki na świadectwie i wyprasowany kołnierzyk schowaj do szuflady, pora wziąć się za prawdziwą robotę.

Opis stanowiska to tylko narzędzie rekrutacji

W trakcie kilku pierwszych miesięcy pracy następuje moment, w którym pracownik porzuca ścieżkę rozwoju na rzecz zawodowego kieratu. Zwykle zachodzi on niepostrzeżenie, gdy sytuacja wymaga, żeby zrobić coś, co znajduje się poza zakresem typowych obowiązków. Jeśli trzy-cztery razy z rzędu odrzucisz taką okazję, to znaczy że praktycznie wszedłeś na drogę uczniactwa i braku awansu.

– Dziwi mnie, gdy pracownik z kilkuletnim doświadczeniem uparcie trzyma się zadań zawartych w opisie stanowiska. Angaż to ważny i radosny moment, ale nie można zrobić z tego życiowego sukcesu – wyjaśnia Klaudia, menedżerka kadr w firmie handlującej sprzętem elektronicznym. – Trzeba iść dalej, podejmować nowe wyzwania. Gdy siedzisz na ławce rezerwowych i ktoś rzuci ci piłkę, możesz albo ją podnieść i odrzucić, albo wygłosić tyradę jak świetnie umiesz rzucać. Twój wybór.

Rób, co ci każą – ale nie „po prostu”

Oczywiście, robienie wszystkiego co trafia na twoje biurko nie jest receptą na sukces – raczej na zyskanie opinii biurowego frajera. Można oczywiście asertywnie odmawiać, ale po pierwsze, to sztuka czasochłonna w opanowaniu, a po drugie, jest to zagrywka typowo ze szkolnej ławki. Praktyczne i skuteczne wyjście jest znacznie prostsze, może je stosować absolutnie każdy i bez specjalistycznego szkolenia.

- Pomijając typowych głupoli, każdy kto zleca pracownikowi zadanie spoza jego obszaru, zdaje sobie z tego sprawę. Nie ma jednak wyboru – okoliczności sprawiają, że nie ma czasu szukać bardziej trafnej osoby. Sam czuję to bardzo wyraźnie – ujawnia Tomasz, kierownik działu sprzedaży. – Dlatego jestem otwarty na niewielkie negocjacje. Gdy pracownik mówi mi „W porządku, zrobię to. Potrzebuję jeszcze tego-i-tego” i nie przegina w swoich potrzebach, to ja się zgadzam. Dzięki temu pracownik może nabrać dodatkowego doświadczenia, polepszyć swoje warunki pracy, zdobyć cenne kontakty branżowe. W trybie normalnej pracy nie ma na to czasu. Ale tryb ekstra zadań to inna rozmowa.

Lepiej być lubianym niż mieć rację

Asertywna odmowa często jest odbierana jako zagrywka rodem ze szkolnej ławy. Dlaczego? Ponieważ – pomijając typowych głupoli – ludzie to wiedzą. Uświadamianie czegoś, co już jest znane, nikogo nie wzbogaca. – Co z tego, że dasz wszystkim do zrozumienia, że postępują niewłaściwie, że to ty masz rację? Nie grasz w filmie o ostatnim sprawiedliwym w mieście bezprawia, więc nie rób z siebie nieskalanego bohatera – mówi Klaudia, menedżerka kadr. - Istnieje dziwna tendencja do umniejszania relacji sympatii w miejscu pracy. Owszem, znacznie ważniejsze jest bycie profesjonalistą niż przymilanie się do każdego w zasięgu wzroku. Ale w innej porównawczej parze, na przykład z machaniem przed nosem swoją prawością, bycie lubianym wygrywa zdecydowanie.

Trzeba tylko uważać, bo bycie lubianym nie oznacza odporności na wciskanie dodatkowych zadań. Może jednak oznaczać, że pole do negocjacji z poprzedniego punktu jest znacznie szersze niż ci się wydaje.

Mariusz Ludwiński, AS, WP.PL

kariera zawodowaszkoleniaścieżka kariery
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)