Obama o walce z kryzysem
Prezydent-elekt USA Barack Obama wciąż nie
wyraził poparcia dla pożyczki dla trzech zagrożonych bankructwem
koncernów samochodowych, chociaż powiedział, iż przygotowały one
tym razem "poważniejsze plany" reform, które mają uzdrowić
sytuację finansową.
03.12.2008 | aktual.: 04.12.2008 06:11
Na swojej kolejnej konferencji prasowej Obama oświadczył, że ostateczną opinię na temat ratowania "wielkiej trójki z Detroit" - czyli General Motors, Forda i Chryslera - wypowie po przedstawieniu tych planów w Kongresie przez szefów tych przedsiębiorstw, co ma nastąpić w czwartek i piątek.
Trzy firmy proszą Kongres o pożyczkę w łącznej wysokości 25 mld dolarów.
Obama powiedział również, że jego zespół ekonomiczny nadal bada sposób rozdysponowania kwoty 700 miliardów dolarów, którą administracja prezydenta Busha przeznaczyła na ratowanie z budżetu sektora finansowego.
Suma ta miała być początkowo przeznaczona na wykupienie toksycznych aktywów, czyli niespłacalnych długów banków inwestycyjnych, a potem - na zakup części udziałów w tych bankach.
Prezydent-elekt powiedział, że trzeba teraz pomóc właścicielom domów, którzy nie mogą spłacić swoich długów hipotecznych i tracą domy na rzecz banków, które udzieliły im tych kredytów.
"Jeśli pomożemy Main Street, ostatecznie pomożemy także Wall Street" - powiedział. Main Street (główna ulica) to symboliczne określenie zwykłych Amerykanów.
Obama wyraził optymizm co do długofalowych perspektyw gospodarki amerykańskiej, chociaż przyznał, że wyjście z kryzysu będzie trudne.
"Odbudowa gospodarki nie będzie łatwa. Mamy jednak wszystko, czego potrzeba, aby to zrobić. Mamy wynalazczość, technologie, kwalifikacje. Musimy to tylko zaprząc do roboty. Czas nie tylko zająć się bezpośrednimi zagrożeniami ekonomicznymi, ale zacząć kłaść fundamenty pod długofalową pomyślność" - oświadczył.
Na tej samej konferencji prasowej prezydent-elekt ogłosił oczekiwaną już wcześniej nominację Billa Richardsona na ministra handlu. Jest on jedynym jak dotąd Latynosem wśród nominowanych do gabinetu Obamy.
Richardson miał nadzieję na stanowisko sekretarza stanu, za czym lobbowała także cała społeczność latynoska. Szefową dyplomacji została jednak Hillary Clinton.
Tomasz Zalewski