Oskarżony Maciej S. zeznał, jak to było z WGI
Maciej S. jako pierwszy z oskarżonych zeznawał we wtorek w Sądzie Okręgowym w Warszawie w sprawie dot. afery Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej. Opowiedział historię WGI od pionierskich początków po zablokowanie kont firmy i dramat 1200 klientów WGI.
17.09.2013 17:10
Akt oskarżenia przeciwko trzem członkom zarządu WGI Dom Maklerski SA i WGI Consulting sp. z o.o. wniosła Prokuratura Okręgowa w Warszawie, oskarżając ich o wyrządzenie "szkody majątkowej w wielkich rozmiarach" w łącznej wysokości prawie 248 mln zł. Tyle mieli stracić klienci WGI. Wszystkim grozi maksymalnie 10 lat więzienia.
We wtorek Maciej S. nie przyznał się do winy. Potwierdził, że zarządzany przez niego WGI Dom Maklerski przygotowywał inne raporty dla ówczesnej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd (obecnie Komisja Nadzoru Finansowego), a inne dla klientów. Przyznał też, że dwie inne zarządzane przez niego spółki inwestowały pieniądze klientów w nieruchomości na rynku amerykańskim. Powiedział jednak, że ani on, ani pozostali członkowie zarządu, niczemu nie zawinili. Najbardziej - jak wynikało z jego zeznań - zawiniła KPWiG, firma, która miała przygotować oprogramowanie komputerowe oraz kancelaria prawna, która źle doradzała.
Zaczęło się - jak mówił - od powstałej pod koniec lat 90. WGI Sp. z o.o. Trzej młodzi ludzie w wieku ok. 22 lat (w tym jedna osoba spoza grona oskarżonych) wpadli na pomysł zagospodarowania niszy na polskim rynku walutowym - nie było żadnej firmy, poza dużymi bankami, która zarządzałaby pieniędzmi klientów. Zaczęli od trzech pokoi i dwóch pracownic; po kilku miesiącach mieli już kilkudziesięciu klientów. Zaczęli zatrudniać najlepszych specjalistów z rynku - analityków finansowych i doradców z banków z pierwszej półki, a wiarygodność firmy utrwalały liczne występy w radiu i w telewizji.
Na przełomie 2002 r. i 2003 r. WGI podjęła współpracę z amerykańską instytucją finansową Wachovia Securities, przekazując jej w zarządzanie 100 proc. środków swoich klientów. - Wkrótce okazało się, że współpraca z Wachovią to był strzał w dziesiątkę - opowiadał Maciej S. WGI przekazywała do Wachovii coraz to większe sumy pieniężne, co pozwalało na bardziej "wyrafinowane" - jak mówił - strategie inwestycyjne.
Powstał pomysł, by środki klientów WGI zainwestować w budownictwo tanich mieszkań w Stanach Zjednoczonych. Pomysł miał polegać na wyszukiwaniu zdewastowanych osiedli mieszkaniowych, inwestowaniu w ich remont, a następnie przekazywaniu w najem ludziom najbiedniejszym, często z ulicy. Takie działania miały być wspierane przez lokalne władze, a spółka zarządzająca osiedlami, gdy tylko zaczęłaby generować "pozytywny cash flow", miała być sprzedana wyspecjalizowanym funduszom.
- Wszystko rozwijało się wręcz podręcznikowo - mówił Maciej S., dopóki nie nadszedł I kwartał 2004 r., gdy uchwalone zostało Prawo o publicznym obrocie papierami wartościowymi. Z ustawy wynikało, że od 1 maja 2004 r. takie firmy jak WGI przestaną działać legalnie.
Pod presją czasu zarząd spółki rozważał trzy warianty: prowadzenie działalności maklerskiej, utworzenie towarzystwa funduszy inwestycyjnych albo utworzenie tzw. funduszu luksemburskiego z oddziałem w Polsce. Znana kancelaria prawna zaleciła dom maklerski. - I to był błąd - mówił Maciej S.
Tłumaczył, że przed przekształceniem w dom maklerski WGI mogła księgować ułamkowe wartości pojedynczych aktywów finansowych swoich klientów. Słowem, wrzucała wszystkie aktywa klientów do tzw. worka. Oprócz tego mogła inwestować "w zasadzie we wszystko, co uznałaby za atrakcyjne i zyskowne". To skończyło się wraz z uzyskaniem licencji na działalność maklerską.
Maciej S. tłumaczył, że takich obostrzeń nie byłoby dla towarzystwa funduszy inwestycyjnych i "logika nakazywałaby przyjęcie tej struktury", ale kancelaria prawna zaleciła inaczej. Do tego - jak tłumaczył - doszły problemy z wdrożeniem nowego systemu księgowego. We wtorek Maciej S. zrzucił całą winę w tym zakresie na firmę, którą on sam wraz z innymi członkami zarządu wybrał do przygotowania i wdrożenia nowego oprogramowania.
Mimo że system w dalszym ciągu generował istotne błędy, zarząd spółki podjął decyzję o rozpoczęciu działalności maklerskiej, bo dłużej nie mógł czekać - mijał termin wyznaczony przez KPWiG.
Zaraz potem okazało się, że WGI Dom Maklerski nie będzie mógł kontynuować współpracy z Wachovią, mimo że - tu po raz kolejny Maciej S. zrzucił winę na kancelarię prawną - kancelaria od początku wiedziała, że współpraca z Wachovią jest dla WGI priorytetem.
Kancelaria zaleciła zawiązanie nowej spółki z o.o. - WGI Consulting, która miała emitować obligacje, a te następnie miały być kupowane przez WGI DM. W ten sposób klientem Wachovii miała być WGI Consulting, skoro nie mógł nim być WGI DM.
KPWiG wydała pozytywną opinię, ale - jak podkreślał Maciej S. - "tak naprawdę wszystko odbyło się na linii kancelaria prawna - KPWiG". Dodał, że już po paru tygodniach było wiadome, że było to tylko pozorne rozwiązanie problemu, bo szybko okazało się, że nastawienie KPWiG do WGI Consulting "nie jest dobre" i że stała się ona powodem napięć pomiędzy KPWiG a WGI DM.
- W pewnym sensie rozumiem urzędników KPWiG, dla których nie do zaakceptowania była sytuacja, w której kwota 200 mln zł zostaje przekierowana do spółki, nad którą KPWiG nie ma bezpośredniej kontroli - mówił Maciej S.
Zeznał, że niedługo potem z KPWiG płynęły "mniej lub bardziej formalne naciski", by zlikwidować WGI Consulting. Dodatkowo, nadal trwające problemy z oprogramowaniem uniemożliwiały ewidencjonowanie wielu aktywów klientów, co doprowadziło do rozbieżności między raportami do KPWiG a raportami dla klientów.
- Rzeczywistość okazała się gorzka i trudna - mówił Maciej S., a kolejnym pomysłem na rozwiązanie problemów miało być szybkie utworzenie własnego towarzystwa funduszy inwestycyjnych (TFI)
i przeniesienie do niego całości aktywów spółki. Dom maklerski miał odtąd prowadzić tylko działalność doradczą i zająć się dystrybucją certyfikatów inwestycyjnych TFI. Znów jednak na przeszkodzie stanęła KPWiG - tłumaczył oskarżony. Wniosek o licencję na utworzenie TFI "spadał" - jak mówił - z każdego kolejnego posiedzenia KPWiG.
- Trafiały do nas nieformalne informacje, że nasz wniosek będzie spadał dopóty, dopóki nie zostanie zlikwidowana spółka WGI Consulting. Na to zarząd spółki nie chciał się zgodzić, bo - jak tłumaczył Maciej S. - oznaczałoby to natychmiastową konieczność spieniężenia inwestycji, a w efekcie strat dla klientów.
Gdy spółka nadal nie miała licencji na utworzenie towarzystwa funduszy inwestycyjnych i nie było żadnego dialogu z KPWiG, a system komputerowy "wcale nie działał lepiej", inny z oskarżonych członków zarządu - Łukasz K. - spotkał się z ówczesnym dyrektorem Departamentu Domów Maklerskich KPWiG. To wtedy miał poinformować o rozbieżnościach w raportowaniu. Miała to być - w założeniu zarządu WGI - "terapia szokowa", która miała skłonić KPWiG do nawiązania dialogu z WGI.
Stało się inaczej. Decyzją z 4 kwietnia 2006 r. KPWiG cofnęła spółce licencję na prowadzenie działalności maklerskiej i nakazała jej do końca maja 2006 r. rozliczyć się w całości z klientami. Wprawdzie 16 maja uchyliła ten nakaz, ale informacja poszła w świat i - jak mówił Maciej S. - nie można było już zahamować paniki wśród klientów.
31 maja 2006 r. nastąpił - jak powiedział - "ostateczny cios w plecy". Służby federalne USA zablokowały dostęp do rachunków WGI Consulting, którymi dysponowała Wachovia. Według Macieja S. sygnał poszedł od polskich władz, sugerujących, że WGI dopuszcza się prania brudnych pieniędzy. To w prosty sposób prowadziło do podejrzenia o finansowanie terroryzmu.
- To wszystko, na czym opierał się plan rozliczenia się z klientami, w jeden dzień legło w gruzach - powiedział Maciej S.
Ciąg dalszy przesłuchań oskarżonych - 8 października.
W ubiegłym tygodniu Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia umorzył postępowanie przeciwko pracownikom KPWiG, z uwagi na brak znamion czynu zabronionego.
Katarzyna Jędrzejewska