Początek walki o bezpłatny internet
T-Mobile zapowiedział, że chce blokować reklamy na stronach internetowych. Klientom sieci pomysł teoretycznie powinien się podobać, ale w dłuższej perspektywie może oznaczać, że za wszystko, co jest w internecie, trzeba będzie zapłacić.
09.11.2011 | aktual.: 09.11.2011 14:17
T-Mobile zapowiedział, że chce blokować reklamy na stronach internetowych. Klientom sieci pomysł teoretycznie powinien się podobać, ale w dłuższej perspektywie może oznaczać, że za wszystko, co jest w internecie, trzeba będzie zapłacić.
T-Mobile podobno już rozpoczął testy programu automatycznie blokującego reklamy w komórkach. Jego komercyjne działanie ma się rozpocząć na wiosnę przyszłego roku. Skąd ten pomysł? Z wyliczeń sieci wynika, że za każde 10 zł internetowego rachunku aż 2 zł to koszt przesyłu reklam. Tyle że przecież to 2 zł zarobione przez T-Mobile. Jaki interes ma więc sieć w zmniejszaniu własnych zysków?
- Najdokładniejsze byłoby rozliczanie się za każdy przesłany bit, ale koszt zliczania wynosiłby niemal tyle, ile opłata, jaką płaci klient za ten bit. To się operatorom nie opłaca. Dlatego dostawcy internetu stacjonarnego już dawno przeszli na rozliczanie ryczałtowe - mówi Tomasz Kulisiewicz, ekspert rynku telekomunikacyjnego firmy Audytel.
Za rok czy za dwa sieci komórkowe za dostęp do internetu będą więc pobierać opłatę, tak jak dziś płacimy za to, by mieć sieć w domu. A wtedy te kilobity dla T-Mobile nie będą zarobkiem, ale zbędnym balastem zapychającym łącza. Wtedy też blokowanie reklam obróci się przeciwko klientom. Zacznijmy jednak od samego początku.
Internet, jaki znamy
Internet jest medium wyjątkowym, bo całkowicie darmowym. Za gazetę trzeba w kiosku zapłacić, a za telewizję na platformie cyfrowej przyjdzie nam po miesiącu rachunek. Internet utrzymuje się z innego źródła - reklam. Choć czasem denerwują, to właśnie dzięki nim za darmo można przeczytać ten artykuł. To dzięki nim można znaleźć coś w wyszukiwarce Google, spotkać się ze znajomym na nk.pl czy porozmawiać przez Skype’a. To internet, jaki znamy i do jakiego się przyzwyczailiśmy.
- Model reklamowy w internecie może nie jest najlepszy, ale nie było dotąd innego, lepszego. T-Mobile rzuca nową propozycję tego modelu finansowania - mówi Tomasz Kulisiewicz.
- Dyskusja dotyczy modeli biznesowych. Pytamy dziś: kto komu i ile powinien płacić - zauważa Piotr Waglowski, badacz polskiego internetu.
Internet, jaki poznamy?
Jest to propozycja internetu, w którym wszystko byłoby płatne. Dziś firmy telekomunikacyjne dostarczają nam tylko kilobity, nie zaglądając, co w nich jest. Szybko mogą jednak z dostarczyciela tego „prądu” zmienić się w platformy cyfrowe, czy raczej internetowe. I tak jak dziś za dostęp do Canal Plus, nSportu czy HBO trzeba płacić, tak samo będzie trzeba płacić za dostęp do poszczególnych portali. Pytaniem otwartym pozostaje, jak w takim internecie działać będzie na przykład Wikipedia? Albo może, co ważniejsze, czy w takim płatnym internecie podobna strona kiedykolwiek miałaby szansę powstać i zaistnieć?
- Już dziś w Stanach Zjednoczonych trwa debata nad tym, czy firmy internetowe takie jak Amazon czy Google razem z dostarczycielami internetu powinny porobić klasy dostępowe. To znaczy: jak zapłacisz za internet więcej, to będziesz mógł korzystać z bogatszych opcji wyszukiwania. Jeśli się na to nie zdecydujesz, to masz dostęp tylko do podstawowej wersji - mówi Tomasz Kulisiewicz.
Można sobie więc wyobrazić, że w takim modelu biznesowym, wybierając dostawcę internetu, klient będzie miał alternatywę: albo bierze droższy dostęp do internetu u firmy X i ma możliwość skorzystania z Facebooka i wszystkich opcji Google (np. poczty), albo idzie do firmy Y, ale nie ma dostępu do kilkudziesięciu stron internetowych. Kolejny scenariusz polega na tym, że część stron, które zapłacą operatorom, będzie nam działała szybko i płynnie. Inne, takie jak na przykład cała blogosfera, pieniędzy na opłatę mieć nie będzie. W związku z tym ich strony wczytywać będą się powoli, mało prawdopodobne, by można było na nich też obejrzeć choćby krótki filmik.
- Na świecie (u nas jeszcze tego nie widać) nie rządzą rynkiem ani dostawcy treści, ani operatorzy. Rządzi konsument, a w zasadzie prosument, czyli osoba, która nie tylko korzysta, ale i wytwarza treści w internecie, ma więc spore wymagania - uważa Anna Streżyńska, prezes Urzędu Komunikacji Elektronicznej. - Taka osoba nie jest raczej chętna, by płacić wyższy abonament. Za to zarówno dostawcy treści, jak i operatorzy walczą, by przykuć jego uwagę i dać mu jak najlepszą usługę, a rynek telekomunikacyjny i medialny walczą o pieniądze klienta także z innymi rynkami dóbr. Konsument zatem najmniej do tego łańcucha wnosi, najwięcej wymaga, jest też silnie chroniony przez prawo. W krajach zachodnich operatorzy i dostawcy treści zdają sobie sprawę ze swojej pozycji, więc zaczynają rozmawiać ze sobą o zasadach finansowania budowy sieci - stwierdza.
Czyj jest internet? Pierwsze starcie
I o tę właśnie słabą pozycję względem klienta rozpoczyna się dziś batalia. Wszyscy wielcy operatorzy telekomunikacyjni będą mieli dylemat: czy nadal być tylko rurą, czy zajrzeć, co jest w środku. Ich problemem jest to, że wzrost wartości rynku internetowego jest bardzo szybki. Jednocześnie ich zysk z tego, że dostarczają do naszego domu nie 128 kb/s, a już 100 Mb/s proporcjonalnie urósł nieznacznie. Tego właśnie problemu dotyka T-Mobile. Jego szef Miroslav Rakowski stwierdził, że potrzebuje na rozbudowę infrastruktury telekomunikacyjnej po ok. 100 mln zł dla każdego operatora komórkowego rocznie od wszystkich firm internetowych. Jeśli nie, reklamy będzie musiał wyłączyć.
W tym wypadku pozycja negocjacyjna polskiego internetu jest jednak bardzo słaba.
- Przychody operatorów telekomunikacyjnych były w ubiegłym roku 30 razy większe niż przychody branży internetowej. Przychody samych sieci komórkowych były prawie 13 razy wyższe. Wszyscy operatorzy telekomunikacyjni wydali w zeszłym roku bez rabatów 2,1 mld zł na reklamę. Tymczasem rynek polskiej e-reklamy to jedynie 1,6 mld zł - mówi anonimowy ekspert od polskiego rynku reklamy internetowej.
Jego zdaniem T-Mobile chce obłożyć polski internet podatkiem w wysokości 10 proc., który tylko w teorii pójdzie na budowę nowych masztów i zwiększenie zasięgu.
- To daje rocznie 160 mln zł. Tymczasem T-Mobile wydaje na reklamę rocznie około 700 mln zł. To jest jedna czwarta pieniędzy, jakie oni wydają na reklamę. O jakiej rozbudowie infrastruktury zatem mówimy? - pyta retorycznie ekspert rynku reklamy.
Oczywiście serwisy internetowe mogą w odpowiedzi na krok T-Mobile odpowiedzieć w ten sam sposób, blokując dostęp do swoich witryn klientom tego operatora. Taki krok jest podobno już rozważany. Reklamy w komórkach T-Mobile mają zniknąć wiosną 2012 r. Ciekawe, czy tego samego dnia w milionach smartfonów zniknie też np. Facebook. A za parę miesięcy by mieć do niego dostęp trzeba będzie zapłacić.