Podniesienie kapitału sposobem na ratowanie Stoczni Gdańsk
Proporcjonalne podniesienie kapitału akcyjnego znajdującej się w trudnej sytuacji Stoczni Gdańsk SA jest najbardziej sensowym planem działania - uważają minister skarbu państwa i jeden z udziałowców, Agencja Rozwoju Przemysłu.
26.06.2013 | aktual.: 26.06.2013 18:04
Stocznia przyznała w maju, że ma problemy z płynnością finansową. Wynagrodzenie za kwiecień i maj stoczniowcy otrzymali w ratach.
W środę w Gdańsku odbyła się debata nt. przyszłości przemysłu stoczniowego, z udziałem m.in. ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego, prezesa ARP SA Wojciecha Dąbrowskiego oraz pomorskich parlamentarzystów, samorządowców i przedstawicieli firm sektora branży stoczniowej. Dyskusję zdominowała trudna sytuacja Stoczni Gdańsk SA.
Zakład należy do dwóch akcjonariuszy - kontrolowanej przez ukraińskiego właściciela Siergieja Tarutę spółki Gdańsk Shipyard Group (w 75 proc.) i Agencji Rozwoju Przemysłu (ARP) SA (w 25 proc.).
Prezes Agencji Rozwoju Przemysłu SA (ARP) Wojciech Dąbrowski powiedział w Gdańsku, że dokapitalizowanie stoczni jest najbardziej sensowym planem działania. Przyznał: - Ta decyzja musi mieć akceptację KE i zakładamy, że jeśli te działania po stronie obu udziałowców będą rynkowe, to istnieje realna szansa na uzyskanie pozytywnej opinii Komisji w tej sprawie.
- Jest możliwe takie dokapitalizowanie zakładu, aby nie zostało to potraktowane, jako pomoc publiczna - podkreślił. Zaznaczył, że nie chce wypowiadać się na temat kwot, ale muszą być one adekwatne do sytuacji stoczni.
Minister skarbu Włodzimierz Karpiński podczas briefingu zwrócił uwagę, że "solidarne, proporcjonalne podniesienie kapitału akcyjnego to niekoniecznie jest pomoc publiczna". - Taki zamiar można zweryfikować w KE i zdania na ten temat są podzielone - mówił.
Minister zapewnił, że w sprawie stoczni w Gdańsku Skarb Państwa będzie się mocno angażował w pomoc opartą o projekty biznesowe, które dają możliwość odzyskania trwałej rentowności czy solidarne dokapitalizowanie.
Minister przyznał podczas briefingu, że "starając się o realizację pozytywnych scenariuszy, brane są pod uwagę także te niedobre scenariusze". Zapewnił, że "w zakresie miejsc pracy jesteśmy przygotowani z planami, które będą swoistym amortyzatorem w przypadku, gdyby stocznia lub któryś z kontrahentów stoczni ogłosił upadłość".
Karpiński przypomniał, że od 2004 r. stocznia otrzymała pomoc publiczną w wysokości 555 mln zł. Zaznaczył, że ministerstwo skarbu państwa "nie będzie ulegać presji politycznej i będzie brało pod uwagę jedynie parametry efektywności ekonomicznej".
Rzecznik prasowy ukraińskiego udziałowca Jacek Łęski powiedział dziennikarzom, że "proporcjonalne dokapitalizowanie, wg wiedzy prywatnego udziałowca, jest prawnie wątpliwe, a prawdopodobnie niemożliwe, bo byłaby to nowa pomoc publiczna dla stoczni". Dodał, że "wszystkie dotychczasowe uzgodnienia pomiędzy udziałowcami nie przewidywały takiego dokapitalizowania". Powiedział, że jest zdziwiony, że temat się pojawił.
Przypomniał, że "prywatny inwestor zadeklarował natomiast dokapitalizowanie stoczni kwotą 80 mln zł, jeśli uda się sprzedać nieoperacyjny majątek stoczni, którego wartość wynosi ponad 100 mln zł i łącznie ta kwota miała postawić zakład na nogi". Do tej pory udało się sprzedać jedynie dźwigi; udziałowcy nie mogą się porozumieć np., co do wyceny poszczególnych składników majątku.
Prezes zarządu Stoczni Gdańsk SA Andrzej Stokłosa powiedział, że mimo trudnej finansowej zakładu, stocznia w pierwszym półroczu 2013 roku odzyskała rentowność operacyjną. - Nie mamy płynności, wiszą nad nami zadłużenia straszliwe, bardzo duża część aktywów jest zastawiona - dodał.
Prezes Zarządu ISD Polska Konstanty Litwinow zapewnił, że prywatny ukraiński inwestor jest najbardziej zainteresowany tym, aby zakład nie upadł. - Inwestor, osoba fizyczna Siergiej Taruta włożył w stocznię, poprzez podniesienie kapitału i udzielenie pożyczek ok. 380 mln zł i w razie upadłości nic nie dostanie i będzie najbardziej pokrzywdzonym - wyjaśnił.
We wtorek do gdańskiego sądu wpłynął wniosek firmy Biprostal z Krakowa o ogłoszenie upadłości stoczni gdańskiej. Firma była generalnym projektantem i głównym wykonawcą hali na terenie stoczni. Stocznia jest winna wierzycielowi kilkaset tysięcy złotych.
Zdaniem związkowców i przedstawicieli zarządu, przyczyną kłopotów finansowych stoczni są m.in. nieopłacalne kontrakty na produkcję kadłubów statków.