Polska zgłosiła udział w pracach nad mechanizmem stabilizacji euro
Polska zgłosiła udział w pracach nad stałym europejskim mechanizmem stabilizacyjnym dla ratowania strefy euro - powiedział PAP w piątek minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz.
Spoza eurolandu, do prac zgłosiły się też W. Brytania, Dania, Czechy, Bułgaria, Węgry i Szwecja.
- Zależy nam na stabilizacji europejskiej gospodarki i dobrej przyszłości euro - uzasadnił decyzję Dowgielewicz. - Jako jedna z największych gospodarek w UE chcemy uczestniczyć w tworzeniu mechanizmu.
Jak dodał, decyzja nie oznacza jeszcze udziału finansowego Polski w przyszłym mechanizmie, który ma zacząć działać od 2013 roku. - Na razie to kwestia jego kształtu - powiedział.
Premier Donald Tusk mówił jednak w grudniu, kiedy zapadała na szczycie UE decyzja o powołaniu mechanizmu, że Polska bierze pod uwagę ewentualne obciążenia finansowe. - Jak się zastanawiamy i oceniamy, co się dzieje w Europie i na świecie, to lepiej nawet ryzykować, że trzeba będzie coś wyłożyć, ale być w tej grupie państw mimo wszystko najbogatszych w tej części świata i liczyć na ich pomoc, jeśli - odpukać - u nas coś nie będzie grało - mówił premier, zapowiadając, że Polska "poważnie" rozważa uczestnictwo w mechanizmie.
Podobnego zdania są źródła w Komisji Europejskiej, pragnące zachować anonimowość. - Wszystko jest gołosłowne jeśli nie deklaruje się udziału finansowego - powiedziały w poniedziałek.
Gotowość Polski wynika z obaw o podział Europy na dwie prędkości: strefę euro i resztę UE, czemu polski rząd od miesięcy stara się zapobiec w pracach nad wzmocnieniem zarządzania gospodarczego i dyscypliny finansowej po kryzysie. W Brukseli uważa się, że stały mechanizm antykryzysowy dla strefy euro będzie zaczątkiem jej instytucjonalizacji, za czym może pójść harmonizacja polityk gospodarczych eurolandu.
- Europa już się dzieli - przyznał przedstawiciel KE. Dodał, że skoro coraz poważniej traktujemy zarządzanie gospodarcze, to "Polska powinna w tym uczestniczyć co najmniej nogą w drzwiach".
Ministrowie finansów strefy euro mają do marca zdecydować o kształcie mechanizmu antykryzysowego, w tym o jego wielkości i udziale sektora prywatnego, czyli banków i funduszy inwestycyjnych, w ponoszeniu konsekwencji restrukturyzacji długu ratowanego kraju. W obecnym mechanizmie o wartości 440 mld euro, utworzonym w maju po kryzysie greckim i z którego skorzystała już Irlandia, koszty ratowania ponoszą jedynie kraje, udzielając dwustronnych pożyczek. Ten mechanizm przyjęto jednak tylko na trzy lata, stąd potrzeba trwałego rozwiązania.
O powstaniu stałego mechanizmu zdecydowali przywódcy na szczycie 16-17 grudnia w Brukseli. "Państwa członkowskie, w których obowiązuje waluta inna niż euro, będą zaangażowane w te prace, jeśli wyrażą takie życzenie. Mogą one podjąć na zasadzie ad hoc decyzję o uczestniczeniu w działaniach prowadzonych w ramach mechanizmu" - brzmiały przyjęte wnioski końcowe szczytu.
Nowy mechanizm musi mieć umocowanie w traktacie, stąd potrzeba zmiany Traktatu z Lizbony (na szczycie w grudniu już uzgodniono konkretny zapis). Chodzi o to, by oddalić obecne ryzyko zakwestionowania pomocy dla Grecji czy Irlandii przez niemiecki sąd konstytucyjny.
Minister Dowgielewicz mówił, że pierwsze spotkanie ministrów w sprawie mechanizmu ma odbyć się na początku przyszłego tygodnia - w poniedziałek lub wtorek w Brukseli (przy okazji posiedzenia unijnych ministrów finansów) i Polskę ma na nim reprezentować minister Jacek Rostowski. Ale źródła prasowe w Radzie UE powiedziały PAP, że tej daty nie można jeszcze potwierdzić. - Zostało mało czasu na organizację, ale nie można wykluczyć - wskazały.
Potwierdziły natomiast, że Polska zgłosiła swój udział, uczyniły to także inne kraje spoza strefy euro: Wielka Brytania, Dania, Czechy, Bułgaria, Węgry i Szwecja.
Tymczasem zagrożona rozlaniem się kryzysu zadłużenia strefa euro przygotowuje się do zwiększenia istniejącego funduszu na ratowanie krajów strefy. Choć KE zapewnia, że Portugalia czy Hiszpania nie potrzebują antykryzysowej pomocy, to naciska na podjęcie decyzji na szczycie 4 lutego.
Dyplomaci w Brukseli są sceptyczni co do tej daty wobec oporu Francji, Niemiec i Włoch, największych kontrybutorów funduszu.
Teoretycznie opiewa on teraz na 440 mld euro. Faktycznie jest jednak w stanie pożyczyć tylko 250 mld euro z uwagi na konieczność zatrzymania reszty jako depozytu, pozwalającego mu uzyskać odpowiednio korzystny poziom ratingu.
Z Brukseli Inga Czerny i Michał Kot