Posłowie badają sytuację w SKOK na pierwszym posiedzeniu podkomisji
Zwiększenie bezpieczeństwa osób, które są depozytariuszami SKOK, a także wyjaśnienie powodów złej kondycji tych instytucji - to cel sejmowej podkomisji nadzwyczajnej, która po raz pierwszy zebrała się we wtorek.
Przewodniczący podkomisji Marcin Święcicki (PO) przypomniał, że na 52 działające kasy w przypadku 40 toczą się postępowania naprawcze, a w przypadku dwóch konieczne było ogłoszenie upadłości. Wskazał, że w związku z koniecznością ogłoszenia tych upadłości Bankowy Fundusz Gwarancyjny musiał wypłacić ponad 3 mld zł, by "ratować depozyty ludzi, którzy zawierzyli tym SKOK".
"Mamy taką sytuację, w której toczy się ponad 2 tysiące 200 postępowań prokuratorskich w sprawach SKOK. Sytuacja jest niezwykle niepokojąca i wymaga wyjaśnienia, jak to tego doszło" - podkreślił Święcicki. "Jak doszło do tego, że tak ważny sektor finansów publicznych znalazł się w tak trudnej sytuacji" - mówił. Dodał, że podczas wtorkowego posiedzenia podkomisja ma uzyskać informację o stanie nadzoru nad kasami.
Andrzej Romanek z klubu Zjednoczona Prawica apelował do przewodniczącego, by ważył słowa i "nie podgrzewał atmosfery". Wtórował mu Jerzy Żyżyński (PiS), który stwierdził, że może się to skończyć wywołaniem paniki wśród klientów kas, co mogłoby skutkować masowym wycofywaniem depozytów zdefiniowanych w SKOK.
W posiedzeniu komisji wzięła udział Małgorzata Żmijewska, która była zarządcą komisarycznym w SKOK Wspólnota - jednej z kas, która musiała ogłosić upadłość. "Wchodząc do kasy byłam przekonana, że wchodzę do typowego banku quasi spółdzielczego, który ma takie same problemy, jak większość banków" - powiedziała. "Przyznam się, że po wejściu do kasy byłam zdumiona jej charakterem (), stwierdziłam, że jestem zarządcą wydmuszki" - podkreśliła.
Dodała, że cała działalność operacyjna tej kasy została "wyprowadzona do zewnętrznych firm". "Ze SKOK Wspólnota szerokim strumieniem wypływały pieniądze, które wkładali do SKOK deponenci" - mówiła Żmijewska.
Jak mówiła, po przeanalizowaniu ryzyk i umów zawartych z tymi firmami stwierdziła, że głównym powodem kiepskiej kondycji instytucji są zawarte umowy na usługi outsourcingowe, a wszelkie próby negocjacji i zmian w tych umowach skończyły się niepowodzeniem. W efekcie musiała zgłosić się do Komisji Nadzoru Finansowego, by ogłosiła upadłość tej kasy.
"Na dzień mojego wyjścia członków spółdzielni było 109 tysięcy, a pieniędzy zdeponowanych przez tych obywateli było 995 mln zł. Nie wyobrażałam sobie, że w spółdzielni, która ma sumę bilansową 1 mld zł, można zrobić taki outsourcing i całą działalność wyprowadzić poza istotę spółdzielni" - mówiła Żmijewska.
Spółdzielcze Kasy Oszczędnościowo-Kredytowe (SKOK) stały się jednym z głównych tematów politycznego sporu. PO wskazuje na patologie w kasach, wykazane w raportach Komisji Nadzoru Finansowego. PiS uważa, że temat jest instrumentalnie wykorzystywany w kampanii wyborczej. To m.in. efekt publikacji prasowych na ten temat. W ubiegłym tygodniu najpierw "Wprost", a potem "Gazeta Wyborcza" napisały, że senator PiS i "twórca SKOK-ów Grzegorz Bierecki wyprowadził kilkadziesiąt milionów złotych do spółki, której dziś jest właścicielem i prezesem".
Powołanie podkomisji ds. SKOK, to pokłosie środowego, prawie dziewięciogodzinnego zamkniętego posiedzenia sejmowej komisji finansów. Komisja wysłuchała informacji m.in. KNF, ABW i prokuratury na temat sytuacji w SKOK. Szefowa komisji finansów Krystyna Skowrońska (PO) nie chciała - ze względu na utajniony charakter spotkania - zdradzać żadnych szczegółów dotyczących jego przebiegu; powiedziała tylko, że pojawiły się głosy mówiące o potrzebie powołania specjalnej podkomisji, która zajmie się tematem SKOK. (PAP)
(planujemy kontynuację tematu)