Pracowała na czarno i zaszła w ciążę. Co dalej?
Pracowała na czarno. Cieszyła się, bo dobrze zarabiała.
09.03.2010 10:53
Pracowała na czarno. Cieszyła się, bo dobrze zarabiała. Szef też był zadowolony: miał tanią pracownicę, która sumiennie wykonywała obowiązki. Wszystko się zmieniło, gdy zaszła w ciążę.
Wysoki poziom kosztów pracy doprowadza do tego, że małe i średnie firmy uciekają się do zatrudniania ludzi na czarno. Cierpią na tym pracownicy, którzy często są zupełnie uzależnieni od dyktatu pracodawcy i nie mają żadnych zabezpieczeń. Nawet dziś, kiedy panuje „moda na macierzyństwo” matkom nielegalnie zatrudnionym nie przysługuje urlop wychowawczy.
- Zostałam okrutnie wykorzystana przez pracodawcę – skarży się Martyna Kubin, internautka WP - Przez pewien czas nie miałam pracy, byłam na utrzymaniu rodziców. Codziennie chodziłam do urzędu pracy, sprawdzać czy nie pojawiła się oferta pracy dla mnie. Bez efektu. Nie mogłam znieść bezczynności. Dowiedziałam się, że w sąsiednim mieście mają otworzyć restaurację. Niestety, właściciel stwierdził, że ma już „obsadę”. Znowu nie było dla mnie miejsca. Byłam jednak nieustępliwa i w końcu szef zaproponował, że mogę przychodzić i pomagać od czasu do czasu. Tak się zaczęło. W restauracji organizowano coraz więcej imprez. Jedno wesele, drugie … w końcu okazało się, że jestem potrzebna. Szef płacił, ja byłam zadowolona. Cieszyłam się, że mam pracę. Nie myślałam wcale o podpisywaniu jakichkolwiek umów. Dopiero po przepracowaniu pół roku, zaczęłam rozmawiać z szefem o tym, że przydałoby się podpisać umowę. Myślałam o składkach emerytalnych, chorobowych. Zastanawiałam się, co by było gdybym w pracy miała wypadek, nie
byłam ubezpieczona. Nie otrzymałabym żadnych świadczeń. Nie mówiąc już o zaciągnięciu kredytu, gdzie musiałabym przedstawić zaświadczenie z pracy o wysokości zarobku. Z początku mój pracodawca mnie zbywał, mówił, że niebawem podpiszemy umowę - mówi Martyna Kublin. - Zaszłam w ciążę. Tymczasem restauracja prosperowała coraz gorzej, szef ciągle narzekał. Pracowałam dopóki mój stan mi na to pozwalał, kiedy stało się jasne, że dłużej pracować nie będę mogła, szef uznał, że już nie jestem potrzebna. Gdyby mnie legalnie zatrudnił, chociaż na pół roku, mogłabym dziś być na urlopie wychowawczym. Teraz znowu jestem na utrzymaniu rodziców, bez pracy, bez urlopu, który mi się nie należy, bo pracowałam „na czarno”.
Przepisy jasno określają, że jeżeli pracownik wykonywał pracę zawodową bez podpisania umowy, oznacza to, że robił to nielegalnie. Osoba, która nie jest zatrudniona i pracuje na czarno, nie ma prawa do korzystania z urlopu wychowawczego. Jeżeli jednak pracownik wykonywał pracę pod kierownictwem, w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę i dostawał wynagrodzenie, to według przepisów kodeksu pracy istniał stosunek pracy bez względu na nazwę zawartej przez strony umowy.
Zatem jeśli osoba pracowała i dostawała za to wynagrodzenie, może wystąpić do sądu o ustalenie stosunku pracy. Jeśli zatrudniony nielegalnie pracownik zdecyduje się wstąpić na drogę sądową, powinien się zwrócić o pomoc do inspektora pracy.
Może on zostać jego pełnomocnikiem. Jeżeli pracownik i pracodawca chcą uniknąć procesu w sądzie, wówczas mogą skorzystać z mediacji i postępowania polubownego. Osoba, która jest zatrudniona co najmniej sześć miesięcy, ma prawo do urlopu wychowawczego trwającego nie dłużej niż trzy lata. Pracownikom zatrudnionym na czas określony urlop wychowawczego udzielić można tylko na czas zatrudnienia u danego pracodawcy. Natomiast jeżeli pracownica została zatrudniona na okres wstępny i pracodawca udzielił jej bezpłatnego urlopu wychowawczego dłuższego niż czas trwania okresu próbnego, można uznać, że nastąpiło w sposób dorozumiany zawarcie umowy na czas nieokreślony. Muszą istnieć podstawy do wniosku, że taki był zgodny zamiar stron i cel umowy.
(A.B.)