Pracownicy Taboru Szynowego dostali zaległe pensje
Pracownicy Taboru Szynowego, którzy od końca listopada nie dostawali pensji,
otrzymali zaległe wynagrodzenia za trzy miesiące z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
W ramach zaległych pensji i składek na ubezpieczenie wypłacono ponad 2,2 mln zł
15.04.2014 | aktual.: 15.04.2014 15:16
.
Wicedyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy (WUP) w Opolu Renata Cygan poinformowała w rozmowie z PAP we wtorek, że kwota ponad 2,2 mln zł, która została przelana z Funduszu na konto Taboru Szynowego, objęła zaległe pensje za trzy miesiące oraz kwoty na ubezpieczenie społeczne, które pracodawca powinien był odprowadzić za pracowników.
Przewodniczący komisji zakładowej Solidarności w Taborze Marek Stelmach w rozmowie z PAP potwierdził, że pieniądze powinny już trafić do wszystkich pracowników. "Byłem w bankomacie, sprawdzałem - do mnie dotarły, więc powinni mieć je też wszyscy" - powiedział. Dodał, że to dla zatrudnionych w Taborze, którzy od kilku miesięcy nie dostawali pensji, "najpiękniejszy prezent świąteczny".
"Możemy spłacić długi, które pozaciągaliśmy u rodziny czy znajomych i spokojnie spędzić Wielkanoc" - uznał i podkreślił, że to m.in. zasługa działań syndyka i pracowników WUP, którzy zajmowali się sprawnie tą sprawą w ramach wydziału Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Stelmach dodał, że na razie do 18 kwietnia pracownicy Taboru są na urlopach.
Wypłata zaległych pensji była możliwa po tym, jak 1 kwietnia Sąd Okręgowy w Opolu oddalił zażalenie zarządu Taboru Szynowego w Opolu na postanowienie sądu rejonowego z lutego, dotyczące upadłości spółki. Tym samym decyzja o likwidacji uprawomocniła się.
Pracownicy kilkakrotnie pikietowali przed budynkiem zakładu w związku z brakiem wypłat; ostatnio 20 lutego. Załoga paliła wtedy opony, a nowych właścicieli spółki, którzy kupili w styczniu większościowy pakiet akcji Taboru - Grupę Leo Maks - przywitała gwizdami i okrzykami "złodzieje i oszuści". Dyrektor zarządzający Taboru Zenon Sroczyński obiecywał wtedy, że do 24 lutego władze przeleją pensje na konta pracowników. Przelewy jednak nie zostały zrealizowane.
Zatrudniający ok. 350 osób Tabor Szynowy Opole S.A. działa w branży kolejowej od ponad stu lat. Grupa Leo Maks, która w styczniu kupiła większościowy pakiet akcji Taboru, deklarowała chęć ratowania zakładu, ale nie poczyniła w tym kierunku żadnych - zdaniem sądu uznającego likwidację - wiarygodnych kroków.
Tabor od dłuższego czasu był w złej sytuacji finansowej. Jego poprzednie władze w marcu ub.r. złożyły wniosek o tzw. upadłość układową. We wrześniu zawarty został układ między spółką a wierzycielami ws. spłaty zadłużenia. Gdy Tabor nie wywiązywał się z zawartych w nim zobowiązań, urząd skarbowy złożył w grudniu do sądu wniosek o upadłość likwidacyjną.
W lutym w Sądzie Rejonowym w Opolu na rozprawie ws. ogłoszenia upadłości sąd od tego odstąpił, bo nie minął jeszcze wtedy termin płatności pierwszej raty układu. Zabezpieczył jednak majątek spółki, ustanawiając nadzorcę sądowego, który miał skontrolować Tabor, zabezpieczyć interesy wierzycieli i dać czas na ocenę realności oświadczeń nowych władz dotyczących finansów. M.in. na podstawie raportu nadzorcy sąd ogłosił jednak upadłość likwidacyjną 27 lutego.
Przejęciem Taboru Szynowego Opole zainteresowana jest spółka PKP Intercity. Przewoźnik chciałby przekształcić zakłady w zaplecze dla swoich wagonów. Stelmach powiedział PAP, że według jego wiedzy rozmowy w tej sprawie trwają.