Prezesi zapłacą zaległe pensje
Pracownicy upadłych spółek, którzy nie dostali pieniędzy na czas, mogą sięgnąć do kieszeni prezesów. Tak wynika z wyroku Sądu Rejonowego w Opolu.
15.12.2009 | aktual.: 15.12.2009 09:19
Pracownicy upadłych spółek, którzy nie dostali pieniędzy na czas, mogą sięgnąć do kieszeni prezesów. Tak wynika z wyroku Sądu Rejonowego w Opolu. Zajął się on sprawą pracownika, który dochodził zapłaty zaległego wynagrodzenia. Zanim zdołał wyegzekwować zapłatę, władze spółki ogłosiły jej upadłość.
Sytuacja firmy była jednak tak zła, że nie było jej stać na przeprowadzenie postępowania upadłościowego. Pracownik został więc bez pieniędzy, tak samo zresztą jak jego kilkunastu kolegów.
Poszli do sądu
Poszkodowani zdecydowali się na skierowanie pozwu przeciwko prezesom upadłej spółki. Kilka dni temu zapadł pierwszy wyrok, w którym sąd przyznał jednemu z nich, Markowi Masalskiemu, ponad 20 tys. zł.
- Rozstrzygnięcie sądu nie jest jeszcze prawomocne, gdyż strona pozwana zapowiedziała już złożenie apelacji - mówi adwokat Mateusz Boznański, który reprezentował pracownika przed sądem. - Podstawę żądania wypłaty zaległego wynagrodzenia od członków zarządu spółki stanowił art. 299 kodeksu spółek handlowych, w myśl którego muszą oni uregulować długi spółki z własnej kieszeni, jeśli nie ogłosili na czas upadłości, a majątku firmy nie wystarczyło na spłacenie zaległości.
Aby pracownik mógł wytoczyć sprawę byłym prezesom, musi uzyskać najpierw potwierdzenie, że egzekucja zaległej pensji z majątku spółki jest bezskuteczna. Wystarczy więc pieczątka komornika pod tytułem egzekucyjnym określającym wysokość jego należności. Dopiero wtedy może on skierować swoje roszczenia przeciwko prezesowi spółki i jego zastępcom.
Dotyczy to zresztą nie tylko niewypłaconych wynagrodzeń, ale wszystkich wierzytelności kontrahentów takiej firmy.
Pracownika wsparła też Helsińska Fundacja Praw Człowieka. - Z okoliczności sprawy wynikało, że spółka została zlikwidowana po to, aby uniknąć wypłaty należności pracownikom. Dlatego też zdecydowaliśmy się na udzielenie im pomocy. Przetarcie ścieżki postępowania w jednej sprawie pomoże wyegzekwować należności pozostałym osobom - stwierdziła Joanna Lora z Programu Spraw Precedensowych Fundacji Helsińskiej. - Nowością było to, że pracownicy wykorzystali przepisy k.s.h. do tego, aby uzyskać zaległe wynagrodzenie.
Okazało się bowiem, że po likwidacji starej spółki bardzo szybko powstała nowa, która zajęła się właściwie tą samą działalnością. Pracownicy dostali ofertę zatrudnienia w nowej firmie pod warunkiem jednak wycofania pozwów. Nie zrezygnowali jednak ze swoich roszczeń, a fundacja pomogła im znaleźć prawnika, który zajął się poprowadzeniem procesu o zaległe pensje.
Ile z funduszu
Warto, żeby o takiej możliwości pamiętali wszyscy pracownicy spółek postawionych w stan upadłości. Co prawda, mogą oni liczyć na to, że dostaną choć część zaległego wynagrodzenia z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Jeżeli jednak ich roszczenia przekraczają określone w przepisach limity, reszty powinni dochodzić bezpośrednio od członków zarządu upadłej spółki. Pod tym jednak warunkiem, że zbyt późno ogłosili oni upadłość firmy.
- Fundusz wypłaca zaległe wynagrodzenie tylko do wysokości trzech średnich krajowych. Taki sam jest limit świadczeń, gdy pracownikowi przysługuje odszkodowanie za skrócony okres wypowiedzenia stosunku pracy, odprawa z ustawy o zwolnieniach grupowych czy ekwiwalent za niewykorzystany urlop - tłumaczy Waldemar Kruk, były dyrektor biura krajowego FGŚP.
Wypłata następuje na wniosek syndyka, który w ciągu 30 dni od ogłoszenia zgłasza wykaz zbiorczy niezaspokojonych roszczeń pracowniczych z okresu sprzed upadłości. Po zwolnieniu pracowników w terminie siedmiu dni składa wykaz uzupełniający, w którym przedstawia dodatkowo przysługujące pracownikom odprawy, odszkodowania czy ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Jeśli syndyk nie złoży tych wykazów w terminie, zainteresowany może wziąć sprawy we własne ręce. W ciągu dwóch tygodni od upływu okresu, kiedy powinien zadziałać syndyk, pracownik może wystąpić do funduszu z wnioskiem indywidualnym.
Mateusz Rzemek
Rzeczpospolita