Protestujący przeciwko linii najwyższych napięć proszą o pomoc J. Kaczyńskiego
Przedstawiciele 13 mazowieckich gmin protestowali we wtorek przed warszawską siedzibą PiS przeciwko budowie linii 400 kV Kozienice - Ołtarzew. Zostawili tam list otwarty do prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, w którym poprosili o "pomoc i ochronę" przed tą inwestycją.
Jak mówił do zgromadzonych Marcin Tobera ze Społecznej Grupy Koordynacyjnej Kozienice - Ołtarzew, protestujący reprezentują ok. 150 tys. osób mieszkających na terenach 13 gmin, przez które ma przebiegać dwutorowa linia najwyższych napięć, która ma wyprowadzić prąd z nowego bloku 1075 MW w elektrowni w Kozienicach do Ołtarzewa.
Jak mówił, planowana inwestycja spowoduje nie tylko drastyczne obniżenie wartości nieruchomości, ale wpłynie na lokalny biznes - rolnictwo i sadownictwo, oraz na zdrowie mieszkańców. "Te gminy w żaden sposób nie są przygotowane na budowę tak ogromnej inwestycji, jaką jest autostrada energetyczna. 80-metrowe słupy mają stanąć 36-56 metrów od domów" - wskazał.
Chodzi o gminy: Białobrzegi, Brwinów, Głowaczów, Grodzisk Mazowiecki, Grójec, Jaktorów, Jasieniec, Ożarów Mazowiecki, Promna, Radziejowice, Stromiec, Tarczyn i Żabia Wola.
"Wierzymy, że PiS - partia, która przed wyborami obiecywała, że przez tereny naszych gmin linia nie przejdzie - dotrzyma słowa" - podkreślił Tobera.
"Nasza determinacja jest tak wielka, że nie ustaniemy w walce o ochronę zdrowia naszych rodzin, wartości naszych majątków, naszych miejsc pracy oraz przyszłości miejsc, w których żyjemy. Mamy nadzieję, że będzie Pan w stanie zapobiec nieszczęściu, jakim jest zwrócenie się władz i organów państwowych przeciwko obywatelom, bo będziemy bronić naszej sprawy własnymi ciałami z gotowością narażenia życia" - napisali protestujący w liście do Jarosława Kaczyńskiego.
Ich zdaniem inwestor linii, spółka Polskie Sieci Elektroenergetyczne, źle zaplanowała inwestycję, a sprawa jej przebiegu "załatwiana jest niemerytorycznie, w niejasnych okolicznościach".
Według planów linia 400 kV ma powstać do 2019 r. i być wyposażona w światłowody. Jak podkreśla inwestor, linia poprawi bezpieczeństwo i niezawodność pracy Krajowego Systemu Elektroenergetycznego (KSE); zamknie też od strony południowo-zachodniej tzw. pierścień energetyczny wokół Warszawy. PSE przekonują, że od jej powstania zależy niezawodne zasilanie aglomeracji warszawskiej, Mazowsza oraz obszaru północno-wschodniej Polski.
Obecnie na ukończeniu jest budowa innej linii w tym rejonie: z Kozienic do Siedlec. Ma ona zabezpieczyć dostawy prądu, tak aby uszkodzenie czy awaria sieci przesyłowej w jednym miejscu nie pozbawiło Mazowsza energii elektrycznej. Gdyby zaniechać budowy linii Kozienice-Ołtarzew, w przypadku wystąpienia awarii pozostałych linii może się okazać, że konieczne będzie ograniczenie produkcji prądu w Kozienicach. Wtedy bez zasilania w energię elektryczną mogłaby zostać nie tylko aglomeracja warszawska i część Mazowsza, ale również spory obszar północno-wschodni kraju, czyli ok. 8 mln odbiorców prądu.
Przebieg budowy linii był wytyczany wielokrotnie i od początku budził gwałtowne protesty. Jeszcze w maju br. PSE zaprezentowały wyniki tzw. analizy wielokryterialnej pięciu wariantów korytarzy dla budowy linii 400 kV. Grupa robocza, której ekspertem był prof. Andrzej Kraszewski z Politechniki Warszawskiej wskazała, że najlepszy do realizacji inwestycji i najlepiej uwzględniający interesy społeczne i środowiskowe będzie przebieg wzdłuż autostrady A2 i drogi krajowej nr 50.
Przeciwko budowie linii w tej lokalizacji protestowali mieszkańcy, m.in. gmin Wiskitki, Baranów, Mszczonów, Pniewy oraz miasta Żyrardów. Na początku sierpnia br. PSE zmieniły decyzję dotyczącą przebiegu linii 400 kV Kozienice - Ołtarzew. Uznały, że zostanie wykorzystana trasa wyznaczona w obowiązującym Planie Zagospodarowania Przestrzennego Województwa Mazowieckiego. Jednocześnie przyznały, że optymalną trasą jest istniejący korytarz drogowy DK 50-A2, jednak "wariant ten budzi ogromne niezadowolenie społeczne". Stąd - jak uzasadnił operator - zmiana decyzji. O ile decyzja o zmianie trasy ucieszyła jednych, to wzbudziła protesty drugich.
Gminy, przez które w proponowanym wcześniej wariancie linia 400 kV nie przebiegała, bądź biegła na ich granicach, rozpoczęły protesty polegające m.in. na blokowaniu dróg.
Jak powiedziała we wtorek PAP Anna Kurzela - Szybilska ze Stowarzyszenia Nasza Gmina Jaktorów, wchodzącego w skład Społecznej Grupy Koordynacyjnej Kozienice - Ołtarzew, Stowarzyszenie złożyło pisma do Koordynatora Służb Specjalnych Mariusza Kamińskiego, Prokuratora Generalnego i CBA, by sprawdzili, jakie argumenty legły u postaw zmiany decyzji dotyczącej przebiegu linii.
Na początku października pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski odnosząc się do protestów towarzyszących inwestycji Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE) mówił w Sejmie, że "musi być zbudowana linia, która połączy Kozienice z linią wysokiego napięcia między aglomeracją warszawską i łódzką, bo to domknie pierścień energetyczny". Choć przyznał, że negocjacje dotyczące przebiegu inwestycji podobnych do linii Kozienice - Ołtarzew wymagają "delikatności, rozwagi i kompromisów", to jednocześnie przypomniał, że w Polsce obowiązuje ustawa, która umożliwia przeprowadzenie strategicznych dla państwa inwestycji.
Chodzi o tzw. specustawę przesyłową z 2015 r., której przepisy przewidują m.in. możliwość wywłaszczenia nieruchomości pod planowane sieci energetyczne za odszkodowaniem. Jego wysokość będzie negocjowana między inwestorem i właścicielem nieruchomości w oparciu o wycenę rzeczoznawcy. Jeśli nie dojdą oni do porozumienia, cenę ustali wojewoda. W przypadku gdy właściciel się na to nie zgodzi, może dochodzić swych praw przed sądem, ale wywłaszczenia to nie powstrzyma i prace będą kontynuowane.
"W tym przypadku inwestor nie skorzystał jeszcze z ustawy specjalnej. Jeśli okaże się to konieczne, będzie musiał to zrobić" - podkreślił Naimski.
Jak powiedziała we wtorek PAP rzeczniczka PSE Inwestycje Lucyna Roszyk, spółka "z uwagą śledzi" protesty społeczne i wsłuchuje się w głosy mieszkańców Mazowsza. "Rozumiemy ich obawy związane z działaniem linii elektroenergetycznych w kontekście ich oddziaływania na zdrowie. Niemniej jednak należy podkreślić, że są one nieuzasadnione, gdyż ani w świetle badań naukowych, ani w praktyce nie znajdują potwierdzenia tezy o negatywnym oddziaływaniu obiektów elektroenergetycznych na środowisko i zdrowie ludzi" - podkreśliła.
Jak dodała, przepisy obowiązujące w Polsce, dotyczące ochrony przed oddziaływaniem pól elektromagnetycznych są jednymi z najbardziej rygorystycznych w całej Unii Europejskiej.