Prywatne szpitale w kryzysie
Większość prywatnych szpitali utrzymuje się z kontraktów z NFZ, które w przyszłym roku mają być o 10-15 procent niższe.
Część prywatnych przychodni specjalistycznych i szpitali może nie przetrwać przyszłego roku. W ostatnich dniach, podobnie jak placówki publiczne, dostały od NFZ propozycje kontraktów na przyszły rok. - Są o 10-15 proc. niższe niż w tym roku. To grozi falą bankructw - alarmuje Andrzej Mądrala, wiceszef Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Szpitali Niepublicznych i prezes Centrum Medycznego MAVIT. - Rząd mówił wiele o rozwoju prywatnej służby zdrowia, ale to, co się dzieje teraz, może mieć odwrotny efekt - przyznaje Mądrala.
Kryzys: pomaga czy szkodzi?
Teoretycznie kryzys w publicznej ochronie zdrowia powinien prywatnej napędzać klientów. Cieszy ubezpieczycieli i firmy abonamentowe sprzedające coraz więcej medycznych pakietów zawierających podstawowe usługi. Ale szpitalom może zaszkodzić. Bo pacjenci z wyłożeniem kilku czy kilkunastu tysięcy złotych na leczenie mogą mieć problem. Dlatego wiele z około 100 prywatnych szpitali utrzymuje się głównie z kontraktów z NFZ. A funduszowi w przyszłym roku ma zabraknąć do dopięcia budżetu przynajmniej 1,5 mld zł.
Im bardziej specjalistyczny jest szpital, tym większe mogą być straty. Bo w przypadku powiatowych (jak prowadzone m.in. przez EMC Instytut Medyczny) musi być zachowane bezpieczeństwo mieszkańców. Poza tym obsługują one tzw. ostre przypadki, za które NFZ płacić musi. A planowane operacje okulistyczne w klinikach jednego dnia czy ortopedyczne do takich nie należą.
- Jeśli faktycznie na leczenie będzie mniej pieniędzy, więcej świadczeń będzie finansowanych poza NFZ, z kieszeni pacjentów - mówi Piotr Gerber, prezes EMC. Dodaje, że można się wstrzymać z zakupem samochodu, ale z leczeniem już nie. - Nie wszystkich jednak będzie na to stać - podkreśla. Jego zdaniem lepsze byłoby choć niewielkie podniesienie obowiązkowej składki, a do tego obiecywane uszczelnienie systemu i rozwój ubezpieczeń dodatkowych.
Odmówić nie mogą
Podpisania kontraktu na zaproponowanych przez NFZ warunkach odmówiło wiele publicznych placówek, m.in. z Lubelszczyzny. Przynajmniej część prywatnych lecznic twierdzi, że na taki komfort ich nie stać. - NFZ tylko czeka na taką deklarację. Ma za mało pieniędzy i łatwiej mu będzie przyciąć nam niż placówce publicznej, której w wyborczym roku politycy będą bronić do upadłego - mówi ordynator z jednego z prywatnych szpitali.
Podobnego zdania jest Mądrala. Podkreśla, że prywatne szpitale to zwykle placówki zakładane dzięki kapitałowi wyłożonemu przez rodziny i pożyczkom z banków. By dostać kontrakt, muszą mieć dobry sprzęt, często brany w leasing. - Mając na karku raty oraz płace pracowników, trudno podjąć ryzyko niepodpisania kontraktu z NFZ - mówi. - Na dodatek minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała już, że prywatne szpitale, które utworzono w 2009 r., w przyszłym nie mają co liczyć na kontrakt - mówi Mądrala. A nie wszystkie, jak warszawski Medicover, mogą liczyć na wystarczająco bogatych klientów.
Kłopot może mieć też kilkaset prywatnych przechodni specjalistycznych. Alarmują, że kontrakty mają mieć niższe o 10-30 proc. W dużych miastach właśnie w takiej formie działa większość opieki ambulatoryjnej. Często to dawne przychodnie rejonowe, które wykupili lekarze. - Mam nadzieję, że NFZ podwyższy stawki. Inaczej zaczniemy się zadłużać, a rząd prywatnym nie pomoże - mówi lekarz z Mazowsza. Kłopoty z finansowaniem działalności mogą też przyspieszyć konsolidację rynku.
Jutro dyskusja w Sejmie
Posłowie mają się zająć we wtorek zmianami w planie finansowym Narodowego Funduszu Zdrowia na przyszły rok. Chodzi głównie o algorytm podziału środków na województwa, z którego rząd usunął właśnie element dotyczący zarobków w regionie.
PARKIET