Przepisy klimatyczne łagodniejsze dla Polski

Tak jak chciała Polska, kraje członkowskie UE zgodziły się w czwartek odsunąć w czasie surowe redukcje zanieczyszczeń przemysłowych. Do końca 2023 r. będą mogły funkcjonować bez zmian przestarzałe, zanieczyszczające środowisko ciepłownie.

25.06.2009 | aktual.: 26.06.2009 06:38

Taki jest wynik czwartkowego posiedzenia ministrów środowiska "27" w Luksemburgu.

_ Dla nas było bardzo ważne, żeby polskie ciepłownictwo nie ucierpiało. Otrzymaliśmy taką możliwość, że polskie ciepłownie o mocy poniżej 200 MWt utrzymają te same normy emisji, które mają do tej pory, przez następne 15 lat. Duże instalacje przemysłowe przez następne 12 lat, do końca roku 2020, będą mogły utrzymać niezaostrzone standardy emisji dwutlenku siarki, tlenków azotu i pyłów _ - powiedział dziennikarzom minister środowiska Maciej Nowicki.

_ To wielki sukces. Bardzo wiele krajów Europy zachodniej było przeciwnych takim rozwiązaniom. Trudno było znaleźć kompromis, ale uzyskany kompromis jest bardzo korzystny dla Polski i innych nowych krajów UE _ - ocenił. Argumentował, że surowe limity dla ciepłowni, z których korzysta ponad połowa Polaków (70 proc. mieszkańców miast), spowodowałyby ich zamknięcie i przejście na dużo gorsze dla środowiska indywidualne ogrzewanie.

Polska, wspierana m.in. przez Wielką Brytanię, zabiegała, by także wielkie zakłady przemysłowe (przede wszystkim ważne dla Polski elektrownie węglowe) musiały respektować surowe limity emisji dopiero od 2023 r.

Jednak kraje "prośrodowiskowe", które jednocześnie są eksporterami nowoczesnych ekologicznych technologii: Francja, Niemcy, Austria, Dania i Holandia nie chciały się zgodzić na jakiekolwiek ulgowe traktowanie. Według znalezionego kompromisu limity mają obowiązywać nowo powstałe zakłady już od 2016 r., a okres przejściowy do roku 2020 dotyczy instalacji istniejących obecnie.

Złagodzono też obowiązek korzystania z przyjaznych środowisku, ale kosztownych "najlepszych dostępnych technologii": kraje członkowskie będą mogły, ale nie musiały, zobowiązać zakłady do ich stosowania.

Nowicki przekonywał, że mimo ustępstw na rzecz przemysłu dyrektywa przyczyni się do poprawy czystości powietrza i wód.

_ Przemysł ciepłowniczy w Polsce musi podejmować decyzje o swojej modernizacji i albo będzie budował wysoko sprawne instalacje do odsiarczania i odpylania, albo będzie przechodził na gaz czy biomasę. Nie ma innego wyjścia. Taka modernizacja musi się dokonywać, żebyśmy my w polskich miastach także mieli czyste powietrze _ - powiedział.

Niewykluczone, że przepisy zostaną na powrót zaostrzone, kiedy dyrektywa wróci jesienią do drugiego czytania w Parlamencie Europejskim, wyczulonym na kwestie ochrony środowiska i zdrowia obywateli.

Nowa dyrektywa ma zastąpić obecną dyrektywę z 1996 roku o zintegrowanym zapobieganiu i ograniczaniu zanieczyszczeń, zwaną potocznie dyrektywą IPPC, oraz sześć innych sektorowych dyrektyw. Poza zaostrzeniem dopuszczalnych limitów emisji przez największe zakłady przemysłowe, wprowadza nowe kryteria środowiskowe i system skuteczniejszych kontroli. Rozciąga także system licencji, limitów i inspekcji na przedsiębiorstwa dotychczas nieobjęte unijną legislacją w tym zakresie (elektrownie o mocy 20-50 MW) czy przemysł drzewny.

Jednym z argumentów używanych przez zwolenników złagodzenia dyrektywy jest koszt modernizacji zakładów. Jednak KE szacuje, że wdrożenie nowych propozycji oznacza ogromne oszczędności, chociażby z tytułu mniejszych wydatków na opiekę zdrowotną.
Pełne respektowanie przepisów przez tzw. duże źródła spalania (czyli wszystkie elektrownie, które produkują energię o mocy ponad 50 MW) ma przynieść rocznie od 7 do 28 mld euro oszczędności. Surowsze limity emisji to także sposób na uniknięcie rocznie co najmniej 13 tys. zgonów osób, które przedwcześnie zmarłyby na skutek schorzeń wynikających z zatrucia powietrza, wód i gleby.

Michał Kot

Źródło artykułu:PAP
przepisyklimatco2
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)