"Rząd Tuska zaorał stocznie, ale premier ma dobry humor"
Wolałbym, żeby pan premier Donald Tusk jako premier polskiego rządu bardziej niż interesem całej Unii kierował się interesem naszej polskiej gospodarki - powiedział w "Sygnałach Dnia" Joachim Brudziński z Prawa i Sprawiedliwości, komentując ostatni szczyt w Brukseli.
02.03.2009 | aktual.: 02.03.2009 12:59
"Sygnały Dnia": Panie pośle, bogate kraje Unii nie będą ratować się przed kryzysem kosztem nowych, uboższych członków to największy sukces Polski na szczycie w Brukseli. Zgadza się pan z taką opinią?
Joachim Brudziński: Nie, panie redaktorze, konsekwencje tego szczytu, jak słusznie zauważył minister Stasiak, są konsekwencjami tylko i wyłącznie deklaratywnymi, a nie w żaden sposób konsekwencjami ekonomicznymi. Jakie w końcu będą owoce tego, że przywódcy państw Unii Europejskiej spotkali się na nieformalnym szczycie zwołanym doraźnie przez prezydencję czeską na skutek tych informacji, które zaczęły płynąć z Francji, że Francja konsekwentnie będzie wspierać swój rodzimy przemysł, tym razem motoryzacyjny, będą, nie wiemy. Cieszę się, że premier ma dobre samopoczucie i dobry humor...
No ale na tym etapie tego rodzaju deklaracje są bardzo ważne, panie pośle.
- Są bardzo ważne, jeżeli za nimi pójdą konsekwencje ekonomiczne, a póki co to właśnie tutaj, w Szczecinie, w którym obecnie jestem, w moim rodzinnym mieście informacja na pierwszych stronach lokalnych gazet, że rozpoczyna się proces odchodzenia, przebranżawiania, pomocy dla stoczniowców Stoczni Szczecińskiej nowej, ale pomocy polegającej na tym, że będą przez najbliższe pół roku szukać nowej pracy i przejdą szkolenia. Mam nadzieję, że nie tak, jak pierwotnie powiatowe urzędy pracy im zaproponowały, czyli na psich fryzjerów czy bukieciarzy. Mówię to z sarkazmem, ale takie są konsekwencje wynikające z tego, że rząd Donalda Tuska bardzo spolegliwie podszedł do wytycznych Komisji Europejskiej, pani komisarz Nelly Kroes i po prostu Stocznię Szczecińską i Stocznię Gdyńską, mówiąc językiem stoczniowców, zaorał.
Panie pośle, zdaje pan sobie zapewne doskonale sprawę, że jeśli chodzi o sprawę polskich stoczni, to nie jest kwestia tylko i wyłącznie decyzji czy braku decyzji rządu Donalda Tuska, ale również zaniedbania lat poprzednich, również i zaniedbania rządu Prawa i Sprawiedliwości.
- Ale na czym te zaniedbania polegały, panie redaktorze? Na tym, że utrzymaliśmy produkcję stoczniową, że twardo Jarosław Kaczyński w tym samym miesiącu, jak został premierem, pojechał do Brukseli, żeby rozpychać się... To nazywa pan zaniechaniem?
Jeżeli pan mnie pyta o ocenę niedzielnego szczytu, to ja mogę powiedzieć tylko tyle: bardzo się cieszę, że dobry humor ma premier polskiego rządu, bo uśmiechu na twarzy pana Donalda Tuska nigdy za wiele, natomiast jakie są konsekwencje dla polskiej gospodarki? Odpowiadam: nie wiem. Wiem jedno – że prezydent Francji nie miał żadnych oporów, żeby znacjonalizować stocznię w Saint Nazaire, aby utrzymać produkcję stoczniową. Wiem jedno – że pani kanclerz Angela Merkel, która tak serdecznie i ciepło przyjmowała wcześniej w Hamburgu pana premiera Donalda Tuska, zapewniając go o swojej sympatii do niego, nie miała żadnych oporów, żeby wpompować wielomiliardową pomoc w stocznię w Wiesmarze czy w Arnemünde, tam te stocznie trwają i produkują, natomiast u nas... U nas możemy przeczytać, że z 200 tysięcy osób zatrudnionych w przemyśle motoryzacyjnym i okołomotoryzacyjnym w Polsce 20% do zwolnienia. Pan premier konsekwentnie mówi o dobrym samopoczuciu, mówi o tym, że jesteśmy mocarstwem, bo żadnej pomocy od Unii
Europejskiej nie oczekujemy...
Nie no, tak nie mówi, panie pośle, Polska nie jest krajem, który potrzebuje unijnej pomocy tak jak inne państwa naszego regionu.
- Może przerysowałem, ale ja bym wolał, żeby pan premier Donald Tusk jako premier polskiego rządu bardziej niż interesem całej Unii kierował się interesem naszej polskiej gospodarki, bo mówienie o tym, że pokazaliśmy, że odgrywamy silną rolę w Unii Europejskiej, bo potrafimy zebrać na parę godzin przed oficjalnym posiedzeniem kilkunastu premierów w naszej ambasadzie w Brukseli i to premierów, którzy mówią różnym głosem, bo co innego mówi premier Węgier, co innego mówią premierzy krajów tak zwanej Pribałtiki, a co innego mówimy w końcu my, jest sukcesem Donalda Tuska, no to jeżeli to uznamy sukces, to tak, ten szczyt był rzeczywiście sukcesem. Owoców dobrych dla naszej gospodarki jak nie było, tak nie ma.