Rzucają dobrze płatną pracę. Szaleńcy?

Rzucili bezpieczne i dobrze płatne prace. Znajomi mówią o nich - szaleńcy. Czy na pewno oszaleli? Może pogardzili nudnym życiem, o jakim wiele osób marzy? Może go nie docenili?

Rzucają dobrze płatną pracę. Szaleńcy?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

27.01.2010 | aktual.: 28.01.2010 15:30

Irek odwrócił swoje życie o 180 stopni. Jest z wykształcenia inżynierem elektonikiem. Już na studiach znalazł pracę i dobrze zarabiał. Otworzył nawet firmę, która specjalizowała się w instalacji kamer w przedsiębiorstwach i sklepach. Ma żonę i dziecko. Nagle postanowił zostać rolnikiem. Sprzedał firmę i przeniósł się na wieś.

Irek Woźniak: Jeśli dla kogoś bycie szczęśliwym jest szaleństwem, to tak, ja jestem szalony. Gdy miałem firmę, ciągle byłem zmęczony. Terminy, użeranie się z urzędami, kredyty, to wszystko przytłaczało jak głaz. Czułem się zakładnikiem samego siebie. Sprzedałem wszystko i kupiłem niewielkie gospodarstwo pod Elblągiem. Hodujemy kaczki, mamy krowy. Uprawiamy warzywa. Żyjemy powoli, według naszego rytmu. To była najlepsza decyzja życia - twierdzi Ireneusz Woźniak .

Marysia Walisiewska - Woźniak, żona Irka, architekt: Gdy Irek mi powiedział o swoim pomyśle, zaśmiałam mu się w nos. A z czego będziemy żyli? I to na prowincji? Ale potem zaczęłam rozmyślać. Przecież zawsze marzyłam o domu za miastem. Dość dobrze zarabialiśmy, ale co z tego, kiedy ciągle byliśmy zapracowani, zmęczeni. Teraz cieszymy się małym rzeczami, jesteśmy bardziej wyluzowani, uśmiechnięci.

Janek pracował przez pięć lat jako kierowca tirów. Miał etat w międzynarodowej firmie transportowej. Przewoził towary do Holandii i Niemiec. Nagle odnalazł powołanie duchowne. Właśnie kończy seminarium. Janek Drozd: Może to zabrzmi banalnie, ale zawsze chciałem być księdzem. Ale w domu się nie przelewało, szybko musiałem iść do pracy, żeby zarabiać. Skończyłem zawodówkę, potem zrobiłem maturę zaocznie. Wiedziałem, że tiry to nie jest to. Może to dziwnie zabrzmi, ale chyba rzeczywiście istnieje coś takiego jak powołanie. Wszyscy moi znajomi nie mogli uwierzyć w to, co zrobiłem.

Aneta, urzędniczka ze Szczecina, postanowiła być podróżnikiem. Jeździ po świecie wraz ze swoim chłopakiem, fotografikiem. Jak twierdzi, nie wróci już za biurko.

Aneta Stelmachowska: Gdy szłam na studia prawnicze nie wiedziałam, czego chcę. Kierowałem się radami rodziców. Skończyłam studia z wyróżnieniem, szybko znalazłam pracę. Zaczęłam się źle czuć - każdy dzień taki sam, sterty dokumentów... Czułam, że coś tracę. Rzuciłam pracę, wyjechałam z chłopakiem. Podróżujemy od dwóch lat i to właściwie bez pieniędzy. Podejmujemy drobne prace w miejscach, w których akurat jesteśmy. W Irlandii pracowaliśmy w ogrodnictwie, w Pekinie w gastronomii, we Włoszech handlowaliśmy pamiątkami. Wracamy na kilka dni do Polski i wyruszamy znowu. Czuję, że żyję. Może kiedyś wrócę do zawodu, ale jeszcze nie teraz.

Nie brakuje osób, które nie cierpią swojej pracy i życia. Mówią, że muszą pracować, bo zwyczajnie ich nie stać na zmiany. Wolą tkwić w obecnym miejscu pracy, niż iść w nieznane.

- To trudne decyzje. Boimy się, bo nie wiemy, co nas czeka. Człowiek ze swojej natury boi się niewiedzy i zachwiania poczucia bezpieczeństwa. Unikamy zwrotów w życiu, bo tak jest wygodniej, łatwiej. Im większy zwrot w życiu, tym większe ryzyko. Czasem warto pozwolić sobie na stopniowe, długofalowe zmiany. Zaplanujmy je w czasie. Warto walczyć o szczęście, którym tak naprawdę bardzo rzadko są kariera i pieniądze. Podziwiam osoby, które zdecydowały się na zwrot w życiu. Czasem są oni posądzani o nieracjonalne działania, a potem okazuje się, że tylko skorzystały na swojej decyzji. Warto wsłuchać się w siebie, zastanowić się, co naprawdę chcemy robić, co lubimy, co sprawi nam przyjemność. Warto wprowadzać nawet drobne zmiany w życiu zawodowym - twierdzi Jolanta Głowacka, psycholog społeczny, doradca personalny współpracuje z agencją Euro&Job.

(grox)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (373)