Sądy mnożą koszty w najdrobniejszych sprawach

Niewielkie kradzieże sklepowe coraz częściej trafiają na wokandy. Sprawa złodzieja dezodorantu czy kostki masła kosztuje wymiar sprawiedliwości kilkaset złotych.

Sądy mnożą koszty w najdrobniejszych sprawach
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

24.03.2009 07:21

Batonik, dezodorant, pończochy, kostka masła, a nawet pieczywo - sprawy o kradzieże takich towarów coraz częściej trafiają do sądów. Drobne kradzieże w sklepach są już plagą. Organy ścigania walczą z nią, jak potrafią. Szkopuł w tym, że koszty takiego postępowania są wielokrotnie wyższe niż wartość skradzionego towaru. Przykład krakowskiej sprawy sprzed kilku dni: skradzione przez starszą kobietę masło kosztowało 4,20 zł, a koszty postępowania (zresztą umorzonego) wyniosły ok. 300 zł. Gdzie tu sens i logika?
_ Nie kierujemy się logiką, tylko przepisami _ - odpowiadają sędziowie.

Chcą czy nie, i tak sądzą

_ To wina prawa, a nie sędziów _ - przekonuje warszawski sędzia Wojciech Małek. I dodaje, że to ustawodawca tak skonstruował przepisy, iż sąd nie ma dziś wyboru. Czy jest to opłacalne czy nie, zająć się sprawą musi. _ Ścigamy każde przestępstwo niezależnie od tego, jakie ono jest _ - mówi Małek.

_ Sam prowadziłem kiedyś sprawę o kradzież dezodorantu o wartości kilkunastu złotych _- wspomina sędzia Rafał Puchalski z Jarosławia. _ I co miałem zrobić? Wyliczyć koszty i napisać w aktach, że tej sprawy nie opłaca się prowadzić? _ - pyta i przyznaje, że istotnie sprawy wykroczeniowe w sądach to pomyłka.

Jego zdaniem powinno istnieć coś na wzór dawnych kolegiów do spraw wykroczeń dla takich najdrobniejszych spraw. Tych zresztą w ostatnich latach zaczyna przybywać. Jeden z warszawskich sądów grodzkich zajmie się niebawem sprawą kilku narkomanów, którzy niemal codziennie przychodzą na kradzione śniadanie do osiedlowego sklepiku.

Bywa, że nawet te najdrobniejsze kradzieże z czasem (powtarzane kilka razy dziennie) stają się na tyle dokuczliwe, iż muszą się skończyć w sądzie. Po co? Żeby wyrok zadziałał prewencyjnie na sprawców.

Przed obliczem sądu takie sprawy najczęściej kończą się albo odstąpieniem od wymierzenia kary, albo najniższą grzywną.
_ Nawet jeśli sąd ukarze sprawcę niewielką grzywną, to jej ściągnięcie jest w praktyce niemożliwe _ - twierdzi sędzia Puchalski. Gra jest więc niewarta świeczki.

Niepotrzebne koszty

Na samo opracowanie każdej sprawy, która trafia do sądu, potrzeba czasu i pieniędzy. Każdej z nich trzeba założyć akta (np. powszywać dokumenty). Potem wpisuje się ją do papierowego repertorium i umieszcza w elektronicznej bazie (komputerowe repertorium).

Kolejny etap to przydzielenie sprawy sędziemu. Ten wybierany jest według listy. Sędzia musi przejrzeć akta i wyznaczyć termin (albo posiedzenia, albo rozprawy, a to zależy od tego, w jakim trybie sprawa się toczy). Potem trzeba jeszcze wysłać wezwania (każde kosztuje 5 zł) do stawiennictwa na rozprawie, i to nie tylko do podsądnego, ale także do świadków. Często nie obejdzie się też bez opinii biegłego (koszt od kilkudziesięciu złotych). W sumie daje to średnio 200 - 400 zł.

Agata Łukaszewicz
Rzeczpospolita

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)