Skok na nasze emerytury! Ile stracimy na pomysłach rządu?
Nie ma co się łudzić: tu nie chodzi o to, by zwiększyć nasze emerytury, ale na gwałt znaleźć dodatkowe pieniądze. Dziura w budżecie państwa jest coraz większa. Rząd najwyraźniej stanął pod ścianą. Dlatego by tę dziurę załatać, chce sięgnąć po nasze oszczędności w Otwartych Funduszach Emerytalnych – to główny cel reformy, którą zapowiedział wicepremier Jacek Rostowski i szef resortu pracy Władysław Kosiniak-Kamysz. Rząd zaproponował nam trzy warianty. Jeden gorszy od drugiego….
29.06.2013 | aktual.: 28.08.2013 10:26
W budżecie na ten rok zapisano, że dziura w finansach państwa wyniesie niemal 36 mld zł. Już dziś wiadomo, że będzie to dużo, dużo więcej – szacuje się, że nawet o kolejne 20–25 mld zł. Najwięcej pieniędzy trzeba wpompować do ZUS. Składki, które płacimy, nie wystarczają na emerytury. Dlatego rząd musi co roku dopłacać 30-40 mld zł. Nie jesteś jeszcze emerytem, więc myślisz, że problem ten cię nie dotyczy? Niestety, jesteś w błędzie. Rząd uznał, że najprościej sięgnąć po pieniądze przyszłych emerytów. Czyli te, które odkładamy z naszych pensji na emeryturę.
Ile do ZUS, ile do OFE
Zanim jednak przedstawimy propozycje rządu, wyjaśnijmy, o co z tym OFE chodzi: dziś każdy pracujący Polak odkłada na emeryturę pieniądze w ZUS i w OFE. Obecnie składka emerytalna wynosi 19,52 proc., z tego 16,72 proc. trafia do ZUS, a 2,8 proc. – do OFE. Fundusze emerytalne inwestują nasze składki, żeby je pomnożyć, a ZUS - wydaje je na obecnych emerytów. Zamiast realnych pieniędzy na naszych kontach emerytalnych pojawia się tylko księgowy zapis o wysokości składek, co roku waloryzowany. W OFE, od 1999 roku, gdy zostały wprowadzone, uzbieraliśmy ok. 230 mld zł. Te miliardy robią wrażenie?
Niepotrzebnie. Dziś emerytury z tzw. II filaru, czyli właśnie z OFE, pobiera ok. 2 tysięcy kobiet. Średnia wysokość świadczenia to niewiele ponad 90 zł miesięcznie brutto. Obrońcy OFE twierdzą, że tak niskie emerytury wynikają z tego, że kobiety, które dziś dostają emeryturę z OFE, oszczędzały tam zbyt krótko. Ale wychodzi na jaw jeszcze inna sprawa: OFE bardzo dużo nas kosztują. W formie różnego rodzaju opłat za przekazanie składki czy za zarządzanie oddaliśmy im w ciągu 13 lat – uwaga! – aż 17 miliardów złotych. W przeliczeniu na każdego ubezpieczonego to aż tysiąc złotych. Plan, nad którym rząd ślęczał od kilku miesięcy, miał przynieść propozycję naprawy systemu emerytalnego. Zamiast tego ministrowie uradzili, jak państwo ma przejąć nasze pieniądze z OFE. Bo to niemal pewne, że je przejmie.
Państwo kładzie łapę
Rząd chce, by to właśnie ZUS wypłacał docelowo emerytury z II filaru. Ma to wyglądać następująco: na dziesięć lat przed emeryturą do ZUS byłyby stopniowo przekazywane pieniądze, które uzbieraliśmy w OFE. Czyli w ciągu tych 10 lat nasze pieniądze nie byłyby inwestowane i – co za tym idzie - pomnażane, tylko wydane na bieżące emerytury. Z naszych oszczędności państwo dostałoby ogromny zastrzyk gotówki – w pierwszym roku około 12–13 mld zł, potem po ok. 5 mld zł rocznie. A co dostaniemy w zamian? Obietnicę, że w przyszłości nasze pieniądze dostaniemy z powrotem. Ale to nie jedyna zmiana.
– Rząd chce ograniczyć działalność OFE – alarmuje prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów w rządzie Donalda Tuska, a obecnie główny ekonomista BCC.
Chodzi o trzy propozycje: jedna przewiduje wprowadzenie zakazu inwestowania przez OFE w obligacje Skarbu Państwa, dwie – dają nam wybór czy chcemy oszczędzać w ZUS i OFE czy tylko w ZUS. Tylko tak naprawdę to wybór pozorny, bo jakby nie patrzyć, nasze emerytury w przyszłości i tak będą bardzo niskie. I choć dzisiejsi seniorzy narzekają na wysokość świadczeń, osoby, które obecnie pracują będą mogły tylko marzyć o takich emeryturach, jakie mają ich rodzice czy dziadkowie.
Zobacz również w internetowym wydaniu Fakt Jackson z dziećmi: nieznane zdjęcia