Sprzątnął śmieci za gminę. Samorząd grozi mu sądem

Zgodnie z obowiązującym stanem prawnym śmieci są własnością gminną i to samorządy zajmują się organizowaniem ich wywozu i sprzątania. Naliczenie opłat od osoby miało zlikwidować patologie i problemy z dzikimi wysypiskami. Życie udowadnia jednak, że nie zawsze tak jest.

Sprzątnął śmieci za gminę. Samorząd grozi mu sądem
Źródło zdjęć: © AFP | Jean Pierre Mulle

18.10.2014 | aktual.: 18.10.2014 17:46

Pan Bogdan, mieszkaniec gminy Miłkowice, miał dość patrzenia na dzikie wysypiska w lasach koło Gniewomirowic. Nie mógł doprosić się u władz gminy, by ta pozbyła się śmieci z lasów, więc postanowił zająć się tym samodzielnie. Uprzątnął tyle, ile mógł. Popakował w worki i czekał na śmieciarkę. Ta zignorowała jednak wystawione pakunki, więc zdziwiony obywatel skontaktował się z gminą.

- Dzwonię do urzędu gminy i pytam dlaczego nie odbieracie śmieci? Na to pani robi ze mną wywiad "w czym te śmieci były?" - oczywiście, nie były w kuble, ale w niebieskich workach. No to pani mi mówi, że dlatego nie odebrali, bo worki powinny być żółte. Pojechaliśmy do sklepu, kupiliśmy żółte worki, zapakowaliśmy niebieskie worki w żółte. Po dwóch tygodniach przyjeżdża śmieciarka i... to nie są ich worki, ale worki ze sklepu, więc znów nam tych śmieci nie odebrali - opowiadał Radiu Wrocław.

Skoro worki muszą być właściwe, obywatel udał się do siedziby gminy, aby je dostać. Okazało się, że mimo zapewnień nie było ich - należało poczekać jeszcze dwa dni. Dodatkowo przepakowywane już śmieci należało zapakować jeszcze raz.

Nic więc dziwnego, że gdy śmieciarka kolejny raz nie odebrała odpadów mężczyzna zapakował je w samochód, zawiózł pod urząd gminy i zostawił je przed wejściem. Upewnił się jeszcze, że kamera monitoringu zarejestrowała jego i tablice identyfikacyjne auta, by urzędnicy wiedzieli, kto im pomaga.

W zamian za pomoc, mężczyzna nie otrzymał jednak pochwały. Gminni urzędnicy skierowali sprawę na policję, która wezwała społecznika i przesłuchała go w związku z... zaśmieceniem terenu gminy.

Z takim wnioskiem wystąpiła Izabella Weńkowicz, dyrektor Gminnego Zakładu Gospodarki Komunalnej w Miłkowicach, która zarzeka się, że nikt w urzędzie nie miał wiedzy o obywatelskiej postawie pana Bogdana. Sam zainteresowany deklaruje, że kilkakrotnie o tym z urzędnikami rozmawiał.

Urzędnicy dostali e-mail o tej sprawie, ale podpisany przez sąsiada, a nie społecznika. To wystarczyło do uruchomienia machiny wymiaru sprawiedli­wo­ści.

Wójt gminy rozważa wycofanie wniosku o ściganie pana Bogdana. W międzyczasie pan Bogdan przestał interesować się dzikimi wysypiskami. Boi się, że gdy znów zacznie sprzątać, to trafi do więzienia za zaśmiecanie gminy.

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (267)
Zobacz także